piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 11

Napisałąm! Spieprzyłam to. Mi się nie podoba... Ale ocenę pozostawiam wam. Taki... Dziwny ten rozdział. No nic...
Będę niedługo robić nową ankietę, także możecie zaglądnąć.
Jeżeli ktoś chce być informowany, to niech się łaskawie wpisze do zakładki INFORMOWANI.!, bo inaczej informować.
Wrzuciłam zdjęcia bohaterów do zakładki Bohaterowie. Oryginalna nazwa, wiem..;p
Rozdział dla Ady, bo zaraz lecę po ciebie do 'Klubu Muzycznego Kino' ..xD I spędzimy ciekawą no - nie wątpię..x) I nie, Skarbie. Nie mam żadnej dziewczyny na boku..:D Pierdolłam, nooo..xD Kocham Cię.;*
Dobra, zapraszam do czytania.;)

_______________________________________________



Axl:

Co się z tobą dzieje? Ogarnij się, chłopie. Nosz kurwa mać! Tak słodko się uśmiecha. Normalnie mam ją ochotę przytulić. Tak, przytulić. Nie wyruchać. Chociaż w sumie wyruchaniem też bym nie pogardził. O, dmucha na niesforny kosmyk, który wpada jej do oka. Chwyciłem go w palce i odłożyłem za ucho. Uśmiechnąłem się tak, jak podobno większość kobiet lubi. Tak, tak. Znów dobrze słyszycie. Powiedziałem kobieta. Ale ludzie… Przecież dziwką jej nazwać nie można. Z resztą gówno mnie obchodzi, co sobie myślicie. Będę mówił i myślał, co mi się będzie żywnie podobać. Ma takie ładne oczy. Patrzy nimi na mnie nieśmiało, ale jednocześnie jakby czegoś chciała. Czemu nie umiem czytać w myślach?
Rozejrzałem się po lokalu. Towarzystwo już zalane. Nie ma co się dziwić. Gdyby nie Michelle, to też bym był. Slasha i April gdzieś wsysło. Aha, poszli na „spacer”, zapomniałem. Thony gadał z tym całym Andrew, popijając jakieś dziwne drinki. Reszta zespołu Chelle rozmawiała w swoim gronie. Jakoś niezbyt ich lubiłem. Podobno mieli u nas mieszkać kilka dni. Co my kurwa? Hotel? Nie wiem, gdzie się pomieszczą, ale dowiedziałem się, że to jedyna opcja, żeby Michelle u nas została. Więc się zgodziłem, no bo co? Duff chrapał sobie, przytulając whisky. Ślina kapała mu na ramię. Piękniejszego widoku nie widziałem, mniam. Izzy polazł dilować, bo ta jego Molly miała dzisiaj próbę i nie miał co liczyć na seks. Chyba, że poszedł na dziwki… Nie. Jakby go jego laska złapała, to zgon zapewniony. A przecież „on jest zbyt zajebisty, żeby umierać”, pff… Steven naćpał się cukiereczkami od Snake’a. Chwilę mu totalnie odpierdalało i skakał po stołach, uciekając przed stadem wiewiórek. Teraz zrobił się bardziej potulny. Siedział spokojnie, okręcając kosmyk włosów wokół pałeczki [pacz – teledysk do Patience, if You know what I mean. Dop.aut.]. Takiej perkusjowej oczywiście. Perkusjowej? Mniejsza z tym.
- …chać? – zapytała nagle blondynka.
Że co, że co, że co? Czy mógłbym ją wyruchać? W sumie nie jestem pewny. Lepiej nie ryzykować. Chociaż… Raz się żyję.
- Dobrze, kotku. Ale nie tutaj, chodźmy do łazienki – zaproponowałem, wstając.
- Po co? – popatrzyła na mnie z zaskoczeniem w oczach.
- No… Żeby… Wiesz… - nie mogłem się wysłowić.
- Nie wiem.
- Żeby się pieprzyć, no. Trudno zrozumieć?
Taa… Nie wiesz czegoś? Spytaj Adlera. Po „witaminkach” powie ci wszystko. Rzuciłem mu wkurwione spojrzenie. Dziewczyna strzeliła facepalma. Czyli skucha. Dzięki, Stevie, jesteś bogiem.
- Się domyślam po co mam iść z tobą do łazienki. Tylko nie wiem, co ma piernik do wiatraka.
- Bo się wiatrak może rozpierniczyć? – jesteś genialny, Axl. Król Sucharów. – A o co pytałaś? – westchnąłem.
- Pytałam, czy mógłbyś mnie posłuchać, bo się wyłączyłeś – wyjaśniła z uśmiechem.
Rose, Rose, Rose. Tobie to już się wszystko z ruchaniem kojarzy. Nie ma co… Brawo. Mara nieprzeciętna. Kiwnąłem głową, siadając z powrotem obok dziewczyny. Opowiadała mi jakieś pierdoły, ale słuchałem. Taki tam wysiłek z mojej strony. Nie mały wysiłek. Ale laska ładna, fajna… Można się postarać. Co chwilę jednak odlatywałem myślami w jakieś inne miejsce. Starałem się od czasu do czasu kiwnąć głową, czy wymamrotać „Mhm”, „Aha”, „Naprawdę?”, „Co ty nie powiesz?”. Żeby nie myślała, że jej nie słucham. Bo przecież słucham, nie?
Kilka godzin później zaczęliśmy się zbierać. Powód ten, co zawsze. Czyli? Kto wie, no kto wie? Brawo. Steven. Z zawziętością i agresją dzikiego zwierza na polowaniu, rzucił się na jakiegoś menagera. Podobno spiskował coś przeciw „malutkim, słodziaśnym pingwiniątkom”. A my musieliśmy tłumaczyć, że normalnie jest bardzo grzeczny, bo go oswoiliśmy. I tak wylecieliśmy na zbity ryj z lokalu.
Bez większych komplikacji udało nam się dotrzeć do domu. Nie uwierzycie w moje pieprzone szczęście. Wmówiłem Chelle, że nie ma już wolnych miejsc i musi spać ze mną. Uwierzyła, kurwa, czujecie to? Rzuciła swoją torbę na podłogę, po czym wspólnie zeszliśmy do salonu. Może niezupełnie. Gdy byłem w połowie schodów, zadzwonił telefon. Niech to będzie coś ważnego, bo zajebię. Podniosłem słuchawkę.
- Co, kurwa?
- Axl… Bo ja i April. Ten tego… No znowu w pierdlu jesteśmy – wyrzucił z siebie Hudson.
- Znowu?
- No tak…
- Wiesz co? Mam to w dupie! Nara! – wydarłem się do słuchawki.
Odrzuciłem ją na widełki. Pojebańce. Ledwo co wyszli, to znowu siedzą. To jest tylko i wyłącznie mój przywilej, nie dociera? Będzie jakaś sprawa, przy której bez Slasha się nie obejdzie, to ich wyciągniemy. Teraz niech sobie siedzą.

Gliniarz Jerry:

- Jeszcze jeden telefon. Tylko jeden, kurwa! – darł się ten cały mulat.
Kim on jest, że może mi rozkazywać? To ja tu mam mundur. Brzydzę się nim. Jakim cudem wyrwał taką ładną dziewczynę? Pewnie ją szantażował, albo coś. Nie dam mu telefonu. Przynajmniej dłużej sobie na Jonson popatrzę. Teraz coś jej szepta do ucha. Zaraz go normalnie wsadzę do osobnej celi. Dziewczyna się uśmiecha. Z czego tu się cieszyć? No nie ma z czego. Podchodzi do mnie. Uśmiecha się słodko, robi maślane oczy.
- A ja mogę zadzwonić? Proszę, Jerryyyy – przygryza seksownie dolną wargę.
Uśmiecham się i oddaję jej telefon. Wykręca numer. Czeka aż ktoś odbierze, uśmiechając się do mnie.
- Izzy, kotku?... No tak, to ja… Mam do siebie prośbę, kochanie… Wyciągnąłbyś mnie i Saula?... No znowu… Wiem, przepraszam… Postaram się… Przyjedziesz?... Dzięki, kocham cię – świergotała do słuchawki.
Oddaje mi telefon. Coś się we mnie gotuje. Czemu ja nie jestem na miejscu tamtego Izzy’ego? Czy tego tu Hudsona? Jonson ma taki zgrabny tył. Z miłą chęcią zabrałbym ją na zaplecze.

Slash:

Myślałem, że go kurwa zajebię. Wgapiał swoje pieprzone oczy nie tam, gdzie trzeba. Był obleśny. Przeliteruję: o-ble-śny! A nie… To chyba sylabowanie. Chuj z tym. Istotny jest sam fakt. Gruby, łysy, stary. Uwaga, rzygam! Jeszcze śmie bezczelnie patrzeć na mój tyłek. To znaczy na tyłek April. Ale tyłek April to mój tyłek, bo April moja jest. A może nie jest? W sumie, to nie jesteśmy razem. Czy jesteśmy? Ja i kobieta (kobieta, nie dziwka) to zupełnie obcy mi temat. W sumie do czasu pieprzyłem co noc, ale dziwkę. Aż spotkałem ją – kobietę. Slash, Slash, Slash… Co ty pierdolisz? Wracając do tematu – nie mogłem patrzeć na mordę Jerry’ego. Wkurwiał mnie jak mało kto.
Izzy przyszedł po jakiejś godzinie. Bez słowa wręczył zaliczkę. Jerry nam otworzył i czym prędzej wyszliśmy z komisariatu. April przytuliła rytmicznego, dziękując mu, ale  ten tylko lekko ją objął. Coś było nie tak ze Stradlinem. Ukrywał coś, wiem to na pewno. Zawsze się tak wtedy zachowywał. Nic nie mówił, nie zwracał na nikogo uwagi. Raz się uśmiechał, raz chodził wkurwiony. Ale cały czas milczał.
- Co jest? – zapytałem. Spojrzał na mnie, udając że nie wie o co mi chodzi. – Izzy, znam cię. Masz okres, jesteś w ciąży, albo coś ukrywasz. Ostatnia opcja jest najbardziej prawdopodobna. Więc?
- No dobra – poddał się. – Gramy jutro koncert i tylko dlatego wydałem na was kolejnego tysiąca. Inaczej bym was tam zostawił. Ale nie poradzimy sobie bez ciebie.
- A czemu to ukrywałeś? – nie rozumiałem jego toku myślenia.
- Bo nie chciałem, żebyś powiedział Axlowi. Wiesz, jak z nim. Zaraz nam tu zacznie gwiazdorzyć. Lepiej mu powiedzieć jutro. Także macie siedzieć cicho, jasne? – upewnił się głosem, który nie znosił sprzeciwu.
- Jasne – zapewniliśmy go z April.
Jonson się podjarała, ale to chyba nie dziwne, bo nie była wcześniej na naszym koncercie. A my to na koncertach jesteśmy zajebiści. Zawsze jesteśmy zajebiści. Ale na koncertach to szczególnie, moim skromnym zdaniem.
Weszliśmy do Hellhouse’u, a tam impreza na całego. Ludzi od cholery. Koga ja tu widzę? Mötley Crüe, Cindrella, Skid Row, Metallica… Mniej ważni ludzie, dziwki. Izzy stanął jak wryty. Pewnie zostawił to wszystko w innym stanie. Ale wszyscy wiemy, że Axl potrafi zrobić rozpierdol w pięć sekund, więc co to dla niego jest godzina na zorganizowanie popijawy? Nie ma problemu. Duff był zabawiany przez jakąś kurwę, Steven siedział w kącie ze Snake’iem (wymieniali się narkotykami), Axl rozmawiał z Michelle… Zaraz, zaraz. Rozmawiał?! Co się dzieje z tym człowiekiem? Goście z Metalliki zabrali dziwce stanik. Hammett i Burton stali po jednej stanie pokoju, Ulrich i Hetfield po drugiej. Robili wyrzutnie rakiet ze wspomnianego wcześniej stanika. Tak więc Kirk i Cliff naciągali ‘procę’, załadowaną alkoholem i strzelali, a James z Larsem łapali butelki, zanim rozbiły się o ścianę. Cieszyli z tego, jak małe dzieci. Jakby nie patrzeć – fajna zabawa. Trzeba kiedyś wypróbować. Mötley’ów pewnie zaprosił Steven, bo Rose raczej za nimi nie przepada. Wszyscy, poza Tommy’m (który dosiadł się do Cindrelli), oglądali taniec na stole dwóch zalanych w trzy dupy lasek. Skid Row siedzieli w miarę spokojnie, zawzięcie o czymś dyskutując. Cindrella dowiaduje się w zaskakującym tempie o każdej imprezie, więc ich obecność była niezbyt zadziwiająca. Ale nie mieliśmy nic przeciwko temu, bo wszyscy lubiliśmy tych gości. Wprowadzali pozytywną atmosferę, podobnie jak Meta.
Usiadłem z April obok Axla i Chelle. Rose spojrzał na nas zdziwiony. Tak, Axl. Nie tylko ty mogłeś nas wyciągnąć. Jonson nie chciała już pić, chyba miała dość na dzisiaj. Ja zdążyłem wytrzeźwieć, to co się będę? Chwyciłem Jacka, później drugiego… I tak jakoś poszło.
Nagle w drzwiach pojawiła się Adriana. Oj, będą kłopoty. Szukała kogoś wzrokiem. Pewnie Adlera. Niedobrze. Trzeba by było coś z tym zrobić. Podniosłem się niechętnie z kanapy. Zacząłem iść w kierunku dziewczyny. Uśmiechnęła się na mój widok. Nie masz się z czego cieszyć, kochanie.
- Slash – przytuliła się do mnie. – Nie widziałeś gdzieś Stevie’go?
- Adriana… - odsunąłem ją od siebie. – Tam są drzwi – wskazałem palcem. – Wypierdalaj!
Wkurwiła się. Zamachnęła się mocno i dostałem z liścia. Syknąłem z bólu. A Smith stała sobie dalej, jak gdyby nigdy nic. Chwyciłem ją w pacie i zaciągnąłem do drzwi. Wypchnąłem ją brutalnie na zewnątrz, po czym zatrzasnąłem drzwi. Otrzepałem ręce. Po kłopocie.

April:

Dzisiaj koncert, dzisiaj koncert! Postanowiłam najpierw się ogarnąć z Michelle, a dopiero później obudzić chłopaków. Ona brała już prysznic, a ja miałam zrobić nam kawę. Nawet się nie przewróciłam, krocząc nad śpiącymi gośćmi z wczoraj. Nastawiłam wodę, przygotowałam kubki i usiadłam na blacie. Ziewnęłam. Moje spanie do najdłuższych nie należało. Zgasiłam gaz, zanim czajnik zagwizdał, żeby nikogo nie obudzić. Chelle tym czasem wyszła z łazienki. Rozmawiałyśmy przyciszonym głosem nad kawą. W końcu zostawiłam ją z pustymi kubkami w zlewie i poszłam się umyć. Po drodze potknęłam się o Sixxa, ale wymamrotał coś tylko, śpiąc dalej. Odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam za sobą drzwi łazienki. Zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania, po czym weszłam pod prysznic. Ciepłej wody nie było, ale to u nich norma. Umyłam się szybko, a następnie owinęłam się ręcznikiem. Prawdopodobnie był już wcześniej używany, ale nie mogę mieć za dużych wymagań wobec chłopców. Wyszłam do salonu i skierowałam się na górę, wołając Michelle. Zamknęłyśmy się w jednym z nielicznych pokoi z lustrem. Zrobiłam sobie smoky eye, czy jakoś tak. Nie ważne, jak się nazywa, ważne jak wygląda. Chelle pomalowała się w ten swój specyficzny sposób. Nie wiem, jak to nazwać. Wplata w to wszystkie możliwe kolory, a nie wygląda pstrokato, ani nic z tych rzeczy. Ślicznie jej w tym. Teraz gorsza część – ubrania. Wywaliłyśmy wszystko z torb na łóżko. Przebierałyśmy się przez kilka godzin z jednego zestawu w drugi, aż trafiłyśmy na taki, który nam odpowiadał. Ja miałam na sobie kabaretki, shorty z ciemnego jeansu, czarną bluzkę z dekoltem, ramoneskę i szpilki. Michelle ubrała potargane rajstopy, mini w biało-czarną kratkę, czerwony top, jeansową kurtkę i koturny. Chelle usiadła na krześle i zaczęła tapirować włosy.
- Daj, tobie też natapiruję – powiedział, gdy skończyła.
- Pojebało cię? Ja i tapir? – roześmiałam się.
- Nie. Chodź – pociągnęła mnie na krzesło.
Muszę przyznać, że efekt nie był tak zły, jak myślałam. Nawet wyglądało całkiem… Dobrze. Bez przesady, ale przyzwoicie.
- Kurwa! – podskoczyłam nagle.
- Nie kurwa, tylko Michelle – powiedziała.
- Nie o to chodzi! Za dwie godziny koncert, a oni dalej śpią!
- Kurwa! – zerwała się z łóżka.
- Mówiłam – roześmiałam się.
Ktoś walił pięściami w drzwi wejściowe. Zbiegłyśmy na dół. Otworzyłam, a do środka weszła ciemnowłosa dziewczyna. Ubrana była w spodnie w panterkę, czarną koronkową bluzkę i czarne obcasy. Ciągła za sobą duży worek.
- Hej, jestem Barbi – rzuciła, przechodząc obok nas. – WSTAWAĆ! – krzyknęła na pół ulicy.
Wszyscy zaczęli pomału się przebudzać. Gdy ujrzeli Barbi, ich tępo kilkakrotnie wzrosło. Dziewczyna rozwiązała worek i rzucała w Gunsów jego zawartością. Pozostali stopniowo opuszczali Hellhouse. Okazało się, że w worku były ubrania. Dla każdego miała coś przygotowane. Poprosiła nas, żebyśmy pomogły im się ubierać, bo sami mogą nie dać rady. Godzinę później siedzieliśmy gotowi w salonie, bo Axl uznał, że nie można być na czas, tylko trzeba się modnie spóźnić. Skoro mowa o Axlu, to ten jeszcze nie był gotowy. Chwycił ubrania i wyszedł na górę, twierdząc że co jak co, ale ubrać to on się potrafi. Po jakimś czasie dołączyła do nas Molly.
- Hej, kochana. Ty już tu? – zapytała na widok Barbi.
- A myślisz, że by się sami przygotowali? – odpowiedział pytaniem.
Dziewczyny się roześmiały. Okazało się, że mają razem zespół Rocket Queen, a Barbi jest nieoficjalną stylistką Guns N’ Roses. W końcu szanowny pan Rose zszedł gotowy na dół i mogliśmy wychodzić.
- A co z nimi? – zapytałam, spoglądając na śpiących jeszcze członków kapeli Chelle.
- A zostaw ich. Chłopcy i tak nigdy nie zamykają drzwi – odpowiedziała mi Barbi, puszczając do mnie oczko.
Axl chodził cały wkurwiony. Zapewne się obraził, że nikt mu wcześniej nie powiedział o koncercie. Z resztą cholera go wie. On ma nie po kolei w głowie i posrane priorytety.
- Jonson? – zagadnął przy drzwiach.
- Tak mam na nazwisko – stwierdziłam.
- Co ty masz na głowie?
- To samo, co i kurwa ty. Tapir – odpowiedziałam.
- Wyglądasz jak pół dupy zza krzaka – uśmiechnął się brzydko.
- Spierdalaj – błysnęłam ząbkami.
Wkurwił się, było widać. Na szczęście Michelle go zagadała i atmosfera się rozluźniła. Doszliśmy do The Troubadour, po czym rozwaliliśmy się po całej garderobie. Barbi robiła jakieś ostatnie poprawki. Axl rozmawiał z Chelle. Steven tłumaczył coś Duffowi, zawzięcie przy tym gestykulując. Molly siedziała na kolanach u Izzy’ego. Slash grał na gitarze, a ja mu się przyglądałam. Thony milczał na fotelu. Odnosiłam wrażenie, że trochę go skrzywdziłam, odciągając go od świata i życia, które znał. Musiałam z nim porozmawiać. Może powinien wrócić do Seattle? Po pewnym czasie do garderoby wszedł facet i oznajmił, że muszą wychodzić na scenę, bo tłum się denerwuje. Chwyciłam Michelle i Molly za nadgarstki i pociągnęłam je przez drzwi, żeby później przepychać się między ludźmi w lokalu.
Zespół wyszedł na scenę dokładnie w momencie, w którym pod nią dotarłyśmy. Rose rzucił tandetnym tekstem, ludzie krzyczeli zadowoleni. Emocje ogólnie zajebiste. Zaczęli od Welcome to The Jungle. Axl szalał po scenie z mikrofonem, próbując w tym trochę naśladować Stevena Tylera. Nie mogłam przestać się z niego śmiać. Mimo wszystko, frontmanem był bardzo dobrym, chociaż mieszkając z nim stwierdzam, iż na ogół nie da się z nim wytrzymać. Uśmiechnęłam się do Stevena, który właśnie do mnie mrugał. Miał straszny zaciesz z gry. Mamrotał sobie pod nosem ‘dum dum da da da da tss’… Uwielbiam to w perkusistach. Izzy… Zero kontaktu z publicznością. Slash miał włosy na twarzy, chyba norma, nie? Duff po każdej piosence pił piwo, postawione na wzmacniaczu. Ogólnie był raczej skupiony na grze. Zakończyli Move to The City, zaszli ze sceny. Saul jeszcze na chwilę został, podziękował motherfuckerom i rozpoczął monolog. Steven po niego wrócił i siłą zaciągnął go za kulisy.

Thony:

- Musimy porozmawiać – stwierdziła April, ciągnąc mnie w kierunku kuchni.
GnR robili powtórkę z wczorajszej rozrywki i do Hellhouse’u zleciało się nawet więcej ludzi niż ostatnio. Spowodowane to było tym, że koncertem całkiem sporo zarobili i wystarczyło na dużą ilość alkoholu. Nie myślcie, że wydają pieniądze tylko na alkohol. Nie. Kupili też nowe krzesła i wymienili szybę w oknie. Co prawda te szkody wyrządzili pod wpływem procentowych napoi, ale to mniej istotne.
Moja siostra usiadła na blacie i pokazała gestem, żebym zajął miejsce na stołku. Opadłem na niego z głośnym westchnięciem. O czym ona znowu chce rozmawiać? Cały czas ma jakiś problem. Niech się zajmie sobą, mi to nie przeszkadza. Co prawda nie czuję się tu za dobrze. Tyle ludzi wokół mnie, a jednak jestem sam.
- Thony, chcesz wrócić do Seattle?
Nie spodziewałem się, że zapyta wprost. Zawsze minimum godzinę krążyła wokół głównego tematu. Nie tym razem. Widać, że ciężko było jej o to pytać. Bała się odpowiedzi. Pobladła, przygryzała wargę i nerwowo poprawiała sobie bluzkę. Kochałem ją. Końcem końców, była moją siostrą i zawsze chciała dla mnie dobrze. Nie potrafiłem zranić jej ot tak. Chciała mieć mnie przy sobie, ale najwyraźniej widziała, iż trochę się tutaj męczę. Ja myślałem podobnie. Najchętniej bym stąd wyjechał i nie oglądał się za siebie, ale przecież nie mogłem jej tak zostawić.
- Dlaczego pytasz?
- Młody, nie jestem ani ślepa, ani głupia! Dobrze cię znam. Wolałbyś być teraz w domu i świetnie o tym wiem. Nie mam serca cię tutaj trzymać …
Przy ostatnich słowach jej głos zaczął się łamać. Szybko przetarła łzę, która wbrew jej woli spływała po bladym policzku. Na jednej się nie skończyło. Za nią popłynęła kolejna. I kolejna. Aż rozpłakała się na dobre. Nie mogłem znieść tego, że płacze z mojego powodu. Podszedłem do niej. Przytuliłem ją, próbując uspokoić. Szlochała mi w ramię, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Odsunąłem ją trochę od siebie, żeby móc spojrzeć jej w twarz. Miała zaczerwienione i podpuchnięte oczy, a jej policzki były mokre od łez. Popatrzyłem jej prosto w oczy.
- April. Jesteś moją siostrą i bardzo cię kocham. Ale masz rację – chcę wyjechać. I zrobię to. Wiem, że zrozumiesz. Będę dzwonił. Niedługo cię odwiedzę. A teraz nie płacz już, proszę – powiedziałem bardzo wolno, żeby moje słowa do niej dotarły.
Uśmiechnęła się lekko przez łzy. Otarła oczy rękawem i raz jeszcze mocno się we mnie wtuliła. Postanowiłem wyjechać już dziś. Nie miałem na co czekać. Co prawda wątpię, żeby o tej godzinie ktoś cudownie jechał do Seattle i miał ochotę mnie zabrać. Ale spróbować nie zaszkodzi. Poszedłem na górę i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Wszystko szybko poszło, gdyż nie miałem ich zbyt wiele. Zarzuciłem torbę przez ramię, po czym zszedłem na dół pożegnać się z wszystkimi.
- A gdzie ty się, chłopie, wybierasz z tą torbą? – zdziwił się Andrew.
- Do Seattle – wyszczerzyłem do niego zęby.
- To czekaj! My też zaraz wracamy do domu. Mamy wóz, zabierzesz się z nami – postanowił. – Chelle, zbieraj się. Zaraz wyjeżdżamy! – krzyknął do przyjaciółki.
Michelle szepnęła coś Axlowi do ucha i wstała, żeby do nas podejść. Miała niepewny krok, zmieszany wyraz twarzy… Coś kombinuje.
- Wiesz, Andrzej… - zaczęła spokojnie słodkim głosem. – Nie obraź się, ale ja tu zostaję. Przynajmniej na razie. Rozumiesz – April. Nie mogę jej tu zostawić – uśmiechnęła się lekko.
Andrew to Andrew. Nigdy nie robił problemów. Pożegnaliśmy się z ludźmi i czym prędzej ruszyliśmy w kierunku samochodu. Obejrzałem się za siebie, żeby ostatni raz spojrzeć na siostrę. Uśmiechała się smutno, przytulona do boku Slasha.

Duff:

- STEVEN, OGARNIJ SIĘ, KURRRRWAAA! – wrzasnąłem raz jeszcze na blondyna.
Nie mogłem z nim wytrzymać. Darłem na niego ryja od pół godziny, a ten nic sobie z tego nie robił. Wręcz przeciwnie – wkurwiał mnie jeszcze bardziej. Naćpał się czegoś (nie wnikam czego) i totalnie mu odwaliło! +10 do zacieszu, +50 do energii. Dla Adlera to stanowczo za dużo! Hasał sobie uśmiechnięty po salonie i wykrzykiwał jakieś głupie hasła. Ale to na początek. Teraz skakał najwyżej, jak potrafił, śpiewając: „Skaczmy do góry, jak kangury!” i zachęcał do przyłączenia się do zabawy. Może wydaje się to być śmieszne i rzeczywiście – na początku było. Ale już po 5 minutach można zwariować. A tu mowa o 30 minutach!
- STEVEEEEEN! MÓWIĘ COŚ!
- …W górę, w górę! Skaczmy do góry, jak kangury! Dalej, Duffie! Skacz ze mną! To super zabawa! Skaczmy do góry, jak kangury…
Dość! Chwyciłem kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na schodkach przed domem, wyciągając z kieszeni papierosa i zapałki. Już po chwili z moich ust wydobywał się siwy dym. Usłyszałem za sobą trzask drzwi i kroki osoby, zmierzającej w moją stronę. Obstawiałem, że to kobieta. Nie myliłem się.
- Co jest, Duff? – zapytała April, siadając koło mnie i próbując wyciągnąć mi z ręki szluga. W końcu jej się to udało. Teraz ona paliła, a ja się przyglądałem. Lubię patrzeć, jak kobieta pali. To takie seksowne.
- Nic, honey. Popcorn mnie wkurwiał i tyle – odpowiedziałem, odpalając drugiego papierosa. – Hudson ma za dwa dni urodziny – zacząłem z innej beczki.
- Tak? – zdziwiła się. – Nic nie mówił.
- Pewnie sądził, że jest tak zajebisty, iż wszyscy wiedzą kiedy zaszczycił ten świat swoim istnieniem.
Roześmiała się wdzięcznie. W sumie już poprawiła mi humor. Ale wolałem siedzieć tutaj, niż wracać do środka.
- Trzeba by mu było coś kupić – stwierdziła po chwili zastanowienia.
- Tym będziemy przejmować się jutro – powiedziałem.
- Chodź do domu, zimno mi – zadecydowała, wstając.
Podniosłem się z głośnym westchnięciem i ruszyłem za brunetką.

Izzy:

Ktoś budził mnie, gwałtownie mną potrząsając. Niechętnie otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą April. Jęknąłem. Kto jak kto, ale ona na pewno nie pozwoli mi dłużej spać. Ziewnąłem, przeciągając się, po czym wstałem z podłogi za kanapą. Moje ulubione miejsce do spanie po imprezie. Tak więc jeśli jesteś ze mną na imprezie, to nawet nie próbuj spać za kanapą, bo obudzisz się na ulicy. Żeby nie było, że nie ostrzegałem. Rozejrzałem się po salonie. Michelle budziła ludzi, a Molly stała przy drzwiach, pokazując na nie i informując którędy trzeba wypierdalać. Tylko Slash dalej spał. Temu to dobrze.
- Co jest? – zapytałem April.
- Saul ma juto urodziny – przypomniała mi.
- No i? – nigdy nie zrozumiem kobiet.
- Trzeba mu kupić prezent? – spojrzała na mnie, jakbym był jakiś niedojebany.
- Ale trzeba o… - rzuciłem okiem na zegarek – Czternastej ran-oooooooo? – ziewnąłem. Jasne, że nie trzeba. Ale ona zapewne sądzi inaczej
- Po pierwsze nie rano, tylko po południu – roześmiała się. – Po drugie idź się ubierz. A po trzecie – TAK, TRZEBA – powiedział z naciskiem.
I co tu zrobić, człowieku? Z nimi nie wygram. Posłusznie poszedłem się umyć i ubrać. Gdy wróciłem do salonu, wszyscy siedzieli ‘zwarci i gotowi’ na kanapie, krzesłach i podłodze. Oczywiście oprócz Slasha, który wciąż spał. Michelle gestem poprosiła bym usiadł. Opadłem na krzesło.
- Więc jakie macie pomysły? – spytała Molly, stojąc z kartką i długopisem w ręce. Ty też, kochanie? Pranie mózgu ci zrobiły?
- Gita-aaaaa-ara – ziewnął Axl.
- To jest oczywiste, skarbie – powiedziała z litością Chelle.
- Alkohol – rzucił pomysł Duff.
- Alkohol i tak będzie – stwierdziłem. – Bez sensu.
- WĄĄĄŻ!
Jak Steven z czymś wyskoczy, to bój się narodzie. Chociaż… Slash zawsze miał zamiłowanie do dziwnych zwierząt. Szczególnie gadów. Mówił, że w dzieciństwie uwielbiał udawać dinozaura. Więc na przykład taki dusiciel pewnie by mu się spodobał.
- Nie! – krzyknął Axl. – Już wystarczy, że Stradlin trzyma tu tego swojego Psa!
- Masz coś do Psa? – zapytałem wkurwiony.
- Ale wąż to za dużo! Nienawidzę węży! – Rose i tak mnie nie słuchał.
- Pieprzony egoista z ciebie. I siedź cicho, bo Hudsona obudzisz – upomniała go Molly.
- To kupujemy gitarę i węża? – upewniłem się.
Jonson potwierdziła skinieniem głowy. Ja, Duff i Molly mieliśmy zająć się skombinowaniem gada, a April, Steven i Michelle poszli do muzycznego kupić gitarę. Axl się obraził i Weszliśmy niepewnie do zoologicznego. Przy okazji kupię karmę dla Psa. Wybraliśmy takiego… Wiecie. Długiego, zielonego i bez jadu. Idealny. Starszy człowiek za ladą trochę podejrzanie na nas patrzył. Sprzedał mi 10 kilo karmy i mogliśmy wychodzić. Ja niosłem karmę, wąż zawinął się wokół ramienia Michelle, a Duff taszczył to całe terrarium, które nie wiem po jakiego chuja kupiliśmy, bo i tak zaraz się zepsuje.
- Patrz, jakiego boskiego Les Paula mu wybrałam – usłyszałem na progu słowa Adlera.
- Jaaasne, Popcorn. Ja wybierałam – przypomniała mu April.
- Ale pomagałem przecież – nadąsał się Steven.
- Nie płacz, kotek – Jonson go przytuliła.
Ale muszę przyznać, że gitarka niezła. Hudson się ucieszy, jak nic.

…Dzień później…

Steven:

- WSTAWAJ! – krzyknąłem do mulata.
- Spierdalaj… - wymruczał, nie otwierając oczu.
Spojrzałem na resztę. Wszyscy, jak na zawołanie, przewrócili oczami. Miałem go obudzić. Zostałem WYBRANY. Jestem WYBRAŃCEM. Super, nie? Nie mogę zawieść tych niewinnych mieszkańców kuli ziemskiej.
- Ale Slash… Masz urodziny! A my coś dla ciebie mamy, ale nie to nie… - spróbowałem inaczej.
Otworzył jedno oko, potem drugie. W końcu się podniósł. Udało się! Mission complite. Brawo, Popcorn! Piątka! [Pozdrowienia dla Magdy..;). Dop.aut.] Zaśpiewaliśmy mu głośne „Sto lat”. Śmiał się z nas i z niecierpliwością czekał, aż skończymy. Nie ma tak łatwo Saulie. Trzeba się nacierpieć, żeby dostać nagrodę. Później każdy z osobna podchodził i składał mu życzenie, przeciągając to najdłużej, jak się dało. Nie wytrzymał, wiedziałem, że tak będzie.
- Dajcie mi już te prezenty!
Roześmialiśmy się. April wyciągnęła zza kanapy Les Paula i wręczyła mu go z szerokim uśmiechem na twarzy. Slash gapił się z otwartymi ustami to na gitarę, to na nas. Wymamrotał coś, co zabrzmiało trochę jak ‘Thanks, motherfuckers’ i chwycił gitarę najdelikatniej, jak potrafił. Z taką czcią, jakby to co najmniej flaszka była. Molly stała jak głupia z tym dusicielem, a Hudson nawet nie raczył obdarować jej spojrzeniem.
- Slash, jeszcze jeden prezent – powiedziała.
Zero reakcji.
- Mam coś dla ciebie.
Zero reakcji.
- HUDSON, DO JASNEJ CHOLERY!
Szybko przeniósł na nią spojrzenie. Wyciągnęła w jego kierunku rękę z wężem. Gitarzysta momentalnie się uśmiechnął, chwytając gada.
- Nazwę go Clyde – postanowił.
- Czemu Clyde? – zaciekawiłem się.
- Booo… - zastanowił się. – Bo Clyde – stwierdził.
Wzruszyłem ramionami. Ładne imię. Wąż obwinął się wokół ręki Slasha.
- To co? Party hard! – Duff zatarł ręce.
Dobry pomysł. Dawno nie ćpałem. W sumie chciałbym z tym skończyć, bo wiem, że to złe, że to mnie niszczy i w ogóle wszystko, ale jakoś nie potrafię… Ale teraz nie o tym. Party hard!

Michelle:

- Chelle, chodź na słówko – poprosił Axl.
Odłożyłam drinka na stolik i udałam się za nim do kuchni. Zamknął za mną drzwi, uśmiechając się podejrzanie. Nagle podszedł do mnie i przycisnął mnie do ściany. Musnął moje usta swoimi. Oddałam pocałunek. Nie mam nic przeciwko temu, w końcu mi się podoba. Przygryzłam jego dolną wargę, poczułam jak się uśmiecha. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Mruknęłam zadowolona. Jednak, gdy ściągał ze mnie bluzkę, coś się we mnie obudziło. Ledwo go znałam. Mimo wszystko, nie jestem dziwką i nie pójdę do łóżka z pierwszym lepszym. Odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie wkurwiony. Nie poznawałam go, przecież nie był taki.
- Jeszcze przed chwilą ci się podobało, a teraz to kurwa co? – warknął na mnie.
- Axl… Nie dzisiaj. Wróćmy do reszty, proszę – chciałam złapać go za rękę.
- Wiesz co? W dupie cię mam! – wyrwał mi się i chciał wyjść z pomieszczenia.
Łzy stanęły mi w oczach, Myślałam, że on był inny. Jak bardzo się myliłam… Był taki sam, jak wszyscy!
- Więc tylko o to ci chodziło?! Byłam tylko kolejną do zaliczenia?! Nikim więcej?! Wiesz co?! Jesteś kurwa pojebany! – wydarłam się na niego.
Odwrócił się w moją stronę. Nozdrza rozszerzyły mu się pod wpływem złości. Zamachnął się i… Uderzył mnie. Chwyciłam się za policzek, sycząc z bólu. O nie, kochanie. Tak to się bawić nie będziemy. Oddałam mu. Tylko bardziej go to rozwścieczyło. Dostałam w brzuch. Była impreza, więc i tak nikt nie usłyszałby moich krzyków. Musiałam szybko coś wymyślić. Przypomniały mi się słowa mojego ojca, które powiedział do mnie, gdy pierwszy raz szłam do szkoły. „Jak jakiś chłopak cię zaczepi, to pamiętaj – kop w jaja i uciekaj”. Tak też zrobiłam. Rose stęknął z bólu. Miałam pięć sekund na ucieczkę. Zatrzasnęłam za sobą drzwi kuchni i jakby nic wmieszałam się w tłum imprezowiczów.
Nie mogłam w to uwierzyć, nie mogłam po prostu. Był taki miły… Bawił się mną! A ja myślałam, że coś do mnie czuje! Idiotka ze mnie! Jak mogłam być taka głupia? Skierowałam się w stronę Stevena, który właśnie dawał sobie w żyłę.
- Co tam masz? – zapytałam.
- Morfinę – uśmiechnął się błogo. – Chcesz?
Skinęłam głową.

 __________________________________________

I jak? KOMENTUJCIE, proszę..!

18 komentarzy:

  1. Nowy rozdział na its-burning-me-up-inside.blogspot.com, także tego.. Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to wygląda to tak moja droga.
    ZAJEBIŚCIE!
    Tony mi przeszkadzał, dobrze, że go nie ma. kocham to jak piszesz, wieczna beka XD
    ogólnie lubię jak ktoś pisze w pierwszej osobie od rzeczy XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeny, 3 godziny czytałam ten rozdział. Nie pytaj, dlaczego tak długo, haha, ale dobrnęłam do końca.

    Dobra, przez to wszystko nie pamiętam za bardzo, co tam na początku było. (pozdrownia dla mojej rodzinki) A miałam napisać coś do stwierdzenia "co ma piernik do wiatraka" wisz, ostatnie badania mojego 8 letniego kuzyna wykazują na to, ze ma bardzo dużo. Albowiem ten mały "geniusz" stwierdzil, iż w wiatraktu (pewnie mu chodziło o taki stary młyn) robi się mąke, a z mąki robi się piernik, wiec ma bardzooooooooooooooooooooo dużo, jak widać :D

    Tony wjechal i w sumie dobrze, bo jak wspominałam, to Ci się gubił w akcji i tak go za bardzo nie było. Chociaz jestem ciekawa, jakby sie potoczyły jego losy po pworocie do domu. Bo z tego co pamietam, to tam z ojcem było niezbyt i zastanawiam sie, jak staruszek zareaguje na powrót synka marnotrawnego :D

    Michalle przekonała sie, ze Axl jest taki sam, jak inni faceci. No wowo, dość długo sie łudziła, ze jednak tak nie jest. A szkoda, takie rozczarwonie. Chociaz Rudy i tak długo sie powstrzymał, aby sobie nie ruchac. Ale mógł jeszcze troche sie powstrzymać. Stworzyc trochę wiecej prozrów, ze jest inny. Michelle przez ten czas by zdązyła go poznać i wtedy by juz nie miała mysli, iz idzie do łozka z całkiem obcym facetem, ale cóż. No Axl to jest napalony i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na rozdział 12. na http://during-the-november-rain.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślałam , że między Axlem , a Michelle zacznie sie bójka xd :D Ale dobra dziewczyny , w jaja i uciekać : D A ta mina Slasha podczas śpiewania sto lat - bezcenna :D :D

    Rozdział fajny , i fajnie , że taki długi ;p

    Duffie ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Axl 'wpadł w szał' i Chelle by nie miała szans. Była odcięta od wszelkich niebezpiecznych urządzeń. Moja kuzynka najpierw krzyczy 'pożar', a dopiero potem kopie zdezorientowanego gościa w jaja i spieprza.xD
      Oj no.. Prezentów się doczekać nie mógł..;D

      Usuń
  6. Zapraszam na świąteczny bonus ;)
    http://breath-of-memories.blogspot.com/2012/12/przepis-na-swieta-czyli-wigilia-z-guns.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuje za te wszystkie miłe słowa. Powiem Ci szczerze, że jak ja czytałam inne blogi o dzieciakach Gunsów to też jakoś nie mogłam się w to wkręcić. Głownie dlatego, że Gnsów była 5 nie? (biorac pod uwagę ten najbardziej znany skład) No i każdy z nich miał po 2 dzieci, w porywach po 3 to się robiło okło od 10 do 15 dzieciaków i po prostu nie dało się tego ogranąć. Do tego najczesciej były to jakieś głupkowate opowiastki o tym, jak Gunsi nadal chleja a dzieciaki się buntują. I ja sobie tak postanowiłam pokazać to od innej strony. Wiesz, takiej ludzkiej. Bo jakby nie było to Slash, czy taki Axl, to też są normalni ludzie nie? No i tak sobie kiedyś siadałm i sobie pomyslałam, aby własnie pokazac ich od tej strony. Nie jako gwiazdy rocka, ktore przypadkiem się rodzicami, a jako rodziców, którzy są gwiazdami rocka. No i tez zastanowiłam sie nad tym, co ich dzieciaki by mogły przeżwyać. Zdaje sobie sprawę z tego, że większosc z tych zachowań jest dość przerysowna. Najbardziej, to chyba Alice, ale coż.. po prostu przez nią też chce coś pokazać, i mogę powiedzieć, że ona jest mi najbardziej bliska, bo przez jej osóbkę wyżucam, to co mi wiele lat leżało na sercu :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki za pozytywną ocenę ;)
    no ja też mam nadzieje, że niedługo coś dodam. i czekam aż ty też coś dasz, bo czuje niedosyt ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. No bo dodałam, ale to było niechcący i rozdział urywa się na razie w połowie zdania, nie wiem czy byłabyś zadowolona z czegoś takiego XD
    nie śpiesz się, to twoja sprawa kiedy dodasz, inni poczekają,
    a jeśli chodzi o wypracowanie, to dasz radę, wierze w ciebie! XD

    OdpowiedzUsuń
  10. A no już normalnie. Wiesz, po prostu zajęłam się ważnymi sprawami, jak szkola, praca, znajmoi i nie myślę. Kltkę wyniosłam, posprzątałam wszystko.. po prostu o tym nie myślę :) Ale dziękuje, że pytasz :*

    Właśnie ja też się gubiłam. W sumie, to zawsze w pierwszym rozdziale. Ogólnie nie jestem zwolenikim dużej ilosci bohaterów i wątków, a jak już jest dużo bohaterów, to dodawać ich stopniowo. Poznać kogoś, zakodować kim on jest i dodać następnego. A jak są tak wszyscy na raz to cięzko ogrnąć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gorzej się czułam, jak 2 lata temu musiałam uśpić psa, którego miałam od zawsze, bo rodzice kupili go, kiedy miałam roczek. Wtedy, to była tragedia...

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak to jest ze zwierzakami. Niestety zyją któcej. Teraz mam nowego psa, ale wiesz.. to już nie jest to samo. Tamten, to było takie moje "rodzeństwo" haha.

    OdpowiedzUsuń
  13. O Boże, łzy mi poleciały :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Chętenie bym ci pomogła. Boże, jak mnie wkurwiaja takie dzieci, co maja wiecej tapety na gebie niz rozumu w glowie. Jak to moja wychowawczyni powiedziała "ludzie z inteligencją slimiaka" ale no sory, nie obrazajmy tu slimaków.

    OdpowiedzUsuń
  15. Słuchaj, przytocze Ci coś, co moja klasa miała plewkę przez całe trzy lata.

    Odpowiedz z poslkiego dziewczyny z mojej klasy. Słodka idiotka, blodnynka teleniona, tapeta, tipsy i tak dalej. Masz poglad? No i teraz uwaga.

    Oczywiscie to tylko najlepszy fragemnt.
    Nauczyciel: No dobrze, powiedz mi jak zginął Jan Kochanowski.
    Uczenica: Yyy.. wy wypadku samochodowym?
    Nauczyciel: (mina WTF)
    Uczenica: Katastrfoa lotnicza? Tak, katastrofa pod Lubiatowem.
    Nauczciel: (próbuje sie nie smiac) A kto napisał Harry'ego Pottera?
    Uczenica: Ze Kochanowski?

    Dziekuje za uwagę :D

    OdpowiedzUsuń
  16. dobra, od czego mam zacząć? może od tego, co mnie rozpierdoliło. Duff przytulający się do whiskacza. potem: "Jesteśmy w pierdlu... znowu". "A wiesz co? Mam to w dupie!" ogólnie myślałam, że przemyślenia Jerry'ego będą moimi ulubionymi w tym rozdziale, ale stwierdziłam, że jednak przemyślenia Slasha bardziej mnie rozwaliły. :D Meta zrobiła procę ze stanika, hahaha, muszę tak zrobić na Sylwestra! nie mogłam też z tego. "-Adriana... tam są drzwi. WYPIERDALAJ!" :D później jeszcze April o mało co nie wyjebała się przez Nikkiego. :D a tekst: "UWAGA, RZYGAM!" muszę wykorzystać, MUSZĘ, MUSZĘ, MUSZĘ! patrząc na twarz pewnej osoby... :D
    Axl mnie trochę wkurwił pod koniec, ale to nic. i tak go lubię. no i oczywiście to jest Axl. jest cudowny, a po kilku sekundach wpada w szał. Michelle będzie pewnie ćpała z Popcornem, ale wydaje mi się,że tylko tak jednorazowo. hmm, no to chyba to wszystko. :) pozdrawiam i całuję.

    OdpowiedzUsuń