piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 16

A więc stało się! Wróciłam! Wracam z rozdziałem 16 i mam nadzieję, że tym razem uda mi się publikować następne regularnie. :D
Robię, co mogę, żeby wszystko nadrobić, ale to mnie jak na razie przerasta… Po prostu… nie wiem, nie mam czasu. Ale to nie jest wystarczające usprawiedliwienie, dlatego jeszcze raz przepraszam z całego serca, naprawdę. ;** Mam nadzieję, że niedługo przestanę mieć zaległości i będę mogła czytać i komentować na bieżąco. ;>
W rozdziale w pewnym momencie pojawia się postać – Natalie, inspirowana Shayen (KLIK), w końcu się doczekałaś, przepraszam, Żonko, że tak długo..;D <3
Rozdział dedykuję Wam Wszystkim – czytającym, komentującym lub nie (jednak było by  miło, gdyby ci niekomentujący zaczęli komentować. ;D). Za to, że mnie wspieraliście, motywowaliście do pisania, nie zabijaliście za zaległości u Was. Dziękuję Wam bardzo i dla Was ten rozdział, chociaż wiem, ze to i tak za mało. ;*

REKLAMA:
fanpejdż o Gunsach - KLIK
inny fanpejdż - KLIK
No i zachęcam do przeglądnięcia zakładek, bo chyba coś nowego..;)



Slash:

Staliśmy pod drzwiami już jakieś dobre kilka minut. Nikt nie był w stanie ich otworzyć. To było jak jakaś… Pieprzona świątynia, rozumiesz? W końcu drzwi same się otworzyły, a raczej wypadły z zawiasów, a na nich Vince Neil z podbitym okiem. Blondyn zaklął pod nosem, pozbierał się i wtoczył z powrotem do środka. Wzruszyłem ramionami, przeskoczyłem nad drzwiami i znalazłem się w samym środku… Wielkiej dżungli Rock N’ Rolla. Nie miałem na to innego określenia. Z głośników lecieli Doorsi, po całym domu plątały się dziwki i rockmani… Ale kurwa! I to jacy rockmani!
 Wiadomo, byli też Motleye, którzy rozbiegli się po całym pomieszczeniu i bajerowali panienki, czy Cindrella, której muzycy siedzieli jak zwykle w zwartej grupie przy ścianie. Na fotelu leżał rozwalony Kurt Cobain i patrzył zmrużonymi oczami na Axla, co nie zwiastowało niczego dobrego, bo ostatnio ta dwójka niezbyt za sobą przepadała. Kirk Hammett z Jamesem rozlali whiskey na ścianie, a teraz podtrzymywali Cliffa, który bawił się w superbohatera i próbował chodzić po klejącej powierzchni. Lars właśnie wybierał ze stołu kolejne whiskacze, żeby zanieść je reszcie Metalliki. Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową. Sweet Jesus, oni to mają pomysły. Na roześmianą czwórkę spode łba znad kufli piwa patrzył Dave Mustaine i reszta Megadethu. Była też trójka młodych, ale zdolnych gówniarzy, o ile to ci, o których mi opowiadał Tom. Nazywali się chyba Green Day, czy jakoś tak. Wokalista (a zarazem gitarzysta) i basista mieli po 15 lat, perkusista koło 18. Pewnie coś osiągną na rynku muzycznym. Skinąłem głową wokaliście. Prawdopodobnie nawet tego nie zauważył, bo całą uwagę poświęcił basiście, który nagle zgiął się w spaźmie i zaczął rzygać dalej niż widział. Dobra, to teraz przechodzimy do tej części imprezy, która sprawiła, że stanąłem jak wryty. Do ‘Love me two times’ na środku prowizorycznego parkietu tańczyła Joan Jett z Alice Cooperem. Obok nikt delikatnie kołysał się Jimmy Page, wpatrujący się z miłością i pożądaniem w dziewczynę, którą trzymał w objęciach. Robert Plant przyglądał im się z boku z niezadowoloną miną, a Jonessy próbował zwrócić na siebie uwagę Złotego Boga. Przy oknie stał Mick boski Jagger, rozmawiający z Keithem zajebistym Richardsem! Czujecie to? Molly jest aniołem, będę jej się chyba do usranej śmierci odwdzięczał. Nikogo z Aerosmith nigdzie nie było widać.
W oczach April zatańczyły złote iskierki, a jej usta przyozdobił najpiękniejszy uśmiech na świecie, za którym tak bardzo tęskniłem. Poeta ze mnie, nie? No cóż… Się umie.
- Chłopie, słyszałem o tobie! Podobno robisz z gitarą co chcesz – powiedział ktoś, szturchając mnie lekko w ramię.
Odwróciłem się i zobaczyłem… Keitha zobaczyłem! Wyciągnął w moją stronę butelkę Jim Beama…


Duff:

Rozejrzałem się dookoła. Próbowałem dojrzeć jakąś wolną flaszkę, co w moim przypadku nie było trudne, bo byłem o głowę wyższy od większości towarzystwa. Szybko wyhaczyłem spojrzeniem stolik z trunkami pod ścianą i zacząłem przedzierać się w jego kierunku.
Here we go, baby… Ruska czy szkocka? Może Daniels? A chuj, ruska! Chwyciłem butelkę, odkręciłem i od razu pociągnąłem z gwinta kilka łyków. Trochę zakręciło mi się w głowie, ale tylko na kilka sekund. Spokojnie! Co jak co, ale pić to McKagan potrafi. Chciałem przedostać się w stronę najbliższego przedmiotu, na którym można usiąść, bo jednak na siedząco trochę lepiej mi chlanie wychodziło. A przynajmniej byłem w stanie przyswoić większą ilość alkoholu. Lekko chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę kanapy… I wtedy stało się.
To nie jest kurwa moja wina, że mam takie długie nogi, ręce i ogólnie wszystko mam długie ( tak, to o czym właśnie myślisz też). A jak mam wszystko takie długie, to czasem ciężko mi zachować… Grację i płynność ruchów. Tak było i tym razem. Potknąłem się na dywanie (swoją drogą – kto normalny stawia dywan na środku pokoju?) i… No cóż… Pamiętacie tą wódkę, co była w butelce, którą dzierżyłem w dłoni? To ta właśnie wóda znajdowała się na koszulce pewnej pięknej nieznajomej. Spojrzała na mnie wkurwiona. Oj, McKagan… Ale dorobiłeś… Jednak im dłużej mi się przypatrywała, tym bardziej zmieniał się wyraz jej twarzy. Po chwili prawie tarzała się ze śmiechu, a ja nie wiedziałem, co z tym fantem zrobić.
- Yyy… co jest? – zapytałem ambitnie.
- Jak masz taką minę, to wyglądasz ja żyrafa – wydusiła w końcu, po czym ponownie zaniosła się śmiechem. Czemu, ja się kurwa pytam, zawsze muszę być porównywany do żyrafy?! Przynajmniej nie wspomniała o tlenionej… - Pomóż mi wstać – poprosiła, wyciągając do mnie rękę, gdy już trochę się uspokoiła.
Spełniłem życzenie tej uroczej (nie)dziewicy i pociągnąłem ją w miejsce, gdzie spodziewałem się zastać toaletę. Gdy zorientowała się, gdzie ją prowadzę, zaparła się nogami o podłogę i spojrzała na mnie, jak na skończonego idiotę i zboczeńca. Przewróciłem oczami, wzdychając.
- Chcesz do końca imprezy śmier… Pachnieć wódką, czy może jednak wolisz przeprać koszulkę? – miałem nadzieję, z eto pytanie rozwieje jej obawy.
I rzeczywiście, wzruszyła ramionami i grzecznie podreptała za mną. Otworzyłem drzwi kibla, a tam zastałem piątkę ludzi w dość niedwuznacznej sytuacji. Szybko zostawiłem ich samych, a dziewczyna poprowadziła mnie na górę. Przeszła prawie do końca korytarza, po czym skręciła w prawo, w mniejszy korytarz.
- Poruszasz się normalnie, jakbyś tu mieszkała – zauważyłem zaskoczony.
- Bo mieszkam – roześmiała się, pchając drzwi przyozdobione plakatem Stonesów.
Weszliśmy do środka, a blondynka… W sumie może brunetka? Nevermind… Panienka wyciągnęła z szafy nowy T-shirt, a zachlapany rzuciła gdzieś w kąt, po czym usiadła na łóżko i gestem poprosiła, żebym zrobił to samo.
- Jak to tu mieszkasz? – zmarszczyłem brwi. – Jesteś rodziną… - pokręciła przecząco głową. – Dziewczyną… - znów zaprzeczyła. – No więc co?
- Pracowałam kiedyś jako kelnerka w barze na przedmieściach. Pewnego dnia pojawili się tam Tyler i Perry. Zapytali, czy nie zagrałabym w kilku ich teledyskach. Co ty byś zrobił na moim miejscu? Zgodziłam się. Zaproponowali, żebym z nimi zamieszkała na jakiś czas, żebym nie musiała ciągle dojeżdżać, gdyby mnie potrzebowali. A że mój dom to była i pewnie ciągle jest jedna wielka melina, żeby nie powiedzieć gorzej, to na to też przystałam bez problemu. Z tym, że to było pół roku temu, a teledysków jak nie było, tak nie ma. Ale zaprzyjaźniłam się z chłopakami, oni chyba też się do mnie przyzwyczaili, so… Oto jestem – wzruszyła ramionami.
Rozejrzałem się po pokoju. Panował tu taki… Artystyczny nieład. Wiem, tak też określamy porządek w hellhouse, ale artystyczny nieład artystycznemu nieładowi nie równy. Wszędzie porozrzucane były płyty, książki, zdjęcia, gazety, ubrania, ale wszystko wydawało się być na swoim miejscu. W kącie stał czarny Gibson. W końcu usiadłem obok… Obok… No właśnie, obok?
- W ogóle jak mas zna imię?
- Alicia. Alicia Silverstone.
- Ładnie. Ja Duff. Duff McKagan. A w sumie to Michael, ale wolę Duff… Chociaż niektórzy mówią do mnie Michael, a mi to nie przeszkadza, taka Molly na przykład. Michael… Tak trochę pedalsko, nie? Duff Rose McKagan brzmi jakoś lepiej. Chociaż właściwie Rose to bardziej żeńskie imię, ale co kto woli… Mój stary znajomy…
- Dobra, Michaelu Duffie Rose McKaganie, nie rozkręcaj mi się tu tak – roześmiała się Alicia.
Spojrzałem jej w oczy. Delikatnie się do niej przysunąłem. Była taka piękna… Gdy nasze usta dzielił zaledwie centymetr…
- HEADSHOUT! – krzyknęła zadowolona, gdy oberwałem od niej z poduszki w ‘ten głupi tleniony łeb’ jak to mawia Michelle.
Rzuciłem jej długie, głębokie, pozorne wkurwione spojrzenie. Błysnęła zębami w prześlicznym uśmiechu.
- To za koszulkę – wzruszyła ramionami, puszczając mi oczko.


Izzy:

Nie wiem, co Rose znowu odpierdalał. W Hellhouse jeszcze był spokojny, miał dobry humor. Teraz niby nic się nie zmieniło, ale coś czułem, że zaraz wybuchnie. Nie myliłem się, z resztą jak zwykle. Siedział z Michelle, blondynka chyba próbowała się z nim pogodzić, albo udawać, że nic się nie stało, whatever. I co Rudy na to> Stwierdził, ze bez seksu się nie pogodzi i zaczął się do niej dobierać. Odepchnęła go, z resztą jej się nie dziwię. Axl wstał i uderzył ją w twarz. No kurwa nie! To był moment! Nie zdążyłem zareagować!
- Stary, co ty odpierdalasz? Wyluzuj – chwyciłem go za ramię.
- A ty po chuj się wtrącasz?! To moja laska, będę z nią robił co mi się podoba! Chyba że puściła się z tobą na boku, co?! – popchnął mnie, a ja zrobiłem kilka kroków w tył, żeby złapać równowagę.
- Chyba się pojebało – popukałem się palcem w czoło. – Z resztą… Whatever. Ale spróbuj jeszcze raz jej coś zrobić, a normalnie ci zajebię – powiedziałem stanowczo.
Przyglądała się nam już połowa zgromadzenia. Rudy zamachnął się, zapewne, żeby mi przypierdolić, więc wybrałem jedyną odpowiadającą mi opcję w tej sytuacji - stałem niewzruszony. Zauważył, że jego złość nie robi na mnie wrażenia i, tak jak zamierzałem, przez moment patrzył na mnie ‘normalny’ Axl. Jeszcze musiał tylko wyładować swoją złość, zniknąć gdzieś na jakiś czas i wszystko wróci do normy. To był już utarty schemat. Kopnął z całej siły w telewizor, który w momencie rozpierdolił się na pierdyliard kawałeczków i pobiegł w stronę drzwi, przepychając się między mniej lub bardziej zaskoczonymi ludźmi.
Wszyscy przez moment stali bez ruchu, milcząc i wpatrując się we mnie, bądź w drzwi, aż nagle JEB, DUP, BRZDĘK, czy inne cholerstwo. Na podłodze wśród kawałków szkła leżał Steven, a przez wybite okno przyglądał nam się rozszerzonymi źrenicami sam Joe Perry. Towar miał dobry, bo ode mnie. Slash szybko podbiegł do ledwo kontaktującego Popcorna i próbował nieudolnie go podnieść. Bez skutku niestety.
- Odjebało ci całkiem? – krzyknął mulat do gitarzysty Aerosów.
- Co się stało> - spytała przestraszona Blue, której dopiero teraz udało się przedrzeć do centrum tej całej kilkuminutowej rozpierduchy.
- Perry wybił Adlerem okno – wyszeptał ktoś.
Jezu, jaka faza… Co się kurwa z nami wszystkimi dzieje?! Blue już klęczała przy Stevenie i odgarniałą mu włosy z twarzy.
- Stevie… Stevie… Odezwij się, Stevie… Proszę, no… Rzucił jej pierwsze w miarę przytomne spojrzenie i wszyscy odetchnęłi z ulgą.
- Kochana… KURWA… TO BYŁ DOPIERO ODLOT! – wyszczerzył oczy, błogo się uśmiechając.

April:

- Co ze Stevenem? – spytałam Blue, która właśnie się do nas przysiadła.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Chwyciła szybko butelkę z wódką i pociągnęła z niej kilka łyków, po czym lekko się skrzywiła i potrzepała niebieskimi włosami.
- Pokaleczony – wycharczała. Gdy usłyszała swój głos, zmarszczyła nos i odchrząknęła kilkakrotnie. – Ale żyje. Na razie naćpany, więc ledwo kontaktuje – powiedziała już swoim normalnym słodkim tonem.
Zapanowała cisza, jednak nikomu chyba nie przeszkadzała. Blue bawiła się srebrną perkusją przywieszoną na łańcuszku, który nosiła na nadgarstku – prezent od Popcorna na urodziny. Molly nerwowo  wybijała rytm szpilką, zawzięcie szukając kogoś spojrzeniem. Chelle bawiła się włosami, co jakiś czas ocierając krew spod nosa. Pierdolony Rose. Jak go znajdę, to mu tak do dupy nakopię, że przez miesiąc nie siądzie. Jakim trzeba być chamem i ostatnim prostakiem, żeby uderzyć kobietę? I to jeszcze praktycznie bez powodu! Bo to, że nie chciała się piprzyć to na pewno nie był powód! Gdyby Slash mnie… Nie. Wolałam nawet o tym nie myśleć. On jest inny.
-Wiecie co? - spytała nagle ni stad ni z owąd Molly. Wszystkie przeniosłyśmy na nią wzrok. – Adler to jest normalnie nieśmiertelny.
Uśmiechnęłam się lekko razem z czerwonowłosą, natomiast Michelle i Blue tylko zmarszczyły brwi.
- O czym mówisz? – spytała Rain.
- No… Nie mówiąc już o jego śmierci klinicznej sprzed kilku lat, czy udarze, o którym mi Slash opowiadał… Ale z tego co z Molly pamiętamy… Na przykład jego ostatnia śpiączka… Ledwo się wybudził, a  już gotowy imprezować – wytłumaczyłam. Spojrzały na mnie szeroko otwartymi oczami. – Nikt wam nie mówił?! – zdziwiłam się.
- Nie! – odpowiedziały obie jednocześnie.
- No o już wiecie – wzruszyłam ramionami, upijając łyk drinka.
- I, co więcej, cały czas przebywa z tymi pojebanymi Pistoletami i Różami! I nic mu nie jest! – usłyszałam nagle za sobą niski, męski głos. – A podobno ostatnio do nich na chwilę jakiś kurwa Anthony czy nie Anthony przyjechał i jeb! Od razu skurwiela zastrzelili! Ale to lepiej nawet… Brat tej Jonson, tfu! Skończona dziwka! Slash poleciał na jej cycki, a ona już się za kogoś ważnego uważa! Nie wie, że takim jak jemu chodzi tylko i wyłącznie na seks! Już nie raz widziałem, jak inne za jej plecami obracał! Rzygać mi się chce jak patrzę na tą naiwną kurwę…
Oczy zaszły mi łzami. Jak on mógł?! Jeszcze Thony… To i tak moja wina! Ale Slash… Nie chciałam w to wierzyć! Ale to musiała być prawda, przecież… Zacisnęłam mocno dłonie, wbijając sobie paznokcie w skórę. Nie mogłam pohamować łez, które leciały strumieniami, ani spazmów, jakie wstrząsały moim ciałem. Chelle objęła mnie delikatnie, próbując uspokoić.
- JAK ŚMIESZ, TY SKURWIAŁA MĘSKA DZIWKO?! WYPIERDALAJ STĄD PÓKI JESZCZE MOŻESZ!
Molly wydzierała się oburzona. Płacz. Michelle pocieszała. Krzyk. Płacz. Blue zamachnęła się i rzuciła w faceta butelką po Jim Beamie. Wstałam i zaczęłam przedzierać się w stronę drzwi. Ledwo słyszałam, jak przyjaciółki mnie wołają. Widziałam twarze ludzi jak przez mgłę. A potem wyszłam na zewnątrz i biegłam. Biegłam przed siebie. Biegłam, by już nigdy się nie zatrzymać. Biegłam, żeby uciec. Biegłam po prostu, żeby biec. Biegłam…

Axl:

No i co ja znowu zrobiłem? Już wydawało się, że wszystko będzie okej, już moja Michelle do mnie przyszła… I spierdoliłem. Wszystko. Jak zawsze. Schowałem twarz w dłoniach. Przecież ona mi już nigdy nie wybaczy! Nie zasługuję na nią! Jest taka śliczna, zajebista, miła, ma charakter… A ja? Jeden wielki dziwkarz i chodząca katastrofa! Rose, ogarnij się! Przecież jesteś zajebisty! Laski na ciebie lecą. Co mi kurwa z setek innych, jak nie mogę mieć tej jednej? Tej jednej pragnę. Tej jednej potrzebuję… Ale załóżmy, że ją kocham… Chyba dla jej dobra, powinienem zostawić ją w spokoju, prawda? Tak zawsze robią w książkach i na filmach…               
Skoro już jesteśmy w tym temacie, to ciekawe, czy gdyby nakręcili o mnie serial, to ktoś by go oglądał? I czy byłby podobny do Mody Na Sukces? Sweet Jesus, nie znowu! Kiedyś przez dwa tygodnie chcieliśmy być ‘czyści’. Zamknęliśmy się w Hellhousie i w sumie nie robiliśmy nic, poza wpieprzaniem popcornu i ciastek i oglądaniem co raz to nowych odcinków tego serialu… I to był chyba jeszcze pomysł Izzy’ego! Spodziewałbym się tego po Stevenia, albo Duffie. Ewentualnie Slasha jeszcze bym strawił. Ale Izzy? Dobra, Amber miała nawet fajne cycki, ale żeby tylko dlatego to ciągle oglądać?
Położyłem się na murku, na którym wcześniej siedziałem i przetrzepałem… Kieszenie oczywiście. A to w poszukiwaniu Marlboro. Znalazłem jeszcze zapalniczkę i już po chwili wypuściłem z ust siwy dym.
Michelle i tak dała mi już za dużo „drugich” szans. No więc co ja mam teraz zrobić? Jak ją zobaczę, to przecież nie będę potrafił trzymać się z dala od niej. A na pewno ją zobaczę, bo w końcu mieszkamy razem, tak czy nie? Czasem nawet śpi u mnie, ale nigdy się nie pieprzyliśmy. Wait, skoro jeszcze jej nie wydymałem, a dalej mi się podoba to są dwie opcje. Pierwsza jest taka, że jak ją zaliczę to mi przejdzie. A druga taka, że to miłość. Cóż… Jest tylko jeden sposób na sprawdzenie, która tez jest prawdziwa, a jak na razie moja Chelle mi nie pozwala, więc na rozwiązanie musze jeszcze trochę poczekać.
Usłyszałem jak ktoś biegnie po dróżce i szczerze się zdziwiłem, bo jeszcze nigdy nie widziałem tu nikogo w nocy. Uniosłem lekko głowę i zobaczyłem… April? Zeskoczyłem szybko na ziemię i ruszyłem w jej stronę. Chwyciłem ją za ramię. Dziewczyna szarpnęła się lekko i spojrzała na mnie przez łzy. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała mnie zabić. W sumie jej się nie dziwię, zdążyła mnie poznać, więc nie mogłem spodziewać się innej reakcji. Chwilowo była chyba za bardzo załamana, żeby wydrapać mi oczy, wypruć flaki i wyrwać narządy, więc przytuliła się do mnie zrezygnowana i wybuchnęła płaczem.
- Ciiiii… April… Co się stało? Ale spokojnie… Będzie dobrze… No mała… - głaskałem ją po włosach i próbowałem uspokoić. Bez większego efektu niestety. Westchnąłem. – A fajkę chcesz? Może Night Traina? – zaproponowałem.
- Chcę – wyszeptała cicho. – I dzięki…
- Nie dziękuj, jeszcze nie masz za co – odetchnąłem z ulgą, gdy otarła łzy.
Pokazałem jej, żeby usiadła na murku, a sam pobiegłem do całodobowego monopolowego. Wziąłem dwie butelki taniego wina i paczkę Marlboro, po czym wróciłem do dziewczyny. Leżała na plecach i wpatrywała się w gwiazdy. Fakt, w parku było je dużo lepiej widać, nie przeszkadzały w tym latarnie i inne jebane światełka.
- Widzisz ten gwiazdozbiór? – spytałem, siadając obok niej i pokazując palcem w niebo. Skinęła głową. – To jest Duży Wóz. A tam – znów wskazałem – jest Mały Wóz.
- Znasz się na gwiazdach? – spojrzała na mnie zaskoczona.
- Nie, serio nie mam pojęcia gdzie to leży, chciałem się popisać – wzruszyłem ramionami, podając jej butelkę.
Zaśmiała się dźwięcznie i pociągnęła kilka łyków. Oparła głowę na moim ramieniu.
- Lubię patrzeć w gwiazdy – westchnęła cicho. – Myśleć, że każda skrywa jakąś tajemnice, na każdej istnieje życie. I jesteśmy ignorantami, że tego nie widzimy. Nie potrafimy, nie chcemy zobaczyć. Czym jest łza w deszczu? Kropla w rzece? Niczym. Tak samo ta planeta jest niczym we wszechświecie. A uważamy się za panów i władców. Gówno prawda. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że jesteśmy najmniej cywilizowani ze wszystkich istot. Sam fakt, ile procent możliwości swojego mózgu wykorzystujemy na co dzień coś nam powinien uświadomić. Ale nie – człowiek jest kurwa najlepszy. A im więcej masz kasy, tym jesteś ważniejszy. Super, co za geniusz to wymyślił…
- Jakoś nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Każdy dąży do tego, żeby coś znaczyć… Cokolwiek. Nie zostać samemu, być podziwianym… I każdy na to zasługuje. Ale masz rację, musi liczyć się z tym, że osiągnięcie osiągnięciu nie równe…  - tym razem to ja westchnąłem.
Cały czas chcemy, żeby o nas mówiono, żeby pamiętano o nas po śmierci, brano przykład… Naszą drogą do tego był rock n’ roll. Nie chcieliśmy tego spierdolić. Mieliśmy to osiągnąć. Za wszelką cenę. Zwróciłem twarz w kierunku April. W tym samym momencie ona zrobiła to samo. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, utonąłem w jej tęczówkach. Nasze usta dzielił zaledwie centymetr…

Molly:

                Michelle wróciła do nas i pokręciła głową. Nie znalazła jej. Fuck. Chwyciłam butelkę czystej i wypiłam duszkiem połowę. Skrzywiłam się, aż mnie otrzepało. Odłożyłam flaszkę na stół… Tak, trochę lepiej.
                - No proszę, proszę… Chyba dzisiaj pijesz ze mną – ktoś zagwizdał pod nosem.
                Już chciałam mu powiedzieć, żeby zostawił mnie w spokoju, bo nie jestem w nastroju do zawierania nowych znajomości, gdy coś podkusiło mnie, żeby spojrzeć w jego stronę. Muszę w końcu wiedzieć, kogo olewam, tak? To się obróciłam, a moja szczęka w momencie wylądowała na dywanie. Golden God, mówi ci to coś?!
                - Yhm… Panie Plant… - wykrztusiłam z siebie.
                - Mów mi Rob, skarbie – powiedział, puszczając mi oczko.
                Usiadł obok mnie i otoczył mnie ramieniem.  Byłam w raju… Blue i Michelle patrzyły na mnie z zazdrością… Z resztą im się nie dziwię. Za tym facetem skoczyłabym w ogień! Nalał mi wódki do szklanki i zalał colą. Co prawda moim ulubionym drinkiem jest szklanka z wódką, no ale przecież mu nie odmówię. W ogóle co ja robię? Gdzie jest Izzy? Plant Plantem, ale… Z resztą whatever, raz się umiera.
                - Jimmy! Jimmy! Chodź tu na chwilę, przedstawię ci pewne miłe panie! – krzyknął do mojej inspiracji – Page’a.
                Ja chyba śnię, ja chyba śnię… Jimmy Page idzie w moją stronę… Co prawda z śliczną i niezbyt zadowoloną z tego dziewczyną, ale idzie w moją stronę! Uśmiechnął się lekko, tak tajemniczo, a moje kończyny w momencie odmówiły posługi. Dobrze, że siedziałam, bo w innym wypadku bym się przewróciła. Przedstawiliśmy się sobie kolejno. Page nie zwracał na nas zbytnio uwagi, bo był pochłonięty rozmową z, jak się dowiedziałam, Natalie. W sumie mu się nie dziwię. Miała duże, jasne oczy, ciemne, długie włosy i  szczupłą sylwetkę. Do tego uroczy uśmiech i dźwięczny śmiech. Ich rozmowie średnio się przysłuchiwałam, byłam TROCHĘ zajęta Plantem, ale chyba oczywiste, że skoro Jimmy zwrócił na nią uwagę, to nudna i głupia być nie może.
                Po kilku godzinach Natalie szepnęła coś na ucho gitarzyście i uśmiechnęła się uwodzicielsko. Ten na to tylko cicho coś odmruczał, po czym wstali, przeprosili nas i udali się na górę… W wiadomym celu. Odprowadziłam ich wzrokiem i zauważyłam, że przy okazji zaczepił ich Stradlin, którego tak długo szukałam i wcisnął Page’owi w rękę woreczek z magiczną zawartością. Odsunęłam się lekko od Planta, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Przygryzł lekko wargę i gestem dłoni przywołał mnie do siebie. Miał na sobie skórzane spodnie i białą, rozpiętą do połowy koszulę. Leciałam do niego jak na zabicie, nie zwracając uwagi na nic. Nawet na Roberta, którego nieco zdziwiło i oburzyło moje zachowanie. Plant Plantem, ale Izzy jest dla mnie najważniejszy. W życiu nie spotkałam takiego faceta, jak on. Za nim pójdę wszędzie, zrobię wszystko, wszystko poświęcę. Wtuliłam się w niego, a on objął mnie ramieniem. Wdychałam jego zapach – męskie perfumy zmieszane z dymem papierosowym i alkoholem. Musnęłam lekko jego usta, po czym przygryzłam płatek jego ucha. Zamruczał cicho, przyciągając mnie bliżej do siebie. Wplótł palce w moje włosy, ale ja pokręciłam głową, otwierając drzwi do najbliższego, pustego pomieszczenia…
               
               
And some photos...


Jimmy z Natalie..:3


Natalie 




Blue


April



Molly


Michelle


Izzy


Slash, Steven i Tyler..:>


Axl 


Popcorn z Duffem. :D




24 komentarze:

  1. Jezu, ale się cieszę, że wróciłaś i to w jakim stylu. Normalnie rozdział z maksymalną ilością wrażeń i emocji. Najbardziej jednak będę przeżywać ostatnią akcję z April i Axlem, cholera. Mam nadzieję, że się opamiętali w ostatniej chwili. Ciekawa jestem co za szuja wypowiedziała takie słowa w kierunku April, którą ta naprawdę zabolało. Do tego nie mogę jednak zrozumieć dlaczego uwierzyła, że Slash ją zdradza. Przecież to niedorzeczne. Mam nadzieję, że to wszystko się jakoś ułoży, bo naprawdę jestem załamana tym wszystkim...

    OdpowiedzUsuń
  2. W KOŃCU WRÓCIŁAŚ! Nawet nie wiesz, jak się w tym momencie cieszę. Axl zachował się jak dupek, ale miło, że dotarło do niego, że nim jest. Masło maślane. Tak się cieszę, że wróciłaś, że nie wiem co napisać. Wiem! Przegrzał mi się mózg i nie umiem się odnieść do rozdziału, bo gdybym chciała zacytować mój ulubiony fragment, musiałabym skopiować cały rozdział.
    Nie wiem już nawet czy informowałam cię o każdym rozdziale, ale jeśli coś ominęłam - przepraszam. Czekam na kolejny rozdział ;*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam na nowy rozdział ;D
      http://sheloveheroin.blogspot.com/

      Usuń
  3. No nareszcie wrocilas, Bicz!!!! Rozdzial, jak już mowilam, zajebisty *.*. Jestem bardzo ciekawa, co stalo się pozniej z April i Axlem. Normalnie takie napiecie w tym fragmencie (az się zrymowalo!jaram się xD), ze masakra. Ciekawa jestem również postaci Natalie. Wystapi ona jeszcze?? Niby Cie dlugo nie było, ale jednak powracasz z takim samym boskim talentem :D I w ogole, czekam na kolejny rozdzial. Mam nadzieje, ze dodasz już niedlugo :).


    Twoja Bicz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JAk już Ci mówiłam - nie moja wina, że we wszystkim, czego się chwytam, jestem zajebista..xDD
      Co z April i Axlem Ci nie powiem i koniec..:>
      Natalie się pojawi, jeszcze nie jeden raz..;D
      Postaram się dodać w piątek, dzięki za komentarz..;*

      A ja kocham moją Bicz..:3 :D xD

      Usuń
  4. Zajebiste! Nareszcie wrocilas! Kocham Twojego bloga. Strasznie ciekawi mnie co bedzie z April i Axlem... Kiedy kolejny rozdzial? Nie moge sie juz doczekac!( odpowiedz pliss) ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło i dziękuję za komentarz..:);*
      Co będzie z April i Axlem na razie nie powiem..;D Ale rozdział postaram się dodać już w piątek, chociaz nic nie obiecuję..;)

      Usuń
  5. Poprosze troche wiecej Duffa ;** Bo cos go malo :cc

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu się ogarnęłam i przybywam z komentarzem!
    Wymarudziłam rozdział i dostałam tyle literek zajebistości :D I nie powiem, najbardziej jarał mnie Plant "Mów mi Rob, skarbie". Rozwaliłaś mnie tym kompletnie. Ja chceee już koleeeejny!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem, czy miałam poinformować, ale zapraszam na pierwszy rozdział opowiadania: http://old-highway.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. No to jak? Bedzie jutro rozdzialik? ;*** Bo nie mg sie juz doczekac. (prosze odpowiedz) ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w sobotę, do konca weekendu postaram się dodać. :)

      Usuń
  9. NOWY ŻONKA!
    http://been-dazed-and-confused.blogspot.com/2013/07/aint-so-hard-to-recognise.html

    OdpowiedzUsuń
  10. nowy rozdział ;)
    http://sheloveheroin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. To dodasz dzis? Sorki ze Cie tak mecze,ale kocham Twojego bloga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, spokojnie. ;) Dzisiaj niestety nie dodam, ale postaram się jutro, przepraszam za opóźnienie.. ;_; I bardzo mi miło, pozdrawiam..;*

      Usuń
  12. Witaj! Jeśli chcesz poznać tajniki trudnej przyjaźni damsko-męskiej, zapraszam na mój blog. Pierwszy rozdział już jest. Pozdrawiam :) www.mallory.blogujaca.pl

    Ps. uwielbiam Erin Everly :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzisiaj dodasz? ;D Tak to Ja,Twoja meczycielka :DD A jak dodasz to o ktorej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, mój największy koszmarze! xD <3
      Tak, jeszcze nie skończyłam, ale wymęczyłaś swoje, dodam dzisiaj pewnie koło 23, bo muszę go jeszcze skończyć. ;)

      Usuń
    2. Juhuuuuuuuuu ;DD Bede czekac i napewno skomentuje ;* Chociaz nie... Skomentuje nastepnego dnia,bo disiaj bede czytac w fonie,a jakos mi sie komy z fona nie dodaja ;/ Nie mg sie doczekac!!!

      Usuń
    3. Przepraszam, że nie dodalam. ;_; Wyszłam wieczorem z domu i trochę... Nie wróciłam na noc..xD Teraz idę na próbę, wrócę po południu, skończę rozdział i wrzucę. :)

      Usuń
  14. I co? Wstawisz dzis?/Twoj koszmar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wstawię..:) Za jakąś godzinkę pewnie..:)

      Usuń