środa, 28 listopada 2012

Mamy to.! :D

Kocham Was, kocham po prostu.! Mamy 1000 wyświetleń i ponad 50 komentarzy.! Nigdy bym się nie spodziewała, serio. W sumie byłam pewna, że napiszę 3 rozdziały i przestanę, a tu proszę... Nie wyobrażam sobie życia bez tego. Z ałego serca DZIĘKUJĘ..<33

Rozdział 10

Ten rozdział dedykuję kilku osobom:
1. Pewnej Zboczonej Osobie, którą prześladuje liczba 69. Ty wiesz, że chodzi o Ciebie.. Przytoczę naszą rozmowę:
- Jest jakiś seks w tych twoich opowieściach?
- No jakiś jest. Od następnego rozdziału będzie bardziej szczegółowy.
- Yea. To od następnego zacznę czytać, ok?
Uwielbiam Twoje odpały...xD I tańce na religii..:D..;*
Fatum.. Badum tss..xD
2. Mojemu kochanemu Axlowi, który zagra naszą Michelle. Bo jest zakochana w tym rudym skurwielu i chuj. Za nic zdania nie zmieni..;) Kocham Cię poprostu, siostra.;D..^^
3. Oczywiście Stevenowi/Slashowi... Bo Li******* będzie sprzątaczką w Hellhousie. I 'Co ty robisz mojej kochanej Madzi.? Weź babcię pod paszkę, idziemy do kościółka'..xD Kocham, że za mną sprzątasz i dalej czytasz ten szajs..:) .No w ogóle Cię kocham.<33
4. KaganowiMcKaganowi. Za te wszystkie spacery, if U know what I mean. I za owczarza. I wgl. za to, że dalej ze mną jesteś, pomimo tego, że często jestem dla Ciebie tak cholernie chamska.. Przepraszam.:( Cóż... Nasza miłość przetrwa wszystko...;) ..:**
5. I Wam, bo dotrwaliście do 10-tego rozdziału.:)

Przypominam o ankiecie.;) Z tamtej wynika, że najbardziej lubicie sceny Guns + laska, lub sami Izzy, sam Duff itp. Postaram się sprostać.:)


Bez dłuższych wprowadzeń ---> Miłego czytania..;x


_________________________________________________________


Izzy:


Obudziłem się z pieprzonym bólem w kościach, ale to chyba nic dziwnego, skoro spałen na betonie. Uśmiechnąłem się na widok Molly, która leżała na plecach z lekko rozchylonymi ustami. Nie chciałem jej budzić, ale przecież nie zostawię jej tu samej. Po pierwsze się na mnie wkurwi, a po drugie jeszcze zaćpa i co? Poza tym musialem zamknąć drzwi, żeby Stevenowi nic głupiego znowu do głowy nie przyszło. Ja tu dzielnie zarabiam na alkohol i panienki, a on mi extasy podpierdala.

Szturchnąłem ją lekko. Nic. Krzyczałem do niej. Nic. Normalnie czołgiem bym tu przyjechał, a ona dalej by spała. Musiałem zrobić to trochę drastyczniej. Przeciągnąłem ją za długą nogę przez pomieszczenie pod kran. Odkręciłem zimną wodę na twarz dziewczyny. Efekt natychmiastowy. Zerwała się na równe nogi, przy okazji przypierdalają głową w kran. Stłumiłem jakoś śmiech. To jeszcze pogorszyłoby moją sytuację.
- Stradlin, skończony idioto! Zajebię cię, jak tylko cię złapię! - krzyczała Molly, próbując mnie znaleźć w ciemnościach.
Tak na marginesie, to zacząłem być ciekawy, która jest godzina. Narazie jednak podszedlem cicho do dziewczyny od tyłu, chwytając ją za nadgarstki i przyciskając do ściany. Chwilę się miotała, ale w końcu odchyliła głowę, żebym mógł pocałować ją w szyję. Cmoknąłem kilkakrotnie jej ramię, po czym przejechałem językiem wzdłuż szyi Molly. Zatrzymałem się w jednym miejscu, robiąc jej malinkę. Zajęczała cicho. Poczułem, że niebezbieczeństwo już minęło, więc rozluźniłem uchwyt,
- Musiałem cię jakoś obudzić, skarbie. Po co marnować czas na spanie, kiedy można robić coś innego? - wymruczałem jej do ucha.
Skinęła głową i zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi. Ubraliśmy się szybko, a następnie zatrzasnęliśmy drzwi. Upewnilem się z 50 razy, czy na pewno są zamknięte. Przeszliśmy przez skąpany w słońcu ogród. Ogród? No nie. Może jakieś nieokrzesane krzaki. Otworzyłem drzwi i przepuściłem dziewczynę przodem. Oczywiście poszła do łazienki, w celu 'lekkiego ogarnięcia się'.
Rozejrzałem się po Hellhousie. Ludzie wciąż spali na podłodze, meblach i sobie nawzajem. Jak zawsze to mi przypadł zaszczyt obudzenia ich. Miałem na to specjalny sposób. Podpiąłem gitarkę do wzmaczniacza, podgłośniłem na maxa, wybrałem najbardziej jazgoczący efekt i zacząłem grać. Wszyscy od razu się obudzili, błagając bym przestał. Odłożyłem instrument, po czym wyszedłem na stół.
- Koniec imprezy, ludzie! Brać dupy w troki i do widzenia! Idę na górę, schodzę za 10 minut, a was ma już tu nie być! Ciebie też to się tyczy, Affuso! No już! Ruszać się! - prawie nikt nie zaczął się nawet zbierać. Miałem jeszcze asa w rękawię. - Kto zaraz nie wyjdzie, ten sprząta!
Wszyscy z prędkością światła rzucili się po swoje rzeczy. Zbadałem teren, wychodząc na górę. Duffie siedział na kanapie. Ruszyłem po schodach, ale na piętrze nikogo nie zastałem. Wszystkie pokoje były puste, przeszukałem dokładnie. Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu. Pobiegłem do pokoju i poderwałem słuchawkę.
- Halo?
- Dzień dobry. Pan Jeffrey Isbell?
- Tak - skrzywiłem się na dźwięk prawdziwego nazwiska. - Co się stało? Kto mówi?
- Dzwonię ze szpitala Cedars-Sinai Medical Center w Los Angeles. Pański przyjeciel Steven Adler przedawkował wczoraj narkotyki. Obecnie jest w śpiączce. Wezwała nas niejaka Kelly Thomson i podała nam pański numer. Myślę, że byłoby dobrze, gdyby pan tutaj przyjechał.
- Oczywiście. Już jadę - rzuciłem słuchawkę na widełki, nawet się nie żegnając.
Cholera, Stev w śpiączce. Co mu znowu odjebało? Trzeba jechać. Ubrałam jeansową katanę i już schodziłem na dół. Kurwa mać, Stradlin, idioto! Przeież jedziesz vanem. Musisz znaleźć kluczyki. Kto ostatnio prowadził? Ah.. Saulie. No tak. Zastrzyk adrenalinki gwarantowany. Pobiegłem do pokoju mulata i wywróciłem tam wszystko do góry nogami. Po kilku minutach teleportowałem się na parter.
- Duff, rusz dupę. Jedziemy do szpitala. Popcorn w śpiączce - rzuciłem do basisty, kierując się w stronę łazienki. - Molly, wyjdź, kochanie. Musimy jechać po Stevenka! - krzyknąłem waląc w drzwi.
Dziewczyna szybko wyszła i poleciała ubierać buty. McKagan był już gotowy do drogi.
- Gdzie Slash, April i ten rudy chuj? - zapytałem blondyna.
Wzruszył ramionami, wychodząc z Hellhouse'u. Rzuciłem mu kluczyki, żeby mógł wejść już do vana. Chwilę później Molly przebiegła koło mnie i również wsiadła do samochodu. Ja wołałem szanownego pana wokalistę Skrzeczę-Jak-Kretyn-Ale-I-Tak-Dupy-Na-Mnie-Lecą. Po pewnym czasie uslyszałem głos tego rudego sukinkota, dobiegający z... Dachu!? Nie wnikam.
- Co drzesz mordę, cioto narodu [Hahahah.. Ada 'cioto narodu..;D dop.aut.] - spytał zaspanym głosem.
- Zapierdalaj do vana, już! Jedziemy do Adlera! Albo znowu mi towar podwędził, albo znalazł nowego dilera. Tak, czy siak - dobrze z nim nie jest. No złaź ty nimfomanistyczna wiewiórko!
Pół godziny później byliśmy w drodze. Ja prowadziłem. Nie wiem, czy to był dobry pomysł, bo cholernie się denerwowałem, ale chuj z tym. Nikogo nie zabiłem. Molly siedziała obok mnie, a Rudzielec z Duffem z tyłu. Nie wiem, czemu wywieźli go do tamtego szpitala. Zawsze lądowaliśmy w innym. Zaparkowałem samochód, cudem unikając zderzenia z czerwonym kadilakiem. Wysiedliśmy z wozu i pobiegliśmy w stronę budynku.

Axl:


Zjebiemy koncert, jesli się nie wybudzi. Niech się kurwa wybudzi! Będzie miał później detox jak nic. Nie pozwolę mu wziąć ani grama niczego. W sumie kogo ja oszukuję? I tak zaćpiemy wszyscy razem Na to nie było lekarstwa. Taki nasz pieprzony los.Siedzieliśmy właśnie dookoła łóżka perkusisty. Był podłączony do tych wszystkich gównianych urządzeń robiących biiiiiip. Laska Izzy'ego miała aż łzy w oczach. Poczułem się jak ostatni skurwiel. Mój przejaciel leży nieprzytomny, lekarze nic nie obiecują, a ja się martwię o pieprzony koncert. Przyszła stara babka w białym kitlu, żeby sprawdzić coś na wykresach, czy innych chujstwach. Spojrzalem na nią pytająco, ale pokręciła tylko głową. Adler wyglądał, jakby spał i przysiągłbym, że miał zaciesz na twarzy. Molly wtulała się w Stradlina, który obejmował ją ramieniem. Duff patrzył pustym wzrokiem w ścianę. Ja kłóciłem się sam ze sobą w myślach, jednocześnie wkurwiając się, że gadam sam do siebie.

Kilka godzin później weszła pielęgniarka, mówiąc, że musimy już iść. Nie chciało nam się kłócić, więc wyszliśmy bez awantur. Po drodze do hellhouse'u zauważyłem, że na drzwiach baru wywieszony był plakat: "Polish Songs - Friday Night!". Z racji tego, że mam polskie korzenie, postanowiłem tam pójść. Teraz jednak ściągałem kowbojki, bo ta cała Molly uwzięła się, że trzeba posprzątać i "nie będziemy jej tu syfić butami". Się laska rządziła... Masakra. Jako, że nikt mi kurwa nie będzie rozkazywał, zamknąłem się w swoim pokoju. Izzy zbierał śmieci, Duff mył gary, a ona robiła wszystko pozostałe. Zadzwonił telefon, ale nie chcialo mi się ruszyć ręką. Ten dźwięk był tak wkurwiający, że ostatecznie odebrałem.
- Co kurwa? - spytałem grzecznie.
- Axl, kuźwa. Co za ulga - Slash wydawał się być przeszczęśliwy. - Pozwolili mi jeszcze raz zadzwonić. Siedzę z April i Bazzem w pierdlu. Gdybyś był tak miły i po nas przyjechał...
- Dobra, stary. Nie kończ. Zaraz będę - odrzuciłem słuchawkę.
Taki nasz pieprzony, rodzinny obowiązek. Oni mnie zawsze wyciagają, to teraz mogę się odwdzięczyć. Chwyciłem kluczyki i poszedłem do wozu. Już prawie byłem na ulicy, gdy zorientowałem się, że nie był to najlepszy pomysł. Axl bez niańki + gliny = wkurwiony Axl w pace. Wyskoczyłem z samochodu i pobieglem po Duffa. Wybuchnąłem niepochamowanym śmiechem na ich widok. Stradlin wlókł wielki wór na śmieci po podłodze i z grymasem na twarzy zbierał zużyte gumki z podłogi. Molly właśnie pouczała McKagana, że szklanki się odkłada, a nie rzuca. Basista słuchał udając, że rozumie.
- Sorry, Molly. Porywam Duffa - przerwałem jej wykład.
Dziewczyna popatrzyła na mnie tak, że gdyby wzrok mógł zabijać, to w tym momencie leżałbym martwy na podłodze, wśród szklanek rozbitych przez Żyrafę. McKagan natomiast uśmiechnął się z wdzięcznością. Bez wyjaśnień pociągnąłem basistę w stronę samochodu. Wsiedliśmy i z piskiem opon jak najszybciej odjechaliśmy. Minąłem muzyczny, a na skrzyżowaniu skręciłem w lewo. Zaparkowałem na chodniku przed komisariatem.
- Slash? - zapytał Duff, odzywając sie po raz pierwszy.
- I April - dopowiedziałem.
Wszedłem z hukiem na miejsce. Saul i Jonson wyszczerzyli się na mój widok. Bazz rzucił mi "Przyprowadź potem Snake'a". Nie wiedział, że dzisiaj jest jego szczęśliwy dzień i ja go wyciagnę. Spojrzałem porozumiewawczo na McKagana, a ten skinął głową. Miało to oznaczać, że ma mnie powstrzymać, gdybym chciał zrobić coś głupiego. Dzielnicowy siedział za biurkiem, pijąc kawę i czytając szmatławca.
- Dzień dobry, panie Rose - powiedział, spoglądając na mnie z nad gazety.
Nie zdziwilem się. Wszyscy mnie tu znają. A zwłaszcza w TYM miejscu. Może tylko w burdelach bardziej.
- Ile? - spytałem tylko.
- Zależy za kogo. Pan Hudson 500. A panna... - tu spojrzał na kartkę. - Jonson 400.
- A Bazz?
- Kto?
- Pan Bach, kurwa mać! - wydarłem się, waląc pięścią w biurko.
Duff odciągnął mnie kilka kroków do tyłu mowiąc, że nie warto.
- Proszę opanować emocje, panie Rose. Bo za chwilę za PANA będzie 1000 - uśmiechnął się Tim (ja też ich wszystkich znałem). - Za pana Bacha również 500.
Czyli 1400. Nie tak źle. Tzn. bywało gorzej. Rzuciłem mu banknoty na stół. Wstał i wypuścił moich kumpli. Nie żegnając się wyszedłem jak najszybciej mogłem. Zapakowaliśmy się do vana i ruszyliśmy. Wysadziłem Bazza koło domu Affuso, a resztę cudem szczęśliwie dowiozlem do hellhouse'u. Otworzyliśmy drzwi, a tam... Nosz kurwa mać! Mogli nam tego oszczędzic! Chociaż... Molly miała niezły tyłek.

Izzy:


Axl z Duffem wyszli z domu, trzaskając drzwiami. Zostałem sam... Z Molly. Akurat sie po coś schylała i spodnie tak seksownie opinały jej tyłek. Nie mogłem się powstrzymać, musiałem klepnąć. Jakby nie patrzeć jestem facetem, nie? Zaśmiała się, kręcąc głową. No nie widziała, że mam ochotę? Odwróciła się w moją stronę i patrzyła na mnie tym swoim zajebistym spojrzeniem. Czyli jednak wiedziała.

- Co ty na to, kochanie... - zaczęła, podchodząc seksownym krokiem. - Żebyśmy sobie zrobili przerwę w sprzątaniu?
Ostatnie słowa wypowiedziała mi już prosto do ust. Poczułem jej zapach, już samo to mnie podniecało. Przejachała mi opuszkami palców po policzku. Wsunęła ręce pod moją koszulę, a po chwili zrzuciła ją ze mnie. Ja również pozbawiłem jej bluzki. Jedną ręką zataczałem przedziwne wzory na jej brzuchu, drugą wsunąłem w jej włosy. Skoczyła na mnie, oplatając mnie nogami. Musnęła mnie kilka razy ustami, po czym namiętnie wczepiła się w moje wargi. Lubiłem, gdy przejmowała inicjatywę. Pociągnąłem ją ze sobą na kanapę. Jednym, sprawnym ruchem rozpiąłem jej stanik. Stradlin potrafi. Chcialem nas obrócić tak, żebym to ja był na górze. Niestety zapomniałem, że jesteśmy na kanapie i zdrowo przypierdoliliśmy o podłogę. Mimo to dziewczyna zawzięcie próbowała rozpiąć mój pasek, żebym mógł pozbyć się zbędnej części garderoby. Przewróciłem oczami. Po cholerę ja zawsze ubierałem pasek? Tylko wszystko utrudniał. Przestałem na chwilę ją pieścić i sam go rozpiąłem. Molly zsunęła ze mnie spodnie, podczas gdy ja całowałem ją w brzuch. Dziewczyna zajęczała cicho, gdy celowo ją 'torturowałem', wodząc językiem przy linii spodni.
- Izzy, proszę cię... - wyjęczała.
Uśmiechnąłem się, pozbawiając jej rurek. Zostawiłem ją w samych czarnych stringach, jednak spojrzała na mnie karcąco i ściągnąłem również je. Przetrzepałem spodnie w poszukiwaniu gumek. Kurwa... Mruknąłem, że zaraz wrócę i pobiegłem do pokoju Slasha. Na półce leżały trzy. Wróciłem na dół. Udchyliła głowę do tyłu, wzdychając z zadowoleniem, gdy w nią wszedlem. Na ciele pojawiła jej się gęsia skórka, mięła palcami szmatkę, która służyła nam za dywan. A ja ją pieprzyłem i nie miałem zamiaru przestawać. Molly zaczęła poruszać biodrami, idealnie wpasowując się w mój rytm. Wszystko było tak cholernie zmysłowe... Aż otworzyły się drzwi.
- Ja pierdolę.. To znaczy ty pierdolisz, Stradlin. Ale mógłbyś w pokoju, a nie na środku salonu, kurwa! - zaskrzeczał Axl.
Przykryłem dziewczynę swoją koszulą, a ja bez większego skrępowania poszedłem ubrać spodnie. Molly poprosiła ich, żeby zasłonili oczy, kiedy się ubierała. Jadnak byłem pewien, że Rudy podglądał przez palce. No bo skąd taki uśmiech na jego twarzy? Zarzuciłem coś na siebie i wyszedłem na papierosa. Usiadłem na schodkach przed domem, zaciągając się czerwonym. Wiatr mocniej zawiął i potargał mi grzyweczkę. Kurwa jego mać! Znowu trzeba będzie się uczesać.

...Kilka dni później...


April:


Obudziłam się przed południem. Spałabym pewnie dłużej, ale jakiś idiota chciał zrobić mi na złość i odsłonił okno. Promienie słoneczne na chwilę mnie oślepiły. Ukryłam twarz w poduszce, próbując zasnąć, ale gówno z tego wyszło. Wstałam i rozejrzałam się dookoła. Znalazłam swoją bieliznę oraz przydużawą koszulkę Slasha. Otworzyłam drzwi z buta, albo raczej ze stopy w skarpetce i wyszłam do salonu. Nikogo sie było. Na górze też nie. Chwila, chwila. Przecież dzisiaj był czwartek... To co oni kurwa robią poza domem? I to jeszcze beze mnie. Taa.. Będą jeszcze kiedyś coś ode mnie chcieć. Niech mnie w dupę pocałują. Albo lepiej nie. Korzystając z okazji poszłam do łazienki. Pierwszy raz nie musiałam się spieszyć. Wzięłam prysznic, rozczesałam włosy, zrobiłam staranny make-up. I przez ten czas nikt nie wszedł, ani nawet nie próbował mi tu wejść. Normalnie cud. Przeszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę. Z samym masłem. Nic innego nie było. Może poszli na zakupy? Zaśmiałam się nad własną głupotą. Chyba w snah. Wzięłam jeszcze piwo, po czym trzasnęłam drzwiczkami lodówki. Poszlam usiąść na kanapie, włączając telewizor. Zmieniłam kanał z pornolami (ulubione zajęcie chłopaków, chyba że urządzali sobie pornole na żywo) na program muzyczny. Akurat lecieli Doorsi. Śpiewałam 'Alabama Song' z pełną gębą. Pół godziny później leżałam na kanapie, bezmyślnie patrząc się w telewizor. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Nawet nie chciało mi się dupy ruszać.

- Gdzie wyście kurwa byli tyle czasu? - zapytałam leżąc i nie podnosząc wzroku.
Axl spojrzał na puste puszki po piwie i uśmiechnął się w ten złośliwy sposób.
- Bo ci brzuszek piwny urośnie i nie wiem, czy cię Hudson zechce - powiedział, umyślnie prowokując kłótnię.
Nie miałam jednak siły ani ochoty się z nim kłócić. Pokazałam mu tylko środkowy palec. Ktoś głośno się roześmiał. Chyba miałam jakieś omamy słuchowe, bo wydawało mi się, że to...
- Steven!
Od razu zerwałam się z kanapy i pobiegłam rzucić się w ramiona perkusisty. Niechcący go przewróciłam, ale to nic. Najważniejsze było to, że znów był z nami. Tak cholernie się o niego bałam i tęskniłam. Aż mi się łezka szczęścia w oku zakręciła. Otarłam ją szybko, zanim ktokolwiek zauważył. Po wielu prośbach, zgodziłam się zejść z Adlera.
- Nie wiedziałem, że tak mnie lubisz - zaśmiał się Popcorn.
- No co ty, Steven! Ja cię kocham! - ponownie rzuciłam mu się w ramiona, jednak tym razem utrzymaliśmy równowagę. - Jak brata - dodałam, widząc minę Slasha. - I spróbuj jeszcze raz mnie tak nastraszyć to cię zabiję długopisem - zagroziłam.
Steven spojrzał na mnie przestraszony. Zdążyłam zapomnieć, że on wszystko bierze na serio.
- Żartowałam, kochanie - uspokoiłam go. - Ale nastepnym razem weź połowę, proszę. Nie przeżyłabym beeeee...
Skoczyło na mnie jakieś wielkie coś. Przypieprzyłam o podłogę, a niezidentyfikowany stwór zaczął lizać mnie po twarzy.
- Pies, zejdź z niej! - krzyknął Izzy. - On jest grzeczny, naprawdę - próbował nas przekonywać.
- Jaki kurwa pies i co on do kurwy nędzy robi w naszym domu!? - wydarł się na rytmicznego Axl.
Stradlin spojrzał na niego skruszonym spojrzeniem.
- No bo jeszcze nie wymysliłem dla niego imienia. Znalazłem go teraz na ulicy. Może tu zamieszkać? - prosił Izzy.
Wszyscy wlepiliśmy wzrok w zwierza. Był ogromny, czarno-brązowy. Ale wyglądało na to, że zdążył się już przywiązać do Stradlina. Machnęłam ręką i poszłam na górę. Axl chyba pół godziny kłócił się z rytmicznym, ale w ostateczności przypuszczalnie się zgodził, bo zaraz usłyszam wołanie Izzy'ego "Chodź, pies!" i tupot sześciu kończyn na schodach. Jeszcze nam tu kurwa konia brakuje. Tfuu, Tfuu! Żeby nie wykrakać. Nigdy nie wiadomo, co Steviemu przyjdzie do głowy.


…Kilka dni później…


Axl:

Dostałem od kogoś w twarz. Momentalnie zerwałem się z podłogi. Aż się trząsłem ze złości. Zorientowałem się, że to jakże kochany Steven wiercił się przez sen. Podniosłem się i chwyciłem szklankę z wodą, leżącą na stoliku (a raczej czymś, co kiedyś było stolikiem). Stałem chwilę nad Adlerem, po czym z uśmiechem na twarzy wylałem monotlenek diwodoru na twarz kumpla. Ten otworzył oczy z bezcennym wyrazem twarzy. Spojrzałem na niego wkurwiony, a ten w porę ogarnął sytuację i zaczął spierdalać na czworaka, przy okazji krzycząc w niebogłosy.

- Morda, Popcorn! – zawołał Slash z kanapy. – Niektórzy mają kaca – stwierdził, przewracając się na drugi bok i ponownie zapadając w głęboki sen.

Przez chwilę miałem zamiar obudzić go w jakiś okrutny sposób, ale porzuciłem ten plan. Dzień Litości Dla Kudłatych Zwierząt. Kurwa, co tak śmierdzi? Nawet nie mówcie, że to ja. Przeszedłem kilka kroków przy okazji zerkając na zegarek. 15.44. Nie powiem… Nieźle wczoraj zabalowaliśmy. Po drodze do łazienki ujrzałem ciemnowłosą dziewczynę. Spała przytulona do buta Duffa.  Ja pierdolę… Pewne też wczoraj dużo wypiła. Może dalej była pijana… Wpadłem na geneanialny pomysł. Bo jeśli dalej jest pijana…

- April! Pobudka! – zawołałem, trącając ją lekko nogą.

- Jeszcze 5 minut… - wymamrotała, mocniej obejmując but.

- Chodź, nie marudź. Pójdziemy razem pod prysznic – wymruczałem seksownym głosem.

Dziewczyna momentalnie usiadła. „Udało się” pomyślałem. A jednak nie… Spojrzała na mnie spojrzeniem p.t. „Are you talking to me, bitch?” spod rozczochranych włosów. Czyli zdążyła wytrzeźwieć. Nie ma co, Axl – ty to zawsze masz cholerne szczęście.

- Chyba cię pojebało – stwierdziła i poszła spać dalej.

Wzruszyłem ramionami. Jak nie ta to inna. Udałem się SAMOTNIE (Kuźwa, a liczyłem na mały seks z rana) do łazienki. Zrzuciłem z siebie wczorajsze ubranie. Chwilę podziwiałem się przed rozbitym lustrem. W końcu wszedłem pod prysznic. Odkręciłem zimną wodę, która zawsze skutecznie zmywała ze mnie bród i pozbawiała zmęczenia. Nawet nie zdążyłem porządnie się opłukać, a usłyszałem natrętne walenie w drzwi.

- Axl! Otwieraj! Kurwaaa! Muszę sikuuuu! – Steven rozpaczał pod drzwiami łazienki.

Westchnąłem. Wyszedłem spod prysznica, niezbyt się spiesząc. Chwyciłem jakiś ręcznik, którym się owinąłem. Właśnie miałem otworzyć drzwi, kiedy usłyszałem coś jakby szum wodospadu.

- Upss… Dobra, Axl! Nie spiesz się! Już nie muszę!

Ja pierdolę. Jaki idiota. Z kim ja muszę pracować? Stwierdziłem, że dla własnego dobra powinienem przebywać w kiblu najdłużej, jak to możliwe, żeby  dać im czas na posprzątanie. Kopnąłem moje brudne ciuchy pod umywalkę. Mam nadzieję, że niedługo ktoś je wypierze. Rozczesałem wolnymi ruchami włosy grzebieniem. „Nie pies! Nie pij tego!”. Izzy się obudził, jak miło. Pies, dumnie nazwany „Psem”, miał pewnie zamiar wypić szczyny Adlera. Aż mi się go szkoda zrobiło. Przynajmniej teraz na pewno ktoś posprząta. „Popcorn, ty pedale! Znowu się zeszczałeś?! Przecież mówiłem, że jak Axl się pindrzy w łazience, to masz iść w krzaki, bo szybko nie wyjdzie!” wujek Stradlin strzelił inteligentny wykładzik o sikaniu. Chwilę później Slash zaczął siarczyście klnąć. Wywnioskowałem, że chciał iść na papierosa i wszedł w kałużę. Roześmiałem się. Jeszcze brakuje Duffa, który… O jakurwajebię! Jaki ze mnie jasnowidz! McKagan, ten.. Jak on to nazywał? Przez długość kończyn niezbyt zgrabny, właśnie! No więc McKagan potknął się na psie o imieniu Pies i zarył twarzą w… Sami się domyślacie co. April została obudzona ich krzykami i kazała Saulowi iść do sklepu po mopa. Hudson, nie kłócąc się zbyt długo, wyszedł. Mógłbym się założyć, że po drodze wstąpi do monopolowego na rogu. Jak się okazało 10 minut później, nie myliłem się. Saul oddał mopa April twierdząc, że „ona lepiej wie, co z nim zrobić”.  Potem zawołał chłopaków na popijawę. Odczekałem jeszcze 5 minut, żeby mieć pewność, iż nie wdepnę w żadną niespodziankę i wyszedłem z łazienki. Poleciałem do salonu najszybciej, jak potrafiłem. Na szczęście została mi jeszcze jedna butelka Danielsa. Usiadłem na uparciu kanapy. Steven siedział skulony w kącie. Pewnie Izzy dał mu karę. Przecież on jest kurwa dorosły! Chociaż z drugiej strony… To takie duże dziecko. Duże wiecznie naćpane dziecko. Niech sobie siedzi w tym kącie. Przynajmniej spokój jest. Olśniło mnie. Dzisiaj piątek. Miał być ten.. No ci.. Wiecie… Polska i tak dalej. Wstałem, ażeby ogłosić to wszem i wobec. Wszyscy przenieśli na mnie wzrok. Slash CHYBA też, ale ciężko stwierdzić. Ten nieogar na głowie. 

- Idziemy dzisiaj do Rainbow – oznajmiłem.

- Gdzie? – zapytała średnio przytomna i już trochę wstawiona April z kanapy.

- Do The Rainbow Bar and Grill – zabłysnął Adler ze swojego kąta.

- Chyba ci mówiłem idioto, że za karę masz tam siedzieć cicho! – wrzasnął na niego Stradlin.

Chłopak normalnie był cichy, spokojny, opanowany i w ogóle, ale kiedy się kurwił to bardziej obawiali się tylko mnie. Slash pomarkotniał. Osunął się lekko w fotelu, wzdychając.

- Stary, po cholerę do Rainbow? Chciałem iść dzisiaj do The Troubadour…

- Gdzie? – April niezbyt kontaktowała.

- Do Doug Weston’s World Famous Troubadour! – krzyknął Steven myśląc, że dziewczyna nie dosłyszy.

- Kurwa mać! Mówiłem coś! – Izzy podniósł się z miejsca.

Perkusista skulił się w kłębek prosząc, żeby nie bił. Stradlin opanował się i opadł z powrotem na kanapę. Adler otwierał usta, chcąc coś powiedzieć. Na szczęście zdążył zrezygnować z tego pomysłu, widząc wkurwione spojrzenie Izzy’ego.

- No więc po cholerę do Rainbow? – ponowił pytanie Slash.

- A widzisz, mój ty kudłaty przyjacielu. Otóż grają tam dzisiaj polskie zespoły, a jak powszechnie wiadomo, Polki są najładniejsze, więc może znajdzie się coś do wyru… - przechwyciłem spojrzenie Jonson. – Wychwalania, oczywiście.

- Tak! Idziemy! – ożywił się Steven.

Popatrzył przestraszony na Izzy’ego, po czym wybiegł z domu, drąc się jak baba. Chwilę później drzwi lekko się uchyliły, a w nich pojawiła się głowa Adlera.

- Nie widzieliście gdzieś moich pałeczek? – zapytał, spoglądając na wszystkich po kolei. Jego wzrok zatrzymał się na Stradlinie. – Dobra, wiem! Już spierdalam! – krzyknął i trzasnął drzwiami.



…Kilka godzin później…



April:

Zajęliśmy miejsca przy stoliku w rogu sali. Było to ulubione miejsce chłopaków. Nie chcecie wiedzieć dlaczego. Z resztą… Pewnie, skoro to czytacie, to chcecie wiedzieć. Ok: tutaj dziewczyny mogły im obciągać pod stołem i nikt nic nie widział. Jak miło. Już trochę wypiliśmy, wiadomo. Takie tam… Kilka litrów wina na głowę. Plus litr ruskiej wódki dla Duffa. Jakiś gość wyszedł na scenę rozstawić sprzęt. Podłączył te wszystkie kabelki, sprawdził mikrofon. Wszystko w porządku. Na scenę wyszło trzech facetów i dwie młode dziewczyny. No oko w moim wieku. O kurwa! Czy to alkohol, czy ja serio ich widzę? Chris, Andrew, George, Beatrice i… Moja mała Michelle. A właściwie to Krzysiek, Andrzej, Jerzy, Beata i Magda… Jak to śmiesznie brzmi. Chris grał na basie. Miał proste, czarne włosy, sięgające do ramion. Przetarte jeansy, czarny T-shirt, glany… Klasa sama w sobie. Andrew walił po garach. Był dość tajemniczym człowiekiem. Taki typ samotnika. Kiedyś długie włosy nosił, ale jak spał, to babcia zaczaiła się na niego z maszynką do golenia. Powoli zarastał, jednak włosy ledwo sięgały linii ucha. Ubierał się w spodnie moro, koszulki z tekstami typu „Możesz mi possać…”, albo „Nie wkurwiaj mnie, bo jak cię kopnę w dupę, to będziesz miał bezpłatny lot do Afryki” własnego wyrobu, ciężkie buty, a do tego bardzo często długi płaszcz. Bardzo fajny gość. George wymiatał na solowej. Gość, którego wszędzie było pełno. Roztrzepany jak nie wiem co. Blondyn, duże oczy. Na ogół miał na sobie skurzane spodnie, T-shirt z zespołem i kowbojki. Beatrice była bardzo seksowna, jednak większość mężczyzn nie lubiła jej towarzystwa, gdyż była zbyt pewna siebie. Miała piękne, brązowe włosy do pasa. Ubierała się różnie. Najczęściej w rurki, długą, ale opinającą wszystko co możliwe bluzkę i trampki. W zespole pełniła funkcję rytmicznej. Został jeszcze wokal. Tak, tak… Moja mała Michelle. Dość drobna blondynka. Gdy nie było specjalnej okazji malowała się lekko, włosy zostawiała w spokoju. Natomiast, gdy trzeba było gdzieś wyjść… Mocny make-up, tapir… Ubierała się w stylu glam rock. Uwielbiałam ją. Była miła, otwarta, gadatliwa i zawsze wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Tak było i tym razem. Może nie miała jakiegoś superpięknego głosu, ale i tak wszyscy się nad nią zachwycali. Skąd ich znam? Mieszkałam koło nich, zanim uciekłam. Ta grupa przyjaciół nagle zniknęła z domów w Polsce i dziwnym trafem znalazła się w Seattle u cioci Chrisa. Bardzo ciekawa kobieta, tak na marginesie. Chodzą plotki, że spała ze Złotym Bogiem. Pozazdrościć. Nauczyłam się kilku tekstów, przebywając w ich towarzystwie, chociaż średnio wiedziałam o czym śpiewam. Z radością zaczęłam z Michelle „Arahję” Kultu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chłopcy patrzą na mnie z niedowierzeniem, a szczęki im na parkiet opadły. Trochę się zmieszałam.

- Nic nie mówiłaś, że jesteś Polką. Moja babcia była Polką, wiesz?

Taa… Nie ma to jak podryw na babcię Axla.

- Przecież ci mówiłam, idioto, że jestem z Seattle – wywróciłam oczyma.

- To skąd znasz polski? – dopytywał Slash.

- Spędziłam kilka pięknych lat z tymi oto ludźmi – tu wskazałam na muzyków.

Wszyscy skierowali wzrok w tamtą stronę, a ja mogłam w spokoju kontynuować śpiewanie. Slash badał dokładnie każdy ruch palców George’a, kiwając głową z uznaniem. Duff chwilkę spoglądał na Chrisa, później na Beatrice, ale szybko się znudził i poszedł do baru po szkocką. Izzy marszczył brwi i uśmiechając się lekko, patrzył gdzieś w przestrzeń. Pewnie po prostu zachwycał się muzyką. Steven tańczył energicznie, wkurwiając tym siedzących najbliżej niego ludzi. Kiedy dostał z pięć razy w potylicę, na parę minut się uspokoił i pił soczek z rurką. Axl lustrował wzrokiem Michelle. Ani na chwilę nie odrywał od niej wzroku. Nie patrzył na nią jak na dziwkę (co było dość dziwne). Patrzył na nią w TEN sposób. Tak, ten sam Axl, który rano jak gdyby nigdy nic proponował mi prysznic. Uśmiechnął się lekko do mojej przyjaciółki, a ona odwzajemniła ten miły gest. Thony tylko skinął ręką Andrew, z którym się kumplował.
Skończyli grać, ładnie podziękowali i zeszli ze sceny. Czekałam na to z niecierpliwością. Podleciałam do Chelle i przytuliłam ją. Chichrałyśmy się, piszczałyśmy i w ogóle. Może teraz to zbywam, ale wtedy to był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Nagle dziewczyna spojrzała na mnie z wyrzutem. Ojoj, Michelle się wkurzyła. Nie jest dobrze, spieprzaj póki czas!

- Coś ty do cholery zrobiła?! Byłaś, byłaś, wszystko ok. Na drugi dzień patrzę, a tu nigdzie nie widać szanownej dupy panienki April! – powiedziała, po czym zaklęła po polsku.

- Przepraszam, Chelle. Ale skarbie… Przecież znasz mnie i moją rodzinę… - próbowałam wyjaśnić.

- Dobra, daj spokój. Lepiej opowiadaj co tu robisz – uśmiechnęła się.

- No więc spakowałam się, wzięłam Thony’ego i poszliśmy na drogę, czekając aż ktoś się zatrzymał. Zrobił to nijaki Paul i podwiózł nas do Los Angeles, gdzie zostawił nas u swoich znajomych. Jest to pieprzona i cholernie nie wychowana banda rockmanów, jednak da się z nimi żyć – przez dłuższą chwila wszystko jej opowiadałam. – A z resztą… Chodź to ich poznasz.

Chwyciłam ją za ramię i zaciągnęłam do stolika. Reszta jej zespołu już tam siedziała. Przedstawiłam Chelle wszystkim i wszystkich. Usiadła obok Axla i zaczęła z nim rozmawiać. Normalnie nie poznawałam Rudego. Wydawał się byś miły i… Spokojny?! Coś mi tu nie gra. Saul zaczepił kelnerkę i poprosił o 24 butelki Jacka (po wcześniejszym dokładnym przeliczeniu ludzi). Pewnie znów zajebali komuś portfel.



…Godzinę później…



Kręciło mi się w głowie. Brakowało mi tlenu. Musiałam się przewietrzyć. Chyba nie powinnam był tyle pić. Koniec. To był ostatni raz. Od jutra nie piję. Kogo ja oszukuję? Zawsze tak mówię, a potem przy pierwszej lepszej okazji jestem zalana. Trudno. Muszę nauczyć się żyć sama ze sobą, co w moim przypadku wcale nie było takie proste. Podniosłam się ostrożnie, ale i tak poczułam zawroty głowy. Musiałam przytrzymać się krzesła, żeby zaraz nie leżeć jak długa na parkiecie. Skoro mowa o parkiecie i leżeniu… Raz w takim stanie zachciało mi się tańczyć do „Piece of my heart” Janis Joplin. Wyruszyłam na środek sali. Nie zdążyłam przejść pięciu kroków i poleciałam na szczupaka. Prawie straciłam jedynkę. Znajomi do tej pory mają ze mnie polew. Ta sytuacja nie mogła się powtórzyć.

- Slash… Muszę się przejść. Chodź ze mną – poprosiłam mulata.

Skiną głową, sprawdził czy ma fajki, po czym wstał od stołu. Przecisnęliśmy się przez tłum różnych, kontrastujących ze sobą ludzi. Byli tu młodzi buntownicy, ćpuny, pijacy, wielkie gwiazdy, osoby, które chciały przełamać rutynę, dziwki, dilerzy i wiele innych. Dotarliśmy do drzwi i z ulgą wyszliśmy na zewnątrz. Łapczywie wciągałam powietrze. Zrobiło mi się słabo. Uwiesiłam się boku Hudsona, który miał o wiele mocniejszą głowę niż ja. Byłam tak pijana, że aż zdawałam sobie z tego sprawę. Ma ogół myślałam „Co ty pierdolisz? Jestem trzeźwa jak mało kto!”, a rano okazywało się, że nic nie pamiętam z poprzedniego wieczoru. Wolnym krokiem spacerowaliśmy wzdłuż ulicy. Niespodziewanie Saul zagrodził mi drogę, intensywnie się we mnie wpatrując.

- April – powiedział poważnie. – Chcę cię pieprzyć. Tu i teraz.

Niewielka trzeźwa część mojego mózgu podpowiadała, że to nie najlepszy pomysł, ale serce i ciało krzyczały „zgódź się, zgódź się!”. Nie mogłam odmówić. Wiedziałam, że później będę tego żałować, jednakże starałam się o tym nie myśleć. Wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami, wczepiając się w jego usta. Błądził dłońmi po moich plecach i pośladkach. Wsunął mi język do ust i pieścił nim podniebienie. Szybkim ruchem pozbawiłam go koszuliki, a on nie pozostał mi dłużny. Całował mnie w szyję, rozpinając stanik. Odrzucił go w pizdu i zajął się pieszczeniem moich piersi. Jęknęłam z zadowoleniem, na co on się uśmiechnął. Zeskoczyłam z niego i zdjęłam z niego spodnie. Przechodnie dziwinie patrzyli, bo nie miał w zwyczaju nosić bielizny. Miałam ich głęboko w dupie. Slash zsunął ze mnie rurki, razem z figami. Przycisnął mnie do słupa, ja ponownie na niego wskoczyłam. Wszedł we mnie. Odchyliłam głowę, jęcząc z przyjemności. Poruszał szybko biodrami, czułam go w sobie. Był stanowczy, ale za razem delikatny. Doszliśmy prawie w tym samym momencie. Jego głowa opadła na moje ramię, wtuliłam się w jego loki. Odstawił mnie na ziemię. Pierwszą osobą, jaką zobaczyliśmy był... Moher. Gapił się na nas od dłuższej chwili, stojąc z parasolką. Popatrzyłam na Saula, odwzajemnił spojrzenie i zanieśliśmy się śmiechem. Chyba uraziliśmy starszą panią w berecie, bo dźgnęła mnie parasolem w żebra. Po chwili Hudsona. Zaczęliśmy spierdalać. Całe szczęście była stara i szybko się zmęczyła. Poszukałam swoich ubrań w okolicy. Gdy miałam już na sobię bieliznę, usłyszałam radiowóz na sygnale. No pięknie.
- No nie... Znowu wy? - jęknął gliniarz Jerry ze zrezygnowaniem, wychodząc z samochodu.


__________________________________________________


Jest jaki jest, ale chciałam coś dodać. Jak zawsze proszę o komentarze (pozytywne i negatywne). 

WAŻNE!!!
Wprowadzam strony na bloga. Na górnym pasku możecie je zmieniać. Wprowadzę zakładkę z bohaterami, zmienię Thony'ego i April chyba też... Kiedy to czytacie to post z bohaterami, który kiedys dodałam, jest już usunięty. Niedługo powinny się te zakładki pojawić. Dam Wam znać, jak będzie gotowe. 
Jeszcze raz: komentuuuuujcie.! ;)

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 9

Macie rozdział 9..;) Jest o... Hmm... Delfinach..xD Nagrywaniu Rocket Queen, powstaniu kawałka Nightrain i ogólnie party hard (jak co sobotę w hellhousie). Pojawia się postać Nathaly, którą na początku wzorowałam z wyglądu na Mojej Prywatnej Kobiecej Wersji Axla, ale później zmieniłam, a z tekstów na Natalii K. ;D Polecam Wam zespół Siekiera. Taki polski, punkowy. Jak to ludzię mówią: Punk nie umarł, tylko leży gdzieś pijany..;) Kilka godzin do końca głosowania w ankiecie. Niedlugo zrobię nową. Zapraszam do czytania..
__________________________________________

April:


Te kilka godzin było najdłuższymi godzinami w moim życiu. Nigdy czas mi się tak nie dłużył. Nawet na egzaminach, w kiepskim teatrze, czy w operze. Gdyby nie zioło Stradlina to bym się chyba pochlastała. Wpatrywałam się w Slasha. Mulat siedział pod ścianą z gitarą w rękach i coś improwizował. Włosy seksownie opadały mu na twarz, odsłaniając tylko pełne, apetycznie wyglądające usta. Przyduża czarna koszula zebrała się wokół niego na deskach. Moją uwagę trochę rozpraszał rozpięty rozporek jeansów, ale przesunęłam się bardziej na przeciwko niego, żeby zasłaniała mi go gitara. W spokoju smakowałam dźwięków strun, delikatnie trącanych przez gitarzystę. On nie grał na gitarze. On ją pieścił. Ona była najpiękniejszą, najdelikatniejszą i najbardziej wymagającą kobietą na świecie, a on perfekcyjnym kochankiem - jedynym, który może spełnić jej oczekiwania. Nie było piękniejszego widoku niż Slash z gitarą. Podczas gdy ja podziwiałam Saula, w Hellhousie panowała napięta atmosfera. Axl siedział zamknięty w swoim pokoju, darł się i rzucał we wszystkich szklankami. Steven zaraz po powrocie poleciał na górę. Izzy poszedł za nim 5 minut później. Adler zdążył się za ten czas naćpać jak cholera. Pomogliśmy znieść go na dół i teraz leżał pod ławką przy pianinie, pieprząc coś o delfinach, które poznały go z syrenami (ale te syreny były facetami, na dodatek gejami, jak się później dowiedziałam), nauczyły go czuć muzykę wszystkimi zmysłami (dowiedziałam się też, że popcorn ma 8 zmysłów <okeeej>) i dały słone masło orzechowe. No spoko.. Nie wnikam. Duffa wszędzie było pełno. Nie wiesz, gdzie jest McKagan? Idź gdziekolwiek - on jest wszędzie. Izzy jak zawsze milczał. Siedział w fotelu i mierzył wszystkich wzrokiem. Ktoś trzasnął drzwiami frontowymi. Niechętnie się podniosłam i poszlam zobaczyć kto to. Ujrzałam wysokiego, bladego faceta z długimi, ciemnymi włosami i brązowymi oczyma.

- Paul!
- Cześć, młoda. Jak tam moi kumple? Poznaję po oczach, że jeśli chodzi o używki to są bardzo chojni.
Objął mnie krótko i przeszedł do salonu. tam przywitał się ze Stradlinem, który nie wyraził głębszych emocji (dziwne, nie? No właśnie nie!). Idąc w kierunku Slasha potknął się o Stevena. Popcorn wygrzebał się spod ławki i stanął wpatrzony w Paula szeroko otwartymi oczyma. Nie było mu widać tęczówek. Czyżby znowu kokaina? Adler okrążył Paula, skoczył mu na plecy, po czym uciekł, ponaglając toważyszące mu delfiny. Paul wzruszył ramionami i przywitał się z Hudsonem.
- No to co, ludzie? Słyszałem, że Rocket Queen dzisiaj kręcicie? A podobało się Welcome to the Jungle w TV? - chłopak się uśmiechnął.
- To twoja zasługa? O Ericu Claptonie! Gościu! Jesteś niesamowity! - mój bóg gitary patrzył na Paula z podziwem.
- A co myśleliście? Samo się puściło? Aha. W tym miesiącu gracie w NY trzy koncerty. Tak na początek. Później załatwię wam trasę.
- Ja pierdolę.. O Ericu Claptonie, Hendrixie i wszystkie inne bóstwa! W całym naszym pieprzonym życiu Ci się nie odwdzięczymy - Slash kręcił głową z niedowierzeniem.
- Przygarnęliście moją kochana przyjaciółeczkę. To mi wystarczy - mrugnął do mnie. - Ale narazie... Chyba powinniśmy iść do studia.
Axl zszedł z góry, Staevena znaleźliśmy przy Thony'm w szafce pod zlewem, a Duff wyskoczył spod schodów, krzycząc "Wciąż tu jestem".W końcu wyszliśmy wspólnie z Hellkouse'u. Słońce było już nisko na niebie, więc przestało być tak cholernie gorąco. Izzy nagle się zatrzymał.
- Idźcie. Ja was dogonię. Zapomniałem, że mam skoczyć po Molly - rytmiczny powiedział szybko i odbiegł.
Wzruszyłam ramionami, po czym wskoczyłam mulatowi na plecy. Paul spojrzał zaskoczony, ale po pewnym momencie wszystko zrozumiał.
- Szybcy jesteście - wyszczeżył do nas zęby.
Axl przez całą drogę strasznie się puszył, pokazując wszystkim, że on jest najważniejszy. Nie było to nic nowego, więc nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Śmialiśmy się i żartowaliśmy z zabieganych ludzi i nastolatek słuchających Madonny. W końcu nawet Axl z Popcornem wspólnie napierdalali się z jakiejś blondynki w balerinach, różowych rurkach i koszulce Mety, która na dodatek nuciła jakiś popowy szajs. Chwilę później dogonił nas Stradlin z dziewczyną. Zmierzyłam ją wzrokiem i oceniłam, że była naprawdę ładna. Miała delikatne rysy twarzy, ale nie brakowało jej też "pazura". Ubrana na czarno, w szpilkach, czerwone wlosy, przekuty język, nos i kilkakronie uszy.
- Izzy ma dobry gust. Jestem April - wyciągnęłam do niej dłoń.
- Dzięki. Prawdziwego imienia ci nie podam, bo go nienawidzę. Znajomi mówią do mnie Molly - uśmiechnęła się, ściskając moją rękę.
Dziewczyna przywitała się kolejno z chłopakami i poszliśmy dalej. Wraz ze Slashem zostaliśmy na chwilę w tyle, zauważając boskiego Gibsona na wystawie muzycznego.
- Slash...? - zagadnęłam.
- Hmm...?
- Nauczysz mnie kiedyś grać tak zajebiście jak ty? - poprosiłam, wtulając się w jego loki.
- Jasne. Możemy zacząć kiedy chcesz, sweet child o' mine.
- Dzięki - pocałowałam go w szyję.
Zamruczał zadowolony, a ja zeskoczyłam z niego, żeby nie zaryć głową o framógę drzwi studia, go którego właśnie wchodziliśmy. Wszędzie było cicho i pusto.
- Hej, hej! Hop, hop! - zawołał Duff, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- No co? - zapytał oburzony.
- Nic, nic, Duffie - odpowiedzieliśmy chórem.
Nagle z drugiego pomieszczenia wyskoczyła niska, drobna dziewczyna koło 20-tki. Miała brązowe oczy i brązowe włosy. Nosiła T-shirt Black Sabbath, czarne rurki i glany. Była wyraźnie roztrzepana i ruchliwa.
- Yyyy... Cześć. Jesteśmy Gn'R. Mamy tu dzisiaj nagrywać kawałek - poinformował Rose.
- Serio? Nie no, kurwa. Nobla, nobla! - powiedziała dziewczyna z sarkazmem, mierząc wzrokiem wokalistę. - Wyobraź sobie, że o tym wiem. Ojciec nie może dzisiaj tu być, bo ma ważną konferencję, więc przysłał mnie. Jestem Nathaly.
Laska wypowiedziała to z prędkością światła. Stanęliśmy jak sparaliżowani. Chyba jeszcze nie dotarły do nas jej słowa.
- Yyyy... Chyba powinniście brać się do roboty - odezwał się w końcu Thony.
- Nie no. Kurwa. Nobla, nobla! - widać bardzo lubiła to wyrażenie. Wciąż nikt się nie poruszył. Dziewczyna westchnęła, przewróciła oczyma i zaklaskała w dłonie, ponaglając zespół.
- Chwytać za instrumenty i zaczynać, kurwa!
Po kilku sekundach rytmiczny chwycił za gitarę, a za nim podążyła reszta zespołu. Usiadłam na kanapie, ale zaraz przypomniałam sobie, co nad ranem robili tam Steven, Axl i Adriana. Zerwałam się na nogi i przyniosłam sobie krzesło. Nathaly latała z miejsca na miejsce, poprawiając coś przy sprzęcie.
- Molly - zaczęłam. - A w ogóle to jak się z Izzym poznałaś?
- Axl ma kumpelę. Jast moją przyjaciółką. Założyłyśmy zespół Rocket Queen. Tak, dlatego taka piosenka - roześmiała się, widząc moje spojrzenie. - Szłam z Kate po parkingu, a z naprzeciwka szedł Izzy z Axlem. Rudy, gdy zobazył Kate, zaczął cholernie energicznie machać i walnął Stradlina w nos. Izzy był pijany, więc sie wypierdolił. Później zwrócił na mnie uwagę, bo wszyscy próbowali mu pomóc, a ja pokładałam się ze śmiechu. Jak już się pozbierał, to podszedł i się ze mną umówił.
Uśmiechnęła się do swoich myśli, westchnęła i poprawiła się na kanapie. Thony siedział wpatrzony w ścianę, z kamianną twarzą pijąc piwo. Zerknęłam na chłopaków. Nie widziałm Saula, bo pewna roztrzepana laska mi go zasłaniała.
- Hej, Nath!
- Hmmm...? - mruknęła.
- Nie jesteś przezroczysta, wiesz? - spytałam z ironią.
- Nie no. Co ty? Nobla, nobla... - pomału wyszeptała, machając lekceważąco ręką, ale na jej pieprzone szczęście się przesunęła. Steven grał z uśmiecham na ustach. Jak zawsze. Twarz Slasha zasłaniały jego włosy, spod których wystawała tylko fajka. Jak zawsze. Izzy grał totalnie bez emocji. Też jak zawsze. Tak szczerze mówiąc, to chętnie bym go zobaczyła wypierdolonego. Axl... Te jego kocie ruchy. Seksowny był, nie powiem. Ale ten jego charakter... Masakra. Pierwszy raz zwróciłam uwagę na Duffa. Był najmniej egoistyczny z całej piątki. Miał w sobie coś tajemniczego. Takie... "COŚ". Wszystko poszło dość szybko. Tylko jedna, krótka przerwa, podczas której Hudson wyskoczył po Marlboro. Skończyli przed 20-tą. Klasnęłam w dłonie ucieszona. Czyli party hard! Zajebiście, kurwa!

Axl:


Siedziałem z Nathaly w kuchni Hellhouse'u. W naszym domu zebrało się od cholery ludzi - jak co sobotę. Wyciągnąłem z lodówki Nightraina. Niestety wszystkie kieliszki i szklanki wyszły do salonu, więc musieliśmy pić z gwinta. Kurwa, lubię to wino. Nie najgorsze i tanie przede wszystkim. Siedzieliśmy na podłodze koło szafki.

- I co? Smakuje ci? - spytałem, obejmując dziewczynę ramieniem.
- No, kurwa, niezłe. - wtuliła się we mnie.
- A chcesz mi obciągnąć? - spytałem żartobliwie, ciekawy odpowiedzi.
- Chyba nie jestem jeszcze aż tak pijana...
- Nie no. Żartowałem przecież.
Zapadła niezręczna cisza. Tak naprawdę, to gdyby się zgodziła, nie miałbym nic przeciwko temu. Zacząłem gwizdać jakąś melodię. Dziewczyna zapatrzyla się na stół. Nie mogłem tak, kurwa. Co to ma być do jasnej cholery? Sobota, a ja się praktycznie wcale nie bawię. Wstałem energicznie, spychając ją z siebie. Laska potoczyła sie kawałek po podłodze. Roześmiałem się jak wariat, widząc jej wkurwione spojrzenie.
- I z czego kurwa rżysz!? - krzyknęła do mnie.
- To jest śmieszne, skarbie.
Zostawiłem ją na płytkach i z hukiem wleciałem do salonu. Tam to dopiero była biba. Wyłączyłem muzykę, wywołując niezadowolenie ludzi. Wskoczyłem na stół, strącając przy okazji kilka szklanek. Wszyscy się na mnie patrzyli. I tak powinno być. Uśmiechnąłem się.
- Ludzie, ludzie, ludzie. Spokojnir. To tylko ja, wielki Axl - niepodzielny pan i władca na scenie i w zespole - wyszczerzyłem zęby do Slasha. - Trochę tu u nas nudno. Nie wiem, jak tam z wami, ale ja już trochę wypiłem i
"I'm on the nightrain
Bottoms up
I'm on the nightrain
Fill my cup
I'm on the nightrain
Ready to crash and burn
I never learn
I'm on the nightrain
I love that stuff
I'm on the nightrain
I can never get enough
I'm on the nightrain
 Never to return-no"
Slash, Izzy i Duff chwycili za gitary, a Steven wybijał rytm na stole. Wziąłem kilka głębszych oddechów.
"Loaded like a freight train
Flyin' like an aeroplane
Feelin' like a space brain
One more time tonight
Well I'm a west coast struttin'
One bad mother
Got a rattlesnake suitcase
Under my arm
Said I'm a mean machine
Been drinkin' gasoline
And honey you can make my motor hum
I got one chance left
In a nine live cat
I got a dog eat dog sly smile
I got a Molotov cocktail
With a match to go
I smoke my cigarette with style
An I can tell you honey
You can make my money tonight

Wake up late

Honey put on your clothes
Take your credit card
to the liquor store
That's one for you and
two for me by tonight
I'll be loaded like a freight train
Flyin' like an aeroplane
Feelin' like a space brain
One more time tonight

I'm on the nightrain

Bottoms up
I'm on the nightrain
Fill my cup
I'm on the nightrain
Ready to crash and burn
I never learn
I'm on the nightrain
I love that stuff
I'm on the nightrain
I can never get enough
I'm on the nightrain
Never to return-no

Loaded like a freight train

Flyin' like an aeroplane
Speedin' like a space brain
One more time tonight
I'm on the nightrain
And I'm lookin' for some
I'm on the nightrain
So's I can leave this slum
I'm on the nightrain
And I'm ready to crash and burn
Nightrain
Bottoms up
I'm on the nightrain
Fill my cup
I'm on the nightrain

Whoa yeah

I'm on the nightrain
Love that stuff
I'm on the nightrain
An I can never get enough
Ridin' the nightrain
I guess I
I guess, I guess, I guess
I never learn

On the nightrain

Float me home
Ooh I'm on the nightrain
Ridin' the nightrain
Never to return
 Nightrain"

Zeskoczyłem ze stołu, pocałowałem jakąś laskę i wybiegłem z Hellhouse'u. Wyszedłem po drzewie na dach. Odpaliłem Marlboro, które wcześniej zajebałem oczywiście Saulowi. Ujrzałem radiowóz w krzakach. Będę musiał później powiedzieć reszie, żeby nigdzie nie wychodzili. Ostatnio cholernie się na nas zawzięli i aresztuja każdego, kto wychodzi z naszego domu z sobotę. Ludzie to są jednak pojebani. Ktoś trzasnął drzwiami. Gliniarze też to usłyszeli i wyciągnęli szyje. Skurwiele. Wychyliłem się, zaczepiając się nogą o nierówny fragment dachu, żeby nie jebnąc, jak kiedyś. Nathaly wychodziła z domu. Stwierdziłem, że chyba mogę uratować jej ładną dupę. Chwyciłem ją za kurtkę i wyciągnąłem do góry. Dziewczyna szarpała się i krzyczała. Zasłoniłem jej usta dłonią.

- Zobacz tam. Widzisz radiowóz? Więc przestań kurwa dramatyzować! Lepiej podziękuj.
Spojrzała mi w oczy, po czym musnęła ustami mój policzek. Położyłem się na niej, ale cały swój ciężar oparłem na rękach. Pocałowałem ją. Jeszcze nie pieprzyłem się na dachu. Cóż... Kiedys musi być ten pierwszy raz.

Duff:


Całkiem niezły kawałek nam wyszedł. Czasem potrzeba bycia w centrum uwagi Axla wychodzi nam na dobre. Cholera... Zgłodniałem trochę.

- April! - krzyknąłem do brunetki, siedzącej obok Slasha. - Chodźmy zrobić coś do jedzenia!
Dziewczyna szepnęła coś mulatowi do ucha, zanim wstała. Poczułem się cholernie zazdrosny. Naprawdę nie wiem dlaczego. A może wiem? Weszliśmy do kuchni, a ja zamknąłem za nami drzwi na klucz. Była już wstawiona. Dość porządnie. Podszesłem do April i położyłem jej rękę na ramieniu. Spojrzała na mnie trochę rozbawiona i zaskoczona, ale się nie odezwała. Czekala, aż ja zrobię to pierwszy.
- April... - przemogłem się. - Bo my... Ja bardzo cię lubię. Tak naprawdę bardzo. If you know what I mean.
- Duff... Jesteś naprawdę świetnym przyjacielem.
Dawała mi szansę, żebym cofnął swoje słowa, ale ja nie chciałem tego robić. Musnąłem palcem jej policzek i przycisnąłem swoje wargi do jej. Dziewczyna nie protestowała, kiedy wsunąłem jej język do ust, ani kiedy posadziłem ją na blacie, żeby było nam wygodniej. Dopiero po chwili coś jej odjebało.
- Chyba nie powinniśmy...
- Chuj z tym - stwierdziłem, całując ją w szyję.
April przyciągnęła mnie do siebie, ale po chwili znów odepchnęła.
- Co zn... - przerwałem.
Laska zgięła się w spaźmie i zwymiotowała. Pomogłem jej dojść do łazienki i przytrzymałem włosy. Brunetka przepraszała mnie i dziękowała za każdym razem, kiedy na chwilę przestawała żygać. Stałem przy niej, kiedy się myła, a później obserwowałem, jak odchodzi do Slasha. Kiedy upewniłem się, że wszystko z nią okej, wróciłem do kuchni. Połowa pomieszczenia była zażygana. Niezły miała rozrzut. Chyba żygała dalej niż widziała. Roześmiałem się, wchodząc do salonu. Ciekawe, kto to posprząta..

Slash:


April bardzo się zataczała, ale udało jej się do mnie dojść. Chwyciłem ją, chroniąc przed upadkiem i siłą posadziłem na kanapie. Przytuliła się do mnie, ale cały czas kiwała się na boki i kręciła głową.

- Chba siee naebaam - stwierdziła, patrząc bezmyślnie na stolik.
- Wiem - westchnąłem, wstając.
- Ej, ej, ej! Dzie jdzieeesz? - dziewczyna złapała mnie za rękę, prawdopodobnie próbując wstać.
Pokazałem jej puste butelki po trunkach.
- Czyykaaaaj. Idee z t-tbąą - postanowiła.
Chwyciła kilka butelek w rękę i przy mojej pomoy wstała. Wyszliśmy na zewnątrz, po czym okrążyliśmy budynek, żeby znaleźć się przy ścianie bez okien. Ustawiliśmy się pod nią, chwytając flaszki w lewe dłonie. Zamachnęliśmy się i na 'trzy-czte-RY' przyjebaliśmy nimi w ścianę. Butelkę April zniosło trochę w prawo, ale zachaczyła o róg romu i rozprysła się we wszystkie możliwe strony. Roześmialiśmy się, ale kilka sekund później nie było mi aż tak wesoło. 'Skuj ich, Jerry!'. Tyle usłyszałem, zanim zostałem powalony na ziemie przez pieprzonego glinę. Założyli nam kajdanki i przeszukali nas. Na szczęście zostawiłem narkotyki w salonie. Zaprowadzili nas do wozu, a 5 minut później byliśmy w drodze na komisariat. Przez jebane rozpieprzenie butelki o pierdoloną ścianę. Nie powiedzieli nam, o co nas oskarżają. Zapytali tylko, kto jeszcze był na party hard. Ozywiście nie wsypaliśmy kumpli, więc nas zamknęli. Mój nowy przyjaciel gliniarz Jerry pozwolił mi wykonać jeden telefon. Wykręciłem numer do Hellhouse'u, modląc się do Hendrixa, żeby ktoś odebrał. I odebrał. Pijany Thony. Zajebiście, kurwa.
- Ha-ha-halo.
- Thony, kuźwa. Jest koło ciebie Izz, albo Żyraf *?
Cisza.
- Thony. To ważne do jasnej cholery!
- Jest - stwierdził. - Aaaale... Nie daaam ci go do tleeefonuu.
Myślałam, że dzieciaka zajebię z czystą satysfakcją.
- Dlaczego? - wycedziłem.
- Booo... - zawachał się. - Demoralizujesz mi siorę.
Pierdolony Jerry dawał mi znać, że muszę już kończyć.
- Thony. Nie rób sobie ze mnie jaj, tylko daj mi Iz...
Przerwało rozmowę. No zajebiście. To trochę sobie tu poczekamy. Usiadłem w celi na ławce, koło April, która śpiewała 'Bebe, I'm gonna leave you' Zeppelinów, wygłupiając się i zanosząc się przy tym śmiechem. Podziwialem jej pozytywne nastawienie do sytuacji. W sumie była bardziej zalana, niż ja.
- Lepiej niż Page i Plant - zaśmiał się ktoś.
Odwróciłem się i ujrzałem blondyna z długimi włosami i jasnymi oczyma. Uśmiechał się do April.
- Cześć, Bazz - rzuciłem. - Masz może fajki?
Rzucił mi paczkę jakiś dziwnych szlugów, ale zawsze szlugów, nie? Poczęstowałem też April i odrzuciłem mu resztę.
- To jest Sebastian Bach. Wokalista Skid Row - powiedziałem do dziewczyny. - A to April Jones, nasza nowa współlokatorka.
- Tyyyy... - szatynka, czy tam brunetka (chuj wie, jak to się mówi. Ja jestem.. Szatynem, tak?) wytrzeszczyła oczy. - Ja cię kurwa znam! Ba! Jeszcze kilka tygodni temu cię kochałam! - krzyknęła do Bazza.
- A juz nie? - roześmiał się blondyn.
- Nie.
- A to dlaczego? - dopytywał.
- Wiesz... Przerzuciłam się na Slasha - mrugnęła do mnie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Cóż...To dla mnie wielka strata. Nie przelecę laski Slasha. Nie jestem typem samobójcy. W ogóle, za co siedzicie?
- W sumie nie wiemy. Wiesz, dzisiaj sobota - przypieprzają się o byle co. A ty? - odpowiedziałem.
- Atak na funkcjonariusza na służbie - wzruszył ramionami.
- Ty!? - zdziwiłem się. Sebastian nie miał na ogół kłopotów z prawem.
- Chyba trochę przesadziłem z Mr. Brownstone'm. Ten pan nie lubi ze mną tańczyć.
- Ty!? - z tego co mi wiadomo, to nie ćpał za dużo.
- Oj, Slashie. Się przyczepiasz. Raz się może zdarzyć. Z resztą... Wpłacą okup to wyjdę. Tylko nie wiem kiedy. Jestem tu od 4 dni. Miałem jechać do NY, tylko tak trochę... Nie dojechałem. Dzisiaj miałem wrócić i wbić do was na party hard. Reszta zespołu pewnie tam teraz jest. Zanim wytrzeźwieją i zorientują się, że nas nie ma, miną pewnie jeszcze ze 3 dni.
- Czyli czekamy - stwierdziłem.
Westchnąłem i oparłem się o ścianę.

Izzy:


- Kto dzwonił? - zapytałem Thony'ego.

- Slash - odpowiedział.
- A co chciał?
- Nie wiem - chłopak wstał i odszedł.
- Whatever.
Objąłem Molly, która prychnęła, kręcąc głową i popijając naszego ulubionego drinka - szklankę z wódką.
- Co znowu? - westchnąłem.
Odrzuciła szklankę, która potoczyla się po stole i rozbiła na podłodze.
- Co znowu!? Co znowu!? - wykrzyczała mi w twarz, podnosząc się z miejsca. - Whatever, whatever! Jetseś tak cholernie beznamiętny! Wszystko masz w dupie! Nigdy nie powiedziałeś mi, co do mnie czujesz! Nie proszę cię, żebyś wygłaszał jakieś pieprzone poematy, bo wiesz, że tego nie lubię! Ale mógłbyś jakoś wyrazić swoje pierdolone emocje!
- Nie mogę wyrażać swoich pierdolonych emocji - powiedzialem spokojnie.
- Dlaczego!?
- Bo nie mogę.
- Dlaczego!?
- Poprostu nie mogę.
- Do diabła z tobą, Stradlin! Powiedz mi: dlaczego!?
- Bo jestem dilerem, kurwa! - krzyknąłem do niej, zrywając się z miejsca. Spojrzala na mnie szeroko otwartymi oczyma. - Przez ciebie się unisłem. Widzisz, jak mi zależy? - uspokoiłem się trochę.
Molly stała przede mną z otwartymi ustami. Może powinienem jej o tym powiedzieć wcześniej. Pocałowałem ją. Chyba mogłem jej zaufać. Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem w stronę piwnicy. Moja dziewczyna biegla za mną, nie mogąc wyjść z szoku. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem klucz, którym otworzyłem drzwi. Wprowadziłem Molly do miejsca, w którym przechowywałe cały swoj towar. Do tej pory był tu tylko Stevenek, który podczas mojego spania podpierdolił mi kluczyk i zajebał extasy. Pomieszczenie było ciemne. Tylko jedna, słaba lampa je oświetlała. Pod ścianami poustawiane były kartony pełne narkotyków.
- Kupuje u mnie wiele osób. Kiedyś sprzedawałem kazdemu, kto się nawinął. Teraz mam już stałych, sprawdzonych klientów - wyjaśniłem.
- Sprzedajesz towar komuś znanemu? - dopytywała.
- Tak.
- Np.?
- Joe Perry, Steven Tyler, Joey Kramer, Ian Gillan, Ian Paice, Jon Lord, Jimmy Page, John Bonham, Robert Plant...
- O kurwa. Jesteś ich bogiem - była pod wrażeniem. - Ale... Wiesz co jest najważniejsze? - spytała.
- Co?
Molly przejechała językiem po zębach, pieprząc mnie wzrokiem. Pchnęła mnie stanowczo na ścianę. Położyłem się, ciągnąc ją za sobą. Usiadła na mnie okrakiem. Pochyliła się nade mną.
- Że jesteś też moim bogiem. Moim bogiem seksu - wyszeptała mi do ucha, ściągając bluzkę.
Doszło do mnie, że ten związek to na poważnie. Dlatego w końcu się przemogłem.
- I love you every single part of my body, Molly.

Steven:

Siedziałam w kącie, przyglądając się reszcie ludzi. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, chyba że się o mnie potknął. Wtedy zabijał mnie spojrzeniem i wracał się bawić. Czy nikt już nie kochał biednego Popcorna? Co ja im takiego zrobiłem? Przecież dzielę się z nimi narkotykami, przytulam się do wszyskich i w ogóle. Eh.. Stev. Przestaniesz kiedyś gadać sam do siebie? Chyba nie. Zawsze tak mam, jak jestem naćpany. Czyli ogólnie mam tak zawsze. Dziwki już były zalane. Część dawno wyszła z Hellhouse'u, a te które zostały, leżały pólnagie przy ścianach. Taa... Najpierw im sie płaci, a później co? Lecial właśnie Hendrix. Przy nim zawsze miałem silniejsze doznania po narkotykach, więc zawiesiłem oczy na ścianie, obserwując pojawiające się wizje. Coś jednak musiało zepsuć tę chwilę rozkoszy. Zobaczyłem przed sobą nogi, zdecydowanie należaly do mojej byłej dziewczyny. Podjąłem próbę teleportu. Kiedyś mi wyszło, ale niestety nie tym razem. Zrezygnowany powoli uniosłem wzrok i spojrzałem Adrianie w oczy. Miała na sobie pomiętą koszulę, sprane jeansy oraz trampki. Makijaż rozmazał jej się od łez, a włosy bylo poczochrane. Nigdy jej takiej nie widziałem. Zawsze wszystko musiała mieć zapięte na ostatni guzik. Chyba, że guzik ten rozpinałem. Usmiechnąłem się, ale zaraz spoważniałem. Albo Axl rozpinał.
- Czego chcesz? - warknąłem na nią.
- Wróciłam - probowała się uśmiechnąć.
- Świetnie. A teraz spierdalaj do Axla - powiedziałem, odpychając ja nogą.
- Nie! Kocham ciebie i tylko ciebie!
Zaciekle chciała się położyć na moim dywaniku na klacie. No nie! Tylko nie mój dywanik!  Jak narazie skutecznie się przed nią broniłem. Nawet nie wiedziałem, że mam tyle siły. Zobaczyłem przechodzącego niedaleko Thony'ego. Może choć raz się na coś darmozjad przyda.
- Thony! Ej, stary! Weź ode mnie tą napaloną dziwke. Jak cchesz, to możesz ją nawet przelecieć.
Chłopak podszedł do nas, chwycił moją byłą w pasie i zaciągnął ją na górę. I w końcu miałem pieprzony spokój. Laska wyprowadziła mnie z równowagi. Coś czułem, że to nie koniec kłopotów z nią związanych. Wyciągnąłem rękę po LSD i władowałem sobie w kanał. Później HTC... Potem Mr. Brownstone... Nastepnie Krucha Blondynka**... Potem morfina... Amfa... Znów LSD... Aż film mi się urwał.

Thony:


Rzuciłem Adrianę na łóżko, po czym zmierzyłem ją wzrokiem. Wcale nie miałem ochoty jej przelecieć. Po alkoholu do mojej głowy wpadają przedziwne pomysły. Zastanowiłem się co mogę z nią zrobić...

Szatańska lista, zrodzona z mojej głowie:
1. Przywiązać do krzesła i zostawić.
2. Przywiązać do kaloryfera i zostawić.
3. Zamknąć w kiblu na klucz.
4. Utopić ją w sedesie.
5. Przywiesić pod sufitem głową w dół.
No powstało tych pomysłów od cholery dużo. W końcu postanowiłem wyrzucić ją przez okno. Chwyciłem wrzeszczącą dziewczynę i wziąłem ją na ręce. Byłem właśnie w połowie drogi do okna, gdy do pokoju wpadł Snake***.
- Chłopie! Co ty robisz z laską Adlera? - zapytał, nie wiedząc, co robić.
- To już nie jest laska Adlera, bo puściła się z Axlem. Teraz to zwykła szmata. Wyrzuam ją przez okno - odparłem, wzruszając ramionami.
- Ej. Spokojnie. Może nie musimy wyrzucać jej przez okno. Może wystarczy przez drzwi? - zaproponował.
- No nie wiem, stary. Ta suka może tu wrócić - nie byłem przekonany.
- Chodź. Zamkniemy jej drzwi. A potem schlejemy się w trzy dupy.
Zgodziłem się i razem wynieśliśmy tą kurwę z budynku. Zatrzasnęliśmy drzwi i udaliśmy się w kierunku kanapy, chwytając po drodze cztery butelki Jacka Danielsa.

___________________________________

* Duff. Tak dla jasności..x)
** Znów przypominam: Mr. Brownstone - heroina, Krucha Blondynka - kokaina.
*** Przesexowny gitarzysta Skid Row. No dobra - dla mnie wszyscy są sexowni..xD .. Wrzucam photos: http://carrie-tempest.tumblr.com/    http://www.legendaryrockinterviews.com/wp-content/uploads/2012/03/Snake...theres-that-brick-wall-again....-267x300.jpg    http://www.rankopedia.com/CandidatePix/25972.gif... Mrr..xD

___________________________________


Przepraszam, że tak długo czekaliście. Na poprawę humoru: mam już pomysl na Rozdział 10.:) Postaram się go napisać jak najszybciej. Aj promys.;D

Na koniec muszę podziękować Stevenowi/Slashowi i Axlciowi.. Kocham Was.. really..;* I wszystkim innym moim inspiracją.. ^^
I jak.? Piszcie komentarze, please. Nie trzeba mieć konta. Piszcie co byście zmienili, co wam się podoba, co czujecie w odniesieniu do kolejnych postaci, jak macie jakieś pomysły to również mile widziane... No pleeaaase..;)
Już wiem, co napiszecie moje kochane zboczuchy.. Tak więc. Od następnego rozdziału więcej seksu. Czytam Wam w myslach, I know..:D