piątek, 28 września 2012

Rozdział 7

Dziękuję Wam za wszystkie pozytywne komentarze, wyświetlenia i wgl. Bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania. Kocham Was.:D W tym rozdziale pojawia się wątek Adriany Smith. Za czasów świetności Gunsów była ona dziewczyną Stevena Adlera.
____________________________________________

Thony:

Przeszedłem obok dwóch dziwek. Ubrane... Równie dobrze mogłyby być nagie. Takie ubranie, to nie ubranie. Paliły fajki i na kilometr czuć było od nich odór alkoholu. Sam byłem zalany, a jednak to zauważyłem. Jedna z nich, blondynka, podeszła do mnie. Zapwne zdawało jej się, że jakimś seksownym, powabnym krokiem. Nie. Zataczała się i wyglądała, jakby się miała zaraz zeżygać mina buty.

- Come on. Wiem, że masz na mnie ochotę - przejechała sobie powoli językiem po zębach.
Stała, patrząc na mnie zamglonymi procentami oczyma. Chyba była bulimiczką, albo coś w tym stylu. Cholernie chuda, aż obrzydliwie. Zrobiła kolejny krok w moją stronę.
- Dziękuję, postoję - odparłem.
Okrążyłem ją szerokim łukiem. Druga, brunetka oparta o latarnię, szła w moim kierunku ściągając bluzkę.
- Za połowę ceny - zaproponowała.
Przyspieszyłem kroku, ale ona nie dawała za wygraną. Próbowała przyciągnąć mnie do siebie za włosy.
- Fuck off, bitch! - krzyknąłem odpychając ją.
Przewróciła się na asfalt, a ja odbiegłem zanim się pozbierała. Zatrzymałem się dopiero na skrzyżowaniu. Kurwa mać. W lewo, czy w prawo? Zauważyłem jakiegoś faceta, siedzącego na krawężniku. Miał na sobie szary, brudny T-shirt, dziurawe sztruksy i bardzo schodzone glany. Podszedłem do niego, ale ten nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Hellhouse? - spytałem.
Wolno przeniósł na mnie nieobecny wzrok. Zaczynałem sie niecierpliwić.
- Hellhouse, co? To teraz tacy, jak ty tam chodzą? Znudziły im się panienki? - zadrwił, odpalając skręta. - Też tam kiedyś chodziłem. Najlepsze party hard w LA. Teraz by mnie tam nie wpuścili.
Myślałem, że mu przypierdolę.
- Co się zmieniło od tamtego czasu? - zapytałem zagryzając zęby.
Popatrzył w przestrzeń tym samym nieobecnym wzrokiem. Zaklął pod nosem i zaciągnął się.
- Wyjebali mnie z Metalliki. Może mnie kojarzysz? Dave Mustaine jestem - wyciągnął do mnie dłoń. 
Co kurwa? To ma być Mustaine? Gość, którego tak podziwiam? Od lat marzyłem, żeby się z nim chociaż spotkać. Teraz miałem okazję z nim porozmawiać, lecz chciałem być jak najdalej od tego człowieka. Odsunąłem sie od niego.
- Hellhose? - spytałem ponownie.
Zaśmiał się smutno i cofnął dłoń.
- W lewo.
Skinąłem lekko głową w podziękowaniu, odchodząc ciemną ulicą. Kurwa, dziwne miasto. Spełnia marzenia sprawiając, że wcale się z tego nie cieszysz.

Duff:


"Oddawaj dziwko!" - z takim okrzykiem bojowym na ustach Steven ruszył w stronę jakiejś Bogu ducha winnej laski. Rzucił sie na nią i próbował wyrwać jej torebkę. No to interwencja. Podbiegłem do nich ze Slashem i April. Ja i mulat ściągnęliśmy Adlera z dziewczyny, a April stanęła między nimi, w razie gdyby Popcorn chciał jeszcze raz na nią skoczyć. Blondyn rzucał się i wierzgał w naszum uścisku. Wiedziałem, że jest na dragach. Zawsze był. Ale aż tak... Cóż... Steven.
- Popcorn, po cholerę ją atakujesz? - spytałem.
- Zajebała torebkę mojej Adrianie! - szarpnął się raz jeszcze.
Ja pierdolę. Załamałem się. On to był jednak pojebany. I tak go wszyscy uwielbialiśmy. 
- Adler, ty skończony idioto! To, że laska ma taką samą torebkę, jak twoja panienka, to jeszcze nie znaczy, że ją zajebała - próbował mu wytłumaczyć Saul.
Steven nagle dostał nie pochamowanego ataku śmiechu. Wypuściliśmy go i przewrócił się na podłogę. On się śmiał, jego "ofiara" wyzywała go od... No sami wiecie, April powstrzymywała ją przed rzuceniem się na Popcorna, cała pizzeria wstała i przyglądała się tej akcji. Spojrzałem porozumiewawczo na Slasha. Skinął głową. Wzięliśmy Adlera za ręce i wyciągnęliśmy go za drzw dokładnie w chwili, gdy wkurwiony kierownik przyleciał, żeby kazać nam spierdalać. Zdążył jedynie posłać April kilka niewybrednych słów. Ona odpowiedziała na to środkowym palcem, a ja nauczyłem się nowej wiązanki. Jakby nie patrzeć - całkiem udany wieczór. Daliśmy Stevenowi chwilę, żeby się uspokoił i wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę Hellhouse'u.
Tam czekał na nas zalany Thony. April chyba chciała z nim porozmawiać sam na sam, więc poszedłem z Popcornem i Slashem na górę do Axla. Siedział pijany na podłodze obok łóżka. Podniósł się, gdy nas zobaczył, ale zaraz z powrotem wylądował na dywanie.
- Co, Hudson? Przyszedłeś mi zajebać? No dalej, Saulie! - krzyczał do Slasha.
Mulat stał jednak niewzruszony.
- Nie, Rudy. Nie przyszedłem ci zajebać. Co nie zmienia faktu, że jesteś pieprzonym sukinkotem. Gdybym chciał ci zajebać, to przyszedłbym sam. A jestem tu z zespołem... Poza Izzy'm. Chcemy obgadać jutrzejsze nagrywanie Rocket Queen - spokojnie wyjaśnił mu Saul.
Axl usiadł na łóżku i gestem zaprosił nas bliżej. Steven wskoczył koło Wiewióra, a ja zająłem zaszczytne miejsce na podłodze obok Slasha. Rudzielec wyciągnął Night Traina.
- Mam pewien pomysł - zacząłem. - Może Adler przyprowadzi Adrianę do studia kilka godzin wcześniej i nagra jej jęi, gdy będą się pieprzyć?
- Uu... Adriana zajebiście jęczy. Czasem też piszczy, wzdycha i krzyzczy - roześmiał się Steven.
- Całkiem niezły pomysł - przyznał Axl.
- Popcorn, dasz radę? Przyprowadzisz ją? - upewnił się Slash, bo wszyscy wiedzą, że z Adlerem to nigdy nic nie wiadomo.
- Of course. A ma wiedzieć, co chcę zrobić, czy mam ją tak z zaskoczenia wziąć? - znów się roześmiał.
- Może lepiej, żeby... Albo nie. Zobaczysz, jaki będzie miała humor. Jak chcesz to możemy iść teraz do studia i pokażę ci, jak obsługiwać sprzęt - zasugerowałem.
Steven objął kolana rękoma i zaczął się kołysać.
- Adler? Idziemy do studia? - ponowiłem propozycję.
- Po co? Myślałem, że mam się pierdolić z ADRIANĄ, a nie z... - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak, Popcorn, z Adrianą. Mam ci pokazać, jak obsługiwać sprzęt? - spytałem zrezygnowany.
- Nie trzeba. Już się nim kiedyś bawiłem. 
Zabrzmiało to co najmniej złowieszczo. Pozostała jeszcze jedna kwestia.
- Steven - zacząłem łagodnie. - Musisz wstać o 6-tej.
Przez pięć minut nikt się nie odzywał.
- O 6-tej? To istnieje taka godzina? Imprezy kończą się o 5-tej, budzę się o 13-tej. Skąd mam mieć pewność, że istnieje godzina 6-ta?
Naruszał coraz to nowe rozkminy, a ja coraz bardziej wątpiłem w to, że mu się uda.
__________________________________________
  
I jak.? Która część lepsza.? Thony, czy Duff.? Komentujcie, please.:)

wtorek, 25 września 2012

Rozdział 6

Przepraszam, że tyle czekaliście. Ten rozdział jest dłuższy od poprzednich, ale równie chujowy. Podziękowania dla mojego DleraAdlera (;*) za poddanie kilku pomysłów. I jeszcze dla KaganaMcKagana (<3), który mi ani trochę nie pomógł, ale niech mu będzie.x) Zapraszam do czytania.;)
_________________________________________________________________


April:


Leżałam z Saulem na kanapie. Trochę przysypialiśmy po alkoholu, ale nagle zdałam sobie sprawę, że gdzieś wcięło Paula. Przywiózł nas, a teraz gdzie kurwa jest? Przewróciłam się na bok i spojrzałam Slashowi w brązowe oczy.

- Co? - spytał rozbawiony.
- Zauważyłeś, że nie ma Paula?
- Woow, April... Cóż za niecodzienna spostrzegawczość - zaczął się nabijać.
- Ha-ha-ha. Bardzo kurwa zabawne. Ty sie lepej nie napierdalaj, tylko dla własnego bezpieczeństwa powiedz mi, gdzie on jest - zmrużyłam oczy wkurzona.
- Wiesz... Muszę ci to powiedzieć. Zdechł jak pies. Przedawkował.
Zapadła niezręczna cisza. Po chwili Slash wybuchnął śmiechem. Dałam mu z liścia.
- Idioto pieprzony! Myślałam, że na serio! - wydarłam sie na niego.
Jednak juz po chwili śmialiśmy się obydwoje. Do 'salonu' wleciał Steven w różowych gaciach, jak zawsze uchachany.
- Co ćpaliście i czemu się nie podzieliliście?
- O to samo chciałem się zapytać - powiedział roześmiany Saul.
 Wstałam z kanapy i, pod wpływem alkoholu, prawie się przewróciłam, na co mulat wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem. Złapałam równowagę, opierając się o Adlera.
- Steven, słuchaj. To sprawa życia i śmierci - zaczęłam.
- Słucham - zapewnił z nietypową dla niego powagą i znów się roześmialiśmy.
- Gdzie jest Paul? - spytałam pomały, zanosząc się śmiechem.
- Nie żyje. Saulie ci nie powiedział?
Po tych słowach Slash spadł z kanapy i zaczął tarzać się ze śmiechu po podłodze.
- Dobra, idioci. Idę spytać kogoś innego. Nara - rzuciłam, niby obrażona. Osiągnęłam tym zamierzony efekt.
- Czekaj - odezwali się jednocześnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i, przybrawszy ponownie kamienny wyraz twarzy, odwróciłam się w ich stronę, krzyżując ręce na piersi.
- Paul jeździ po mieście. Załatwia nam koncerty. Powinien być jutro - powiedział Popcorn.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Zostawiłam ich i wybiegłam na górę. Szukałam Thony'ego, ale nigdzie go nie było. Zdenerwowałam się. Przechodziłam milion razy przez te same drzwi. Potykałam się o te same puste butelki po trunkach.
- Brata szukasz, kochanie? - odezwał się ktoś pociągającym głosem.
Odwróciłam się. Zobaczyłam Axla. Stał, opierając się lewą ręką o framugę drzwi. Miał na sobie białe kowbojki, potargane jeansy, T-shirt z The Ramones i oczywiście bandamę. Tym razem czarną.

Axl:


W końcu udało mi się zwrócić jej uwagę. I tym razem byliśmy sami. Stała, wpatrzona we mnie, w shortach i przezroczystej bluzce. Nie odezwała się.

- Poszedł na dziwki - powiedziałem.
Zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie spod długich, czarnych rzęs z niedowierzeniem.
- Gówno prawda. On taki nie jest - uśmiechnęła się.
Przewróciłem oczami. Nie poszedł, bo nie wie, co dobre. Ale to jeszcze dzieciak. Za parę lat mu się odmieni.
- Okej. Nie poszedł. Chociaz go namawiałem. Serio poszedł do jakiegoś baru. Wejdziesz? 

Cofnąłem się, żeby ją w puścić. Pomału przeszła koło mnie. Pachniała jakimś cytrusem. Kurwa, miała taki zgrabny tyłek. Usiadłem na łóżku i gestem poprosiłem, żeby zrobiła to samo.

- April, a ty w ogóle umiesz śpiewać - spytałem, częstując ją papierosem.

Uśmiechnęła się i wybiegła z pokoju, zapewniając, że za sekundę przyjdzie. Chwilę później wróciła, niosąc swojego czarnego Gibsona. Usiadła po turecku na podłodze i zaczęła grać pierwsze dźwięki pewnej zajebistej piosenki.

"Welcome to the jungle

We've got fun ang games

We've got everything you want

Honey, we know the names..."

Zaśmiałem się. Laska zajebiście naśladowała moje skrzeczenie.

- Okej, okej. Jak w końcu przedawkuję, to mnie zastąpisz. A teraz może coś nie po mojemu? - zaproponowałem.

Zagrała mi coś swojego. Miała zajebisty głos. Cholernie mocny, a jednocześnie niezwykle delikatny. Skończyła i spojrzała na mnie.

- Co robisz? - roześmiałem się.

- Czekam na werdykt - wyszeptała z udawanym strachem.

- Hmmm... Było... Hmmm... Zajekurwabiście!

Odłożyła gitare i rzuciła mi się w ramiona. Położyłem ją na łóżku. Zdjąłem jej bluzkę i zacząłem całować w szyję. Zamknęła oczy.

"Here I am

And you're rocket queen" - zanuciłem.


April:


Było mi dobrze, ale gdy zamknęłam oczy, zobaczyalm Slasha. Ból w jego oczach, gdy widział nas razem ostatnio.

- Axl... Axl... Zaczekaj... No, Rudy, kurwa mać!

Próbowałam go od siebie odepchnąć.

- ... And the girls are pretty... - padła odpowiedź.

Chyba w ogóle mnie nie słuchał. Totalnie nie zwracał na mnie uwagi. Spojrzałam w stronę drzwi i zobaczyłam czuprynę... Czarno-blond. Ufff...

- Duff! Duff, kurwa! Chodź tu! - krzyczałam.

- Rose, złaź z niej!

- Spierdalaj. Albo sie przyłącz - odpowiedział Axl.

- Duff... - prosiłam ze łzami w oczach.

Blondyn podszedł do nas i postawił Rudego na nogi, ciągnąc go za włosy. Wokaliście niezbyt sie to spodobało.

- Fuck off, McKagan! Chciałem ją tylko przelecieć! - wrzasnął wkurwiony.

- Ale ona tego nie chciała! Siadaj, debilu. Musimy pogadać. April, wyjdź, ok?

Kiwnęłam głową i whybiegłam z pokoju. Wpadłam na Izzy'ego chyba.Miałam to w dupie. Zawiesiłam się na nim i ryczałam jak dziecko.


Izzy:


Zbadałe sytuację. April płacze, Duff zamknął drzwi i drze ryja na Rudego. Czyli wszystko jasne. Ten w dupe kurwa jebany skurwysyn jak zawsze musiał wszystko spierdolić. Objąłem dziewczynę ramieniem i sprowadziłem na dół do Saula.

- Słuchaj, April. Bardzo chętnie sam bym cię wysłuchał, ale umówiłem się z taką Molly, co ją niedawno na parkingu poznałem, wiec zostawiam cię ze Slashem, ok? - wyjaśniłem.

- Jasne. Miłej zabawy - uśmiechnęła się do mnie przez łzy.

- Hej, Slashu! Masz tu April. Wygląda mi na taką, którą trzeba przytulić i pocieszyć - rzuciłem.

Wyszedłem z Hellhouse'u i skręciłem za drzewem w lewo. Pogwizdywałem sobie, paląc czerwone Marlboro. W końcu ja zobaczyłem. Czerwone wlosy, szare oczy, mocno pomalowane na czarno. Ramoneska, rurki i czarne, wysokie szpilki. Uśmiechnęła sie na mój widok. Podszedłem do niej i lekko pocałowałem ją w usta. Nie chciałem być też zbyt romantyczny, bo tego nie lubiła. Uwielbiam zajmować się kobietami, sprawieć, żeby czuły sie dobrze, ale w tym momencie nie mam na to kasy, więc na ogół traktuje je jak gówno. Tak więc ja, Izzy Stradlin, czy tam Jeffrey Isbell (jak kto woli), członek Guns N' Roses, romantyczny? Bitch, please. Klepnąłem ją w dupę i roześmiałem się.

- To co? Piwo? Nightrain? - spojrzała na mnie rozbawiona.

- Dzisiaj, specjalnie dla ciebie, Jack Daniels, Brownstone i Krucha Blondynka - uśmiechnąłem się.

- Woow, Izzy. Postarałeś się - puuściła do mnie oko.

Cóż... Nie będę się kłócił, nie?


Slash:


- Skarbie, powiedz mi co się stało - poprosiłem po raz setny. 

A ona po raz setny otwierała usta, żeby mi wszystko opowiedzieć. I po raz setny jej słowa tłumił płacz. Westchnąłem i pocałowałem ja w czoło.

- No... Bo... Axl... On udawał... A potem... I mnie całował... Ale nie chciałam... A potem Dufff... I ja uciekłam...

Okej, był jakiś postęp. Usłyszałem kroki na schodach. McKagan. W końcu się czegoś dowiem. Ehh... Jednak nie. Ten skurwiel skierował się prosto do kuchni, celowo unikając mojego spojrzenia. Ja pierdolę... Czy tylko ja tu jestem zajebisty? Głupie pytanie. Jasne, że tylko ja.

- McKagan! - krzyknąłem. - Czy ktoś mi w końcu do cholery jasnej powie, co się stało?

Cisza. Policzyłem do 10, żeby mu nie przyjebać i zawołałem raz jeszcze.

- McKagan?

- Słucham?

- Co się do kurwy nędzy stało!?

Wychylił się z kuchni. Nareszcie.

- Ja wiem tylko, że Rudy chciał zgwałcić April i mu w tym przeszkodziłem. Dodatkowo Axl twierdzi, że April tego chciała, ale wystarczy jedno spojrzenie na jej twarz, żeby stwierdzić, że to nieprawda.

- Skurwysyn jebany - zręcznie podsumowałem.


Steven:


Przyglądałem się spod ściany całej sytuacji. Wszyscy chyba zapomnieli o mojej obecności. W każdym bądź razie nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. April była smutna... Mało powiedziane. Wypadałoby ją jakos pocieszyć. Wpadłem na geneanialny pomysł, a jak ja wpadnę na geneaniany pomyśł, to pomysł jest geneanialny i chuj. Chociaż niektórzy twierdzą inaczej. Ale ten serio był geneanialny.

- Ludzie! Chodźmy na pizzę! - krzyknąłem, podskakując.

Wszyscy się przestraszyli... No tak... Zapomniałem, że nie wiedzą, że tu jestem. Slash rzucił we mnie jabłkiem. 

- Popcorn, ty idioto! - opierdzielił mnie.

- Z tą pizzą to nie taki głupi pomysł - April oderwała się od mulata i poszła ubieradź buty.

Duff był średnio zadowolony, bo chyba cośtam próbował nam ugotować, ale gdy zobaczył, że April się uśmiecha, od razu chumor mu się poprawił. I wszyscy szczęśliwi. Wiedziałem, że pomysł geneanialny. Cały jestem zajebisty jak moje pomysły. Ubraliśmy się szybko i wyszliśmy na ulicę.


_________________________________________


I jak? Komentujcie, please.;)

piątek, 7 września 2012

Rozdział 5

Steven:

Obudziłem się obok April. Na początku nie byłem do końca pewny dlaczego, ale w końcu sobie przypomniałem - wspólne ćpanie zawsze się tak kończy. Bolała mnie głowa, ale poza tym było w porządku. Zszedłem wolnym krokiem na dół, przeciągając się. Slashu spał na kanapie w nienaturalnej i zapewne cholernie niewygodnej pozycji. Udałem się do kuchni i zacząłem się zastanawiać, gdzie na ogół chowamy chleb. Po dłuższych wysiłkach mojego niesamowicie intelidżentnego mózgu zabrałem się do robienie kanapek. Duff i Izzy pewnie zrobiliby to lepiej, ale nie chciało mi się ich szukać. Z resztą niech sobie w spokoju śpią, ćpają, chlają, dymają, czy co oni tam sobie właśnie robią. Popcorn potrafi, nie? Wziąłem piwo i kanapkę, zamknąłem lodówkę butem i przeszedłem do pomieszczenia dumnie zwanego 'salonem'. Zabrałem ze stolika pilota i włączyłem tv. Popijałem piwem moją kanapkę z dżemem i jajkiem, kiedy puścili nasz kawałek. 
- Ej, kurwa! Pobudka! Lecimy w tv! Welcome to the Jungle puścili! O ja kurwa pierdolę!
Darłem się na całe gardło. Ale my jesteśmy zajebiści. No musieli to zobaczyć, noo.

Duff:

Steven znów miał zaciesz jak kilkuletnia dziewczynka. Co tym razem? Aaa, kogoś pierdoli. No ale nie musi nas z tego powodu chyba budzić. Wszyscy od czasu do czasu pierdolimy i nie wrzeszczymy przy okazji na cały dom. Wyszedłem z pokoju Saula i zszedłem po schodach (nie zapominając sie przy tym wypierdolić). Wiedziałem! Gówno prawda! Popcorn nikogo nie pierdolił. Siedział przed telewizorem z niezbyt apetycznie wyglądającą kanapką w ręce i szerokim uśmiechem.
- Steven, o co ten szum? Dopiero południe. 
- Ale Duff. Patrz, kurwa. Puszczają nas w tv!
W tym momencie popatrzyłem na ekran i doznałem niesamowitego przypływu radości.
- Leć obudź Slasha - powiedziałem krótko z zapartym tchem.

Slash:

Otworzyłem niechętnie oczy i zerknąłem zza rzęs na potrząsającego mną Stevena. Wkurwiłem się, ale zaraz usłyszałęm moją boską solówkę. Bo wszystkie moje solówki są boskie, prawda? Prawda, kurwa. Bo sam jestem boski. A boski wszystko ma boskie... Czy jakoś tak. Nie mogłem uwierzyć, że lecimy w tv. No w sumie to mogłem. W końcu jesteśmy zajebiści. Jarałem się właśnie z Duffim i Popcornem, kiedy na dół zeszła April ubrana tylko w shorty i skąpy stanik. No... Nie powiem... Na moment zapomniałem o teledysku. Wyglądała zabójczo seksownie.
- Co się dzieje? - spytała zaspana. - Ooo! Puścili was? Ale zajekurwabiście! - od razu się rozbudziła.
- No to, pojebańce, dzisiaj świętujemy! - zaskrzeczał rudy,patrząc na nas ze schodów.
Nawet wiewiór przestał strzelać fochy, więc chyba było naprawdę dobrze. A April u mojego boku utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
____________________________________________________________
Wszystko piszę 'z buta', więc czytam to wszystko dopiero po opublikowaniu, so bądźcie wyrozumiali, please.;)

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 4

Ok, odznaka zdana, mogę pisać.;) 

Nie wiem, czy komuś się mój blog podoba, bo mi jakos nieszczególnie. Ale dla tych nielicznych ludzi, którym sie podoba i czytają (pozdrowienia m.in. dla Magdy i Ady..;p) proszę:



Slash:

Za cholerę nie chciało mi się ruszyć dupy, ale pukanie nie ustawało, więc w końcu podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Popatrzyłem chwilę na McKagana. Kiedy zaczął się niecierpliwić, przesunąłem się i wpuściłem go do środka. Bez rzadnych pochamowań rzucił się na MOJE łóżko i zaczął pić MOJEGO Nightraina. Na dodatek swoją przecudaśną dupę usadził na MOICH gaciach. Cóż... Tak to już z nami było. Przynajmniej tym razem zdjął buty, zanim położył nogi na łóżku. Usiadłem koło niego, czekając. Nie odezywał się przez 10 minut. W końcu nie wytrzymalem.
- Duff, sukinkocie jeden! Po jaką cholerę mnie budziłeś? Żeby żłopać mojego Nightraina? Idź sobie kup swojego. Kosztuje dolca, kurwa mać! - wykrzyknąłem i zepchnąłem go brutalnie nogą z łóżka.
- Spokojnie, Saulie. Chcesz, to ci nawet Danielsa kupię... Ale jutro. Bo dzisiaj juz nie mamy nic do picia.
- Czyli miałem rację? Przyszedłeś bez konkretnego powodu, poprostu się napić.
- Slash... Nightrain to całkiem konkretny powód - uśmiechnął się do mnie z podłogi.
'Pieprz się' pomyślałem i zszedłem wkurwiony na dół. Zastałem tam tego gościa. Brata April. Jak mu było? Thony! Właśnie. Spał na kanapie, a przed nim leżała krucha blondynka.* Usiadłem koło niego spoglądając na nią z tęsknotą...

Thony:

Coś wyrwało mnie z głębokiego snu. Otworzywszy ozy, zobaczyłem Slasha wciągającego moją kokainę! No bez przesady. Sam ją kurwa kupiłem... No dobra - sam ją kurwa zajebałem Adlerowi. Ale jednak była moja. Zerwałem się z kanapy.
- Mistrzu, co ty odpierdalasz?
Popatrzył na mnie zaćpanymi oczyma, zza burzy czarnych włosów. Wyrównał kolejną kreskę i wciągnął.
- Tańczę na szkle... - wyszeptał i uśmiechnął się.
Położył się pomału, a ja stwierdziłem, że nie ma sensu z nim teraz rozmawiać. Chwyciłem czarną ramoneskę i wyszedłem z domu. Na skrzyżowaniu ktoś mnie zaczepił.
- Hej, Thony. Jeśli masz ochotę na dobre dziwki to prosto i w prawo - powiedział Axl.
Mrugnął do mnie i odszedł. Ja nie miałem ochoty na dziwki, tylko na wódkę. Poszedłem więc prosto i wszedłem do pierwszego lepszego baru.

Axl:

Poradziłem dzieciakowi najlepszy burdel w mieście, ale jak nie to nie. Mi Marilyn bardzo pomogła... Jeśli wiecie, o co chodzi. Przynajmnie zapomniałem o tym dupku, McKaganie... I o Slashu. Kurwaa... Mogę mieć wszystkie, jeszcze żadna mi nie odmówiła, ale ten w dupę jebany Hudson mi nie pozwolił!
Wyszedłem po kamiennych schodkach, poprawiłem czerwoną bandamę i wszedłem do Hellhouse'u.**
Na dole zastałem tylko śpiącego Slasha i Izzy'ego, który szukał czegoś w lodówce. Standard. Wszyscy byli na górze. Duff pił Naightraina u Saula, Steven leżał na podłodzę z April. Pewnie już ją przeleciał. Idiota. Tylko mi, kurwa, nie wolno? Trzasnąłem drzwiami swojego pokoju. Przy ścianie było trohę szkła, ale miałem to w dupie. Axl Rose tego nie posprząta. Chwyciłem kartkę i długopis, w celu napisania piosenki, ale gówno mi z tego wyszło. Rzuciłem je w kąt i poszedłem spać. 

Jeśli ktoś się nie domyślił:

* krucha blonynka - kokaina 
** Hellhouse - mieszkanie Gunsów (http://www.onthisveryspot.com/find/spot.php?spot_web_name=Guns_N_Roses_Hell_House)
_______________________________________________

Długość jak zawsze. Nie mam weny na więcej. 

Szkoła. NIE, NIE, NIE, KURWA, NIEEE!!!!!!