poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 3

Duff:

Kuźwa... Szkoda mi było tej laski. Axl mocno przegiął. Wszystkie traktował jak jakieś trofea, ale inne o tym wiedziały. April chyba nie była na to przygotowana. Poszedłem do pokoju Axla. Chciałem go opierdolić, ale rozmyśliłem się. Była pierwszą, która mu odmówiła, więc postanowiłem się z niego ponapierdalać. Wszedłem do niego z drzwiami. Usiadłem koło niego, obejmując go ramieniem i wyrywając mu tanie wino z ręki. Daniels mu się chyba skończył, bo dookoła łóżka leżał stos butelek tego zacnego napoju. 
- Wiesz, Axl. Nic się nie martrw. Dalej możesz wyruchać dwadzieścia dziwek jednej nocy. Co cię obchodzi jedna, porządna laska? Każdej kurwie się podobasz. Co prawda one nie mają jakichś sprecyzowanych oczekiwań. Biorą co życie daje. A taka April? Pieprzy się tylko z miłości, jeśli ktoś się jej naprawdę spodoba...
Ciągnąłem swoją przemowę przez dobre dwadzieścia minut, nie zapominając mu powiedzieć, jaki jest beznadziejny. Oczywiście wszystko z uśmiechem na twarzy. W końcu nie wytrzymał i kazał mi spierdalać. Kiedy nie ruszyłem się z miejsca, sam wstał i wyszedł. Przy drzwiach wziął szklankę z szafki i we mnie rzucił. Na szczęście był pijany i trafil w ścianę. 
Kilka minut później w drzwiach pojawił się Izzy. Był cały rozczochrany. Chyba nigdzie się nie wybierał, bo nawet nie wyprostowal włosów.
- Co tu się kurwa działo? - spytał bez zbędnych ceremoni.
Wzruszyłem ramionami i pociągnąłem z butelki.

April:

Zamknęłam się w czyimś pokoju. Nie byłam pewna, ale chyba Stevena. Wszędzie było pełno narkotyków. Znalazłam też kokainę. Nie mogłam się powstrzymać i wciągnęłam trochę. Od razu wszystko stało się trochę lepsze. Zaledwie wczoraj wyjechałam z domu, a teraz jestem na chacie u jakichś pojebanych rockmanów. Wkurwiają mnie jak nie wiem co. 
Nagle wszedł Steven. Początkowo chyba mnie nawet nie zauważył. Z resztą trudno mu się dziwić, bo na pierwszy rzut oka było widać, że jest nieźle nagrzany.

- Cześć. Sorry, że jestem u ciebie, ale to był pierwszy otwarty i wolny pokój. - powiedziałam do blondyna.
- Ooo.. Hej April. Nie ma sprawy. Chcesz może brownstone'a? Dzisiaj dostałem.
Przyjęłam propozycję. Super mi się z nim gadało. Może dlatego, że obydwoje patrzyliśmy naćpani na świat, ale powstały niezłe rozkminy. W te kilka godzin dowiedział sie o mnie więcej, niż ktokolwiek inny. W końcu zasnęłam na jego pełnej prochów podłodze.

Axl:

Po rozmowie z McKaganem (o ile można to nazwać rozmową) wyszedłem na spacer. Szedłem porzed siebie, nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat. Jak zwykle z resztą. Musiałem jakoś odreagować, więc skierowałem się do burdelu. W budynku przywitała mnie stara znajoma, która wzięła mnie do mniejszego pomieszczenia i zamknęła za nami drzwi na klucz. 

_________________________________________


Przepraszam, że tak krótko, ale chciałam coś dodać, a mam mało czasu. W następnym rozdziale wątek Slasha.. \m/




wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 2

Slash:
Obudziłem się rano z cholernym bólem głowy. To było normalne. Koło mnie leżała jakaś laska. To też było normalne. Tylko jedna rzecz nie była normalna - nie przeleciałem jej, a jednak jakimś pieprzonym cudem ona leżała obok mnie.Poszedłem do kuchni w celu zrobienia czegoś do jedzenia, ale po drodze złapałem Danielsa, więc po prostu wyszedłem na spacer. 
Jak jej, kurwa, było na imię? Alice? A... April, właśnie! Tak w ogóle to dziwne imię. Nie twierdzę, że Saul jest normalne, no ale... 
Zatoczyłem się i spadłem na krzak. Bynajmniej nie pod wpływem alkoholu, chociaż to też było możliwe. Jakiś pedał prawie mnie przejechał  harley'em. Co z tego, że szedłem po ulicy? Jestem Slash, zajebiście skromny bóg gitary, mnie się nie przejeżdża.
- Popierdoliło cię, pedale? Uważaj gdzie kurwa pchasz swoją brudną dupę na tym zjebanym harley'u!
- Spierdalaj - padła krótka i czytelna odpowiedź. 
Wkurwiłem się tą całą akcją i wróciłem do domu. Po drodze parę lasek zatrzymało się i chichotało na mój widok. Normalnie bym je przeleciał, ale teraz coś kazało mi wrócić do domu.
Kiedy wchodziłem do mieszkania nikt już nie spał. No może poza Adlerkiem. Izzy z Duffem próbowali zrobić kanapki, Thony oglądał TV, a Axl rozmawial z April, która wydawała się być rozanielona. Na to ostatnie nieźle się wkurwiłem.
- Axl, ty szmato! Jak możesz! Przecież widziałeś, że wczoraj ja z April... April ze mną... No kurwa! Dobrze wiesz o czym mówię!
- Slash, spokojnie. Jestem w szoku, że pamiętasz jak ma na imię. Ale dlaczego nie mogę jej przelecieć, skoro tobie bylo wolno? 
- Wcale jej nie pieprzyłem! To nie o seks tutaj chodzi!
- Nie o seks? To o co? Saulie się zakochał? No to chyba, jak widzisz, bez wzajemności.- powiedział Axl, próbując pocałować Alice.

- Nie pierdol głupot Axl. Wszyscy jesteście jacyś pojebani! - krzyknęła April, wyrywając się Axlowi i wybiegła z pokoju.
Dopiero teraz zorientowałem się, że wszyscy patrzyli bez słowa na tą akcję. Nawet Steven się obudził.
- Dobra kłótnia z Axlem z rana nie jest zła, Saul. No to jak? Zakochałeś się? - spyrał Izzy z ironicznym uśmiechem, podajac mi Jacka.
Wziąłem butelkę, pociągnąłem łyka i wyszedłem bez słowa, rozwalając wszystko, co stało mi na drodze. Z wyjątkiem mojej kochanej gitary, którą delikatnie podniosłem i wziąłem ze sobą. Niech się wszyscy ode mnie odpierdolą. Zamknąłem się w pokoju. Grałem na gitarze, pilem, paliłem, ćpałem i spałem na zmianę. I nic nie było naprawdę istotne. Przypomniał mi się tamten harley, który mnie prawie przejechał rano... No dobra. Wczesnym popołudniem. Chciałbym mieć harleya. Jak cholera. Prawie tak bardzo, jak chciałbym mieć April. Zasnąłem i obudziłem się jakieś 3 godziny później. Chwilę się zastanawiałem, co wyrwało mnie z głębokiego snu. W końcu usłyszałem pukanie do drzwi.


środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 1

April:
- Thony... Nie mogę już. Chyba godzinę łapiemy tego cholernego stopa.
Usiadłam na krawężniku. Miałam dość. Nie chciałam jechać autobusem, bo to kosztuje. A kasa była nam teraz potrzebna. Zmierzwiłam czarne włosy. Nie, nie są farbowane. 
- Weź mnie nawet nie wkurwiaj. Niesiesz tylko swojego Gibsona, a ja całą resztę...
Coś jeszcze mówił, ale nie słuchałam, bo zaczęlibyśmy się kłócić. A poza tym wreszcie ktoś się zatrzymał. Z samochodu wyszedł ciemnowłosy facet. Taki... Jasna karnacja, wielkie, brązowe oczy. Na oko z 190 cm. 23 lata? Całkiem możliwe. Pomógł mi z torbą, Thony sam sobie poradził. Chwilę później  jechaliśmy już autostradą. Chłopak przyciszył radio. Niby miło z jego strony, bo chciał nas lepiej słyszeć, ale akurat puszczali Van Halen 'Jump', więc osunęłam się w fotelu. Wszyscy milczeliśmy.
-  Jestem April, a to mój brat Thony. Jedziemy do Los Angeles. Podrzuć nas, gdzie ci wygodnie. - nie wytzymałam ciszy.
- Jestem Paul. Też jadę do LA. Wy do rodziny? Wyrzucę was gdzie chcecie. Jadę do kumpli. Zespół im się rozkręca.
- Tak do rodziny. Wysiądziemy na jakimś przystanku, ok? Dalej pójdziemy sami. - kłamałam. No ale co miałam zrobić? Powiedzieć, że spierdoliliśmy z domu?
- Dobrze, że macie gdzie się zatrzymać, bo ostatnio trudno tutaj z mieszkaniami. Dużo ludzi zjeżdża z nadzieją, że zrobi karjerę.
Nosz kurwa jego mać. Nie powiem mu teraz, że kłamałam. Z resztą i tak nic na to nie poradzi.
- Tak serio to nikogo tu nie mamy. Ale spox, możemy spać na dworcu.
Taa.. Thony zawsze był szczery.
- Ochujałeś? Siostrę masz ładną, zgwałcą ją jak nic! Tak w ogóle to chyba jesteście psychiczni. Mogliście najpierw mieszkanie załatwić. Macie dzisiaj pierdolone szczęście. Zabiorę was do kumpli na tą noc, ale to ich chata, więc oni decydują, co z wami będzie później.
Podziękowaliśmy, a później gadaliśmy o niczym. Jechaliśmy jeszcze kilka godzin. W końcu Paul zjechał w jakąś boczną ulicę i 5 minut później zatrzymał wóz pod budynkiem. Nie był duży... Ani piękny... Ani zadbany... Za to miał klimat i to 'coś'.
Drzwi otworzyły się i na zewnątrz wyszedł wysoki blondyn. Nie widziałam go dokładnie, bo ciemno było. Przywitał się z Paulem, który rozmawiał z nim przyciszonym głosem, co jakiś czas spoglądając na mnie i brata. Blondyn zniknął w budynku.
- To był Duff. Miły gość, serio. Poszedł poinformować resztę, że będzie nas więcej, niż się zapowiadało - wyjaśnił nam Paul.
Chwilę później Duff wrócił z uśmiechem na twarzy. Przywitał nas jak starych przyjaciół i wziął moją torbę. Weszłam za nim do dużego pokoju. W nim było jeszcze trzech facetów. I to jakich. Taki blondyn. Trochę przypominał mi pudla. Jakiś czarnowłosy, fajny ktoś. I rudy, szarooki chłopak. OMFG! Przemegazajebisty! Uśmiechnął się do mnie tak jakoś dziwnie. 
- No więc... To jest April i Thony. A to Steven, Izzy i Axl - Paul załatwił formalności.
Nie wiem, jak to sie stało, ale 10 minut później byłam już pijana. Rozmawialiśmy w luźnej atmosferze.
- Czemu nikt mi, kurwa, nie powiedział, że będzie impreza? - spytał ktoś zaspanym głosem.
Odwróciłam się w jego kierunku i zaniemówiłam. Ledwo widziałam jego twarz spod burzy czarnych loków. Był mulatem. Miał luźną, białą, ropiętą koszulę i czarne rurki. Otaczała go aura tajemniczości. Uśmiechnęłam się lekko. Chyba się zakochałam... Co ja pierdolę? Poprostu jestem wstawiona.
- Bo bez ciebie nie ma imprezy, Saulie. Ta oto zacna niewiasta i jej brat będą z nami mieszkać przez kilka tygodni - powiedział z błyskiem w oku Axl.
- Nie. No co wy? Myślałam o jednej nocy. Ew. dwóch. - próbowałam się wykręcić.
- Daj spokój, April. Uwierz, że minie trochę czasu, zanim znajdziesz mieszkanie.
Pewnie miał rację, więc milczałam. Byłam w LA dopiero od jakiejś godziny. Mulat podszedł do mnie i usiadł na kanapie.
- Saul jestem. Slash, jeśli wolisz - uśmiechnął się. Miał rozbrajający uśmiech.
- April - mimowolnie też się uśmiechnęłam.
Gadaliśmy i gadaliśmy, a ja chłonęłam każde jego słowo. Wyłapywałam każdy jego najmniejszy ruch. Tonęłam w oczach za każdym razem, kiedy strzepywał włosy z twarzy, żeby napić się Jacka.
Kurwa,  April. Ogarnij się.

________________________________________________________________

Krótki i (podobnie jak prolog) do dupy. Może w końcu się rozkręcę..

wtorek, 14 sierpnia 2012

Prolog

Trzasnęłam drzwiami. Dżizys, kurwa, ja pierdolę. Wykończą mnie psychicznie. Jak nie ojciec to brat. Rzuciłam się na łóżko i przypierdoliłam o podłogę. No zajebiście. Jeszcze rozwaliłam łóżko. Pozbierałam się, zdjęłam materac pościelą i położyłam pod ścianą. Potem próbowałam znieść resztę do piwnicy, ale poddałam się i zostawiłam w przedpokoju. Jak ktoś się potknie to zniesie. Wróciłam do pokoju, ponownie trzaskając drzwiami. A co? Niech wiedzą, że jestem wkurwiona. Przetrzepałam kieszenie ramoneski. W końcu znalazłam fajki i podeszłam do okna. Odpaliłam papierosa i mocno się zaciągnęłam. Chociaż chwilę miałam spokój. 
Nie wiem jakim cudem znowu pokłóciłam się z bratem. No przecież tak się, kurwa, starałam. Jeszcze o taki idiotyzm. Nie rozumiem mojej psychiki. Wydarłam się na Thony'ego tylko dlatego, że trzy krople mleka z jego szklanki spadły mi na glany. Nawet mi to wytarł. Pierwszy raz w życiu on też starał się ze mną nie kłócić. I wszystko spierdoliłam. Nie mogę tak. Ojciec nas zrujnuje, jeśli nie będziemy trzymać się razem. Matka... A cholera ją wie. Nie widziałam jej od trzech lat. 
Zamykałam okno, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- April? April, otwórz. Proszę. Serio nie chciałem. Nie wiedziałem, że tak zareagujesz...
Ja pierdolę... Czemu on mnie przeprasza? To ja powinnam przepraszać jego. Kiedyś w końcu nauczę go dbać o swoje. Ma już 17 lat. Tak, czy nie? Na razie jednak mu otworzyłam. Cofnął się z zaskoczeniem w oczach, gdy rzuciłam mu się na szyję. Musiałam podskoczyć. Był już nieźle wysoki.
- No wchodź szybko.
Blondyn wszedł do pokoju i usiadł na materacu. Nastawiłam płytę Zeppelinów. Kiedy tak ich słuchałam, w mojej głowie powstał zajebisty plan.  Ojciec i tak się nami nie przejmował, więc po jaką cholerę mu przeszkadzać?
- Thony, pakuj się - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- WTF? Po co?
- Wyjeżdżamy. Masz pół godziny.
Zdziwiony wybieł na korytarz. Oj tak, braciszku. Zaczynamy nowe życie. Wyjeżdżamy... A w sumie to gdzie? LA? Może. Przynajmniej na razie. Wyciągnęłam z szafy torbę podróżną.

______________________________________________________________________________

Zaczynam dopiero i wiem, że jest do dupy. No cóż.... Czekam na com.

Na początek

Nie wiem jak Wy, ale ja wielbię Stare, Dobre Guns N' Roses. Tzn. Axl, Slash, Duff, Steven, Izzy. Teraz to już nie są Gunsi. Axl dawno powinien sobie odpuścić. Kuźwa... Szkoda, że nie urdziłam się 20,25 lat wcześniej. Ruchałabym..<33
Tak jeszcze pozostając w Gunsowych klimatach: Skid Row też nie jest zły..;)
Led Zeppelin, Deep Purple, The Doors, Janis Joplin, Jimi Hendrix, Sex Pistols, Nirvana, Red Hot Chilli Peppers, Aerosmith, Metallica, Slayer, AC/DC, Black Sabbath, Iron Maiden, System of a Down, Sepultura, Kat, Turbo, Hunter.. Brzmi znajomo? Nie będę więcej wymieniać, bo się do jutra nie wyrobię.
Co jakiś czas będę dodawać something about music. Ogólnie wszystko będzie o muzyce, ale chciałam pisać też opowiadania... Zobaczę co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że jesteście inteligentnymi ludźmi z wyobraźnią i weną twórczą, którzy nie wchodzą tu tylko w celu zajebania mi pomysłu. 
Postaram się dodawać posty średnio co tydzień. Komentarze (zarówno pozytywne, jak i negatywne) mile widziane.:)
Tyle na dzisiaj. Niedługo zacznę pisać.
\m/