A więc stało się! Wróciłam! Wracam z rozdziałem 16 i mam
nadzieję, że tym razem uda mi się publikować następne regularnie. :D
Robię, co mogę, żeby wszystko nadrobić, ale to mnie jak na
razie przerasta… Po prostu… nie wiem, nie mam czasu. Ale to nie jest
wystarczające usprawiedliwienie, dlatego jeszcze raz przepraszam z całego
serca, naprawdę. ;** Mam nadzieję, że niedługo przestanę mieć zaległości i będę
mogła czytać i komentować na bieżąco. ;>
W rozdziale w pewnym momencie pojawia się postać – Natalie,
inspirowana Shayen (KLIK), w końcu się doczekałaś, przepraszam, Żonko, że tak
długo..;D <3
Rozdział dedykuję Wam Wszystkim – czytającym, komentującym
lub nie (jednak było by miło, gdyby ci
niekomentujący zaczęli komentować. ;D). Za to, że mnie wspieraliście,
motywowaliście do pisania, nie zabijaliście za zaległości u Was. Dziękuję Wam
bardzo i dla Was ten rozdział, chociaż wiem, ze to i tak za mało. ;*
REKLAMA:
fanpejdż o Gunsach - KLIK
inny fanpejdż - KLIK
No i zachęcam do przeglądnięcia zakładek, bo chyba coś nowego..;)
Slash:
Staliśmy pod drzwiami już jakieś
dobre kilka minut. Nikt nie był w stanie ich otworzyć. To było jak jakaś…
Pieprzona świątynia, rozumiesz? W końcu drzwi same się otworzyły, a raczej
wypadły z zawiasów, a na nich Vince Neil z podbitym okiem. Blondyn zaklął pod
nosem, pozbierał się i wtoczył z powrotem do środka. Wzruszyłem ramionami,
przeskoczyłem nad drzwiami i znalazłem się w samym środku… Wielkiej dżungli
Rock N’ Rolla. Nie miałem na to innego określenia. Z głośników lecieli Doorsi,
po całym domu plątały się dziwki i rockmani… Ale kurwa! I to jacy rockmani!
Wiadomo, byli też Motleye, którzy rozbiegli
się po całym pomieszczeniu i bajerowali panienki, czy Cindrella, której muzycy
siedzieli jak zwykle w zwartej grupie przy ścianie. Na fotelu leżał rozwalony
Kurt Cobain i patrzył zmrużonymi oczami na Axla, co nie zwiastowało niczego
dobrego, bo ostatnio ta dwójka niezbyt za sobą przepadała. Kirk Hammett z
Jamesem rozlali whiskey na ścianie, a teraz podtrzymywali Cliffa, który bawił
się w superbohatera i próbował chodzić po klejącej powierzchni. Lars właśnie
wybierał ze stołu kolejne whiskacze, żeby zanieść je reszcie Metalliki. Zaśmiałem
się pod nosem, kręcąc głową. Sweet Jesus, oni to mają pomysły. Na roześmianą
czwórkę spode łba znad kufli piwa patrzył Dave Mustaine i reszta Megadethu.
Była też trójka młodych, ale zdolnych gówniarzy, o ile to ci, o których mi
opowiadał Tom. Nazywali się chyba Green Day, czy jakoś tak. Wokalista (a
zarazem gitarzysta) i basista mieli po 15 lat, perkusista koło 18. Pewnie coś
osiągną na rynku muzycznym. Skinąłem głową wokaliście. Prawdopodobnie nawet
tego nie zauważył, bo całą uwagę poświęcił basiście, który nagle zgiął się w
spaźmie i zaczął rzygać dalej niż widział. Dobra, to teraz przechodzimy do tej
części imprezy, która sprawiła, że stanąłem jak wryty. Do ‘Love me two times’
na środku prowizorycznego parkietu tańczyła Joan Jett z Alice Cooperem. Obok
nikt delikatnie kołysał się Jimmy Page, wpatrujący się z miłością i pożądaniem
w dziewczynę, którą trzymał w objęciach. Robert Plant przyglądał im się z boku
z niezadowoloną miną, a Jonessy próbował zwrócić na siebie uwagę Złotego Boga.
Przy oknie stał Mick boski Jagger, rozmawiający z Keithem zajebistym
Richardsem! Czujecie to? Molly jest aniołem, będę jej się chyba do usranej
śmierci odwdzięczał. Nikogo z Aerosmith nigdzie nie było widać.
W oczach April zatańczyły złote
iskierki, a jej usta przyozdobił najpiękniejszy uśmiech na świecie, za którym
tak bardzo tęskniłem. Poeta ze mnie, nie? No cóż… Się umie.
- Chłopie, słyszałem o tobie!
Podobno robisz z gitarą co chcesz – powiedział ktoś, szturchając mnie lekko w
ramię.
Odwróciłem się i zobaczyłem…
Keitha zobaczyłem! Wyciągnął w moją stronę butelkę Jim Beama…
Duff:
Rozejrzałem się dookoła.
Próbowałem dojrzeć jakąś wolną flaszkę, co w moim przypadku nie było trudne, bo
byłem o głowę wyższy od większości towarzystwa. Szybko wyhaczyłem spojrzeniem
stolik z trunkami pod ścianą i zacząłem przedzierać się w jego kierunku.
Here we go, baby… Ruska czy
szkocka? Może Daniels? A chuj, ruska! Chwyciłem butelkę, odkręciłem i od razu
pociągnąłem z gwinta kilka łyków. Trochę zakręciło mi się w głowie, ale tylko
na kilka sekund. Spokojnie! Co jak co, ale pić to McKagan potrafi. Chciałem
przedostać się w stronę najbliższego przedmiotu, na którym można usiąść, bo
jednak na siedząco trochę lepiej mi chlanie wychodziło. A przynajmniej byłem w
stanie przyswoić większą ilość alkoholu. Lekko chwiejnym krokiem ruszyłem w
stronę kanapy… I wtedy stało się.
To nie jest kurwa moja wina, że
mam takie długie nogi, ręce i ogólnie wszystko mam długie ( tak, to o czym
właśnie myślisz też). A jak mam wszystko takie długie, to czasem ciężko mi
zachować… Grację i płynność ruchów. Tak było i tym razem. Potknąłem się na
dywanie (swoją drogą – kto normalny stawia dywan na środku pokoju?) i… No cóż…
Pamiętacie tą wódkę, co była w butelce, którą dzierżyłem w dłoni? To ta właśnie
wóda znajdowała się na koszulce pewnej pięknej nieznajomej. Spojrzała na mnie
wkurwiona. Oj, McKagan… Ale dorobiłeś… Jednak im dłużej mi się przypatrywała,
tym bardziej zmieniał się wyraz jej twarzy. Po chwili prawie tarzała się ze
śmiechu, a ja nie wiedziałem, co z tym fantem zrobić.
- Yyy… co jest? – zapytałem
ambitnie.
- Jak masz taką minę, to
wyglądasz ja żyrafa – wydusiła w końcu, po czym ponownie zaniosła się śmiechem.
Czemu, ja się kurwa pytam, zawsze muszę być porównywany do żyrafy?!
Przynajmniej nie wspomniała o tlenionej… - Pomóż mi wstać – poprosiła,
wyciągając do mnie rękę, gdy już trochę się uspokoiła.
Spełniłem życzenie tej uroczej
(nie)dziewicy i pociągnąłem ją w miejsce, gdzie spodziewałem się zastać
toaletę. Gdy zorientowała się, gdzie ją prowadzę, zaparła się nogami o podłogę
i spojrzała na mnie, jak na skończonego idiotę i zboczeńca. Przewróciłem
oczami, wzdychając.
- Chcesz do końca imprezy śmier… Pachnieć wódką, czy może
jednak wolisz przeprać koszulkę? – miałem nadzieję, z eto pytanie rozwieje jej
obawy.
I rzeczywiście, wzruszyła
ramionami i grzecznie podreptała za mną. Otworzyłem drzwi kibla, a tam zastałem
piątkę ludzi w dość niedwuznacznej sytuacji. Szybko zostawiłem ich samych, a
dziewczyna poprowadziła mnie na górę. Przeszła prawie do końca korytarza, po
czym skręciła w prawo, w mniejszy korytarz.
- Poruszasz się normalnie, jakbyś
tu mieszkała – zauważyłem zaskoczony.
- Bo mieszkam – roześmiała się,
pchając drzwi przyozdobione plakatem Stonesów.
Weszliśmy do środka, a blondynka…
W sumie może brunetka? Nevermind… Panienka wyciągnęła z szafy nowy T-shirt, a
zachlapany rzuciła gdzieś w kąt, po czym usiadła na łóżko i gestem poprosiła,
żebym zrobił to samo.
- Jak to tu mieszkasz? –
zmarszczyłem brwi. – Jesteś rodziną… - pokręciła przecząco głową. – Dziewczyną…
- znów zaprzeczyła. – No więc co?
- Pracowałam kiedyś jako kelnerka
w barze na przedmieściach. Pewnego dnia pojawili się tam Tyler i Perry.
Zapytali, czy nie zagrałabym w kilku ich teledyskach. Co ty byś zrobił na moim
miejscu? Zgodziłam się. Zaproponowali, żebym z nimi zamieszkała na jakiś czas,
żebym nie musiała ciągle dojeżdżać, gdyby mnie potrzebowali. A że mój dom to
była i pewnie ciągle jest jedna wielka melina, żeby nie powiedzieć gorzej, to
na to też przystałam bez problemu. Z tym, że to było pół roku temu, a
teledysków jak nie było, tak nie ma. Ale zaprzyjaźniłam się z chłopakami, oni
chyba też się do mnie przyzwyczaili, so… Oto jestem – wzruszyła ramionami.
Rozejrzałem się po pokoju.
Panował tu taki… Artystyczny nieład. Wiem, tak też określamy porządek w
hellhouse, ale artystyczny nieład artystycznemu nieładowi nie równy. Wszędzie
porozrzucane były płyty, książki, zdjęcia, gazety, ubrania, ale wszystko
wydawało się być na swoim miejscu. W kącie stał czarny Gibson. W końcu usiadłem
obok… Obok… No właśnie, obok?
- W ogóle jak mas zna imię?
- Alicia. Alicia Silverstone.
- Ładnie. Ja Duff. Duff McKagan.
A w sumie to Michael, ale wolę Duff… Chociaż niektórzy mówią do mnie Michael, a
mi to nie przeszkadza, taka Molly na przykład. Michael… Tak trochę pedalsko,
nie? Duff Rose McKagan brzmi jakoś lepiej. Chociaż właściwie Rose to bardziej
żeńskie imię, ale co kto woli… Mój stary znajomy…
- Dobra, Michaelu Duffie Rose
McKaganie, nie rozkręcaj mi się tu tak – roześmiała się Alicia.
Spojrzałem jej w oczy. Delikatnie
się do niej przysunąłem. Była taka piękna… Gdy nasze usta dzielił zaledwie
centymetr…
- HEADSHOUT! – krzyknęła
zadowolona, gdy oberwałem od niej z poduszki w ‘ten głupi tleniony łeb’ jak to
mawia Michelle.
Rzuciłem jej długie, głębokie,
pozorne wkurwione spojrzenie. Błysnęła zębami w prześlicznym uśmiechu.
- To za koszulkę – wzruszyła
ramionami, puszczając mi oczko.
Izzy:
Nie wiem, co Rose znowu
odpierdalał. W Hellhouse jeszcze był spokojny, miał dobry humor. Teraz niby nic
się nie zmieniło, ale coś czułem, że zaraz wybuchnie. Nie myliłem się, z resztą
jak zwykle. Siedział z Michelle, blondynka chyba próbowała się z nim pogodzić,
albo udawać, że nic się nie stało, whatever. I co Rudy na to> Stwierdził, ze
bez seksu się nie pogodzi i zaczął się do niej dobierać. Odepchnęła go, z
resztą jej się nie dziwię. Axl wstał i uderzył ją w twarz. No kurwa nie! To był
moment! Nie zdążyłem zareagować!
- Stary, co ty odpierdalasz?
Wyluzuj – chwyciłem go za ramię.
- A ty po chuj się wtrącasz?! To
moja laska, będę z nią robił co mi się podoba! Chyba że puściła się z tobą na
boku, co?! – popchnął mnie, a ja zrobiłem kilka kroków w tył, żeby złapać
równowagę.
- Chyba się pojebało – popukałem
się palcem w czoło. – Z resztą… Whatever. Ale spróbuj jeszcze raz jej coś
zrobić, a normalnie ci zajebię – powiedziałem stanowczo.
Przyglądała się nam już połowa
zgromadzenia. Rudy zamachnął się, zapewne, żeby mi przypierdolić, więc wybrałem
jedyną odpowiadającą mi opcję w tej sytuacji - stałem niewzruszony. Zauważył,
że jego złość nie robi na mnie wrażenia i, tak jak zamierzałem, przez moment
patrzył na mnie ‘normalny’ Axl. Jeszcze musiał tylko wyładować swoją złość,
zniknąć gdzieś na jakiś czas i wszystko wróci do normy. To był już utarty
schemat. Kopnął z całej siły w telewizor, który w momencie rozpierdolił się na
pierdyliard kawałeczków i pobiegł w stronę drzwi, przepychając się między mniej
lub bardziej zaskoczonymi ludźmi.
Wszyscy przez moment stali bez
ruchu, milcząc i wpatrując się we mnie, bądź w drzwi, aż nagle JEB, DUP,
BRZDĘK, czy inne cholerstwo. Na podłodze wśród kawałków szkła leżał Steven, a
przez wybite okno przyglądał nam się rozszerzonymi źrenicami sam Joe Perry.
Towar miał dobry, bo ode mnie. Slash szybko podbiegł do ledwo kontaktującego
Popcorna i próbował nieudolnie go podnieść. Bez skutku niestety.
- Odjebało ci całkiem? – krzyknął
mulat do gitarzysty Aerosów.
- Co się stało> - spytała
przestraszona Blue, której dopiero teraz udało się przedrzeć do centrum tej
całej kilkuminutowej rozpierduchy.
- Perry wybił Adlerem okno –
wyszeptał ktoś.
Jezu, jaka faza… Co się kurwa z
nami wszystkimi dzieje?! Blue już klęczała przy Stevenie i odgarniałą mu włosy
z twarzy.
- Stevie… Stevie… Odezwij się,
Stevie… Proszę, no… Rzucił jej pierwsze w miarę przytomne spojrzenie i wszyscy
odetchnęłi z ulgą.
- Kochana… KURWA… TO BYŁ DOPIERO
ODLOT! – wyszczerzył oczy, błogo się uśmiechając.
April:
- Co ze Stevenem? – spytałam
Blue, która właśnie się do nas przysiadła.
Dziewczyna uśmiechnęła się
delikatnie. Chwyciła szybko butelkę z wódką i pociągnęła z niej kilka łyków, po
czym lekko się skrzywiła i potrzepała niebieskimi włosami.
- Pokaleczony – wycharczała. Gdy
usłyszała swój głos, zmarszczyła nos i odchrząknęła kilkakrotnie. – Ale żyje.
Na razie naćpany, więc ledwo kontaktuje – powiedziała już swoim normalnym
słodkim tonem.
Zapanowała cisza, jednak nikomu
chyba nie przeszkadzała. Blue bawiła się srebrną perkusją przywieszoną na
łańcuszku, który nosiła na nadgarstku – prezent od Popcorna na urodziny. Molly
nerwowo wybijała rytm szpilką, zawzięcie
szukając kogoś spojrzeniem. Chelle bawiła się włosami, co jakiś czas ocierając
krew spod nosa. Pierdolony Rose. Jak go znajdę, to mu tak do dupy nakopię, że
przez miesiąc nie siądzie. Jakim trzeba być chamem i ostatnim prostakiem, żeby
uderzyć kobietę? I to jeszcze praktycznie bez powodu! Bo to, że nie chciała się
piprzyć to na pewno nie był powód! Gdyby Slash mnie… Nie. Wolałam nawet o tym
nie myśleć. On jest inny.
-Wiecie co? - spytała nagle ni
stad ni z owąd Molly. Wszystkie przeniosłyśmy na nią wzrok. – Adler to jest
normalnie nieśmiertelny.
Uśmiechnęłam się lekko razem z
czerwonowłosą, natomiast Michelle i Blue tylko zmarszczyły brwi.
- O czym mówisz? – spytała Rain.
- No… Nie mówiąc już o jego śmierci klinicznej sprzed kilku
lat, czy udarze, o którym mi Slash opowiadał… Ale z tego co z Molly pamiętamy…
Na przykład jego ostatnia śpiączka… Ledwo się wybudził, a już gotowy imprezować – wytłumaczyłam.
Spojrzały na mnie szeroko otwartymi oczami. – Nikt wam nie mówił?! – zdziwiłam
się.
- Nie! – odpowiedziały obie
jednocześnie.
- No o już wiecie – wzruszyłam
ramionami, upijając łyk drinka.
- I, co więcej, cały czas
przebywa z tymi pojebanymi Pistoletami i Różami! I nic mu nie jest! –
usłyszałam nagle za sobą niski, męski głos. – A podobno ostatnio do nich na
chwilę jakiś kurwa Anthony czy nie Anthony przyjechał i jeb! Od razu skurwiela
zastrzelili! Ale to lepiej nawet… Brat tej Jonson, tfu! Skończona dziwka! Slash
poleciał na jej cycki, a ona już się za kogoś ważnego uważa! Nie wie, że takim
jak jemu chodzi tylko i wyłącznie na seks! Już nie raz widziałem, jak inne za
jej plecami obracał! Rzygać mi się chce jak patrzę na tą naiwną kurwę…
Oczy zaszły mi łzami. Jak on
mógł?! Jeszcze Thony… To i tak moja wina! Ale Slash… Nie chciałam w to wierzyć!
Ale to musiała być prawda, przecież… Zacisnęłam mocno dłonie, wbijając sobie
paznokcie w skórę. Nie mogłam pohamować łez, które leciały strumieniami, ani
spazmów, jakie wstrząsały moim ciałem. Chelle objęła mnie delikatnie, próbując
uspokoić.
- JAK ŚMIESZ, TY SKURWIAŁA MĘSKA
DZIWKO?! WYPIERDALAJ STĄD PÓKI JESZCZE MOŻESZ!
Molly wydzierała się oburzona.
Płacz. Michelle pocieszała. Krzyk. Płacz. Blue zamachnęła się i rzuciła w
faceta butelką po Jim Beamie. Wstałam i zaczęłam przedzierać się w stronę
drzwi. Ledwo słyszałam, jak przyjaciółki mnie wołają. Widziałam twarze ludzi
jak przez mgłę. A potem wyszłam na zewnątrz i biegłam. Biegłam przed siebie.
Biegłam, by już nigdy się nie zatrzymać. Biegłam, żeby uciec. Biegłam po
prostu, żeby biec. Biegłam…
Axl:
No i co ja znowu zrobiłem? Już
wydawało się, że wszystko będzie okej, już moja Michelle do mnie przyszła… I spierdoliłem.
Wszystko. Jak zawsze. Schowałem twarz w dłoniach. Przecież ona mi już nigdy nie
wybaczy! Nie zasługuję na nią! Jest taka śliczna, zajebista, miła, ma
charakter… A ja? Jeden wielki dziwkarz i chodząca katastrofa! Rose, ogarnij się! Przecież jesteś
zajebisty! Laski na ciebie lecą. Co mi kurwa z setek innych, jak nie mogę
mieć tej jednej? Tej jednej pragnę. Tej jednej potrzebuję… Ale załóżmy, że ją
kocham… Chyba dla jej dobra, powinienem zostawić ją w spokoju, prawda? Tak
zawsze robią w książkach i na filmach…
Skoro już jesteśmy w tym temacie,
to ciekawe, czy gdyby nakręcili o mnie serial, to ktoś by go oglądał? I czy
byłby podobny do Mody Na Sukces? Sweet Jesus, nie znowu! Kiedyś przez dwa
tygodnie chcieliśmy być ‘czyści’. Zamknęliśmy się w Hellhousie i w sumie nie
robiliśmy nic, poza wpieprzaniem popcornu i ciastek i oglądaniem co raz to
nowych odcinków tego serialu… I to był chyba jeszcze pomysł Izzy’ego!
Spodziewałbym się tego po Stevenia, albo Duffie. Ewentualnie Slasha jeszcze bym
strawił. Ale Izzy? Dobra, Amber miała nawet fajne cycki, ale żeby tylko dlatego
to ciągle oglądać?
Położyłem się na murku, na którym
wcześniej siedziałem i przetrzepałem… Kieszenie oczywiście. A to w poszukiwaniu
Marlboro. Znalazłem jeszcze zapalniczkę i już po chwili wypuściłem z ust siwy
dym.
Michelle i tak dała mi już za
dużo „drugich” szans. No więc co ja mam teraz zrobić? Jak ją zobaczę, to
przecież nie będę potrafił trzymać się z dala od niej. A na pewno ją zobaczę,
bo w końcu mieszkamy razem, tak czy nie? Czasem nawet śpi u mnie, ale nigdy się
nie pieprzyliśmy. Wait, skoro jeszcze jej nie wydymałem, a dalej mi się podoba
to są dwie opcje. Pierwsza jest taka, że jak ją zaliczę to mi przejdzie. A
druga taka, że to miłość. Cóż… Jest tylko jeden sposób na sprawdzenie, która
tez jest prawdziwa, a jak na razie moja Chelle mi nie pozwala, więc na
rozwiązanie musze jeszcze trochę poczekać.
Usłyszałem jak ktoś biegnie po
dróżce i szczerze się zdziwiłem, bo jeszcze nigdy nie widziałem tu nikogo w
nocy. Uniosłem lekko głowę i zobaczyłem… April? Zeskoczyłem szybko na ziemię i
ruszyłem w jej stronę. Chwyciłem ją za ramię. Dziewczyna szarpnęła się lekko i
spojrzała na mnie przez łzy. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała mnie zabić.
W sumie jej się nie dziwię, zdążyła mnie poznać, więc nie mogłem spodziewać się
innej reakcji. Chwilowo była chyba za bardzo załamana, żeby wydrapać mi oczy,
wypruć flaki i wyrwać narządy, więc przytuliła się do mnie zrezygnowana i
wybuchnęła płaczem.
- Ciiiii… April… Co się stało?
Ale spokojnie… Będzie dobrze… No mała… - głaskałem ją po włosach i próbowałem
uspokoić. Bez większego efektu niestety. Westchnąłem. – A fajkę chcesz? Może
Night Traina? – zaproponowałem.
- Chcę – wyszeptała cicho. – I
dzięki…
- Nie dziękuj, jeszcze nie masz
za co – odetchnąłem z ulgą, gdy otarła łzy.
Pokazałem jej, żeby usiadła na
murku, a sam pobiegłem do całodobowego monopolowego. Wziąłem dwie butelki
taniego wina i paczkę Marlboro, po czym wróciłem do dziewczyny. Leżała na
plecach i wpatrywała się w gwiazdy. Fakt, w parku było je dużo lepiej widać,
nie przeszkadzały w tym latarnie i inne jebane światełka.
- Widzisz ten gwiazdozbiór? –
spytałem, siadając obok niej i pokazując palcem w niebo. Skinęła głową. – To
jest Duży Wóz. A tam – znów wskazałem – jest Mały Wóz.
- Znasz się na gwiazdach? –
spojrzała na mnie zaskoczona.
- Nie, serio nie mam pojęcia
gdzie to leży, chciałem się popisać – wzruszyłem ramionami, podając jej
butelkę.
Zaśmiała się dźwięcznie i
pociągnęła kilka łyków. Oparła głowę na moim ramieniu.
- Lubię patrzeć w gwiazdy –
westchnęła cicho. – Myśleć, że każda skrywa jakąś tajemnice, na każdej istnieje
życie. I jesteśmy ignorantami, że tego nie widzimy. Nie potrafimy, nie chcemy
zobaczyć. Czym jest łza w deszczu? Kropla w rzece? Niczym. Tak samo ta planeta
jest niczym we wszechświecie. A uważamy się za panów i władców. Gówno prawda.
Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że jesteśmy najmniej
cywilizowani ze wszystkich istot. Sam fakt, ile procent możliwości swojego
mózgu wykorzystujemy na co dzień coś nam powinien uświadomić. Ale nie –
człowiek jest kurwa najlepszy. A im więcej masz kasy, tym jesteś ważniejszy.
Super, co za geniusz to wymyślił…
- Jakoś nigdy nie myślałem o tym
w ten sposób. Każdy dąży do tego, żeby coś znaczyć… Cokolwiek. Nie zostać
samemu, być podziwianym… I każdy na to zasługuje. Ale masz rację, musi liczyć
się z tym, że osiągnięcie osiągnięciu nie równe… - tym razem to ja westchnąłem.
Cały czas chcemy, żeby o nas
mówiono, żeby pamiętano o nas po śmierci, brano przykład… Naszą drogą do tego
był rock n’ roll. Nie chcieliśmy tego spierdolić. Mieliśmy to osiągnąć. Za
wszelką cenę. Zwróciłem twarz w kierunku April. W tym samym momencie ona
zrobiła to samo. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, utonąłem w jej tęczówkach.
Nasze usta dzielił zaledwie centymetr…
Molly:
Michelle
wróciła do nas i pokręciła głową. Nie znalazła jej. Fuck. Chwyciłam butelkę
czystej i wypiłam duszkiem połowę. Skrzywiłam się, aż mnie otrzepało. Odłożyłam
flaszkę na stół… Tak, trochę lepiej.
- No
proszę, proszę… Chyba dzisiaj pijesz ze mną – ktoś zagwizdał pod nosem.
Już
chciałam mu powiedzieć, żeby zostawił mnie w spokoju, bo nie jestem w nastroju
do zawierania nowych znajomości, gdy coś podkusiło mnie, żeby spojrzeć w jego
stronę. Muszę w końcu wiedzieć, kogo olewam, tak? To się obróciłam, a moja
szczęka w momencie wylądowała na dywanie. Golden God, mówi ci to coś?!
- Yhm…
Panie Plant… - wykrztusiłam z siebie.
- Mów
mi Rob, skarbie – powiedział, puszczając mi oczko.
Usiadł
obok mnie i otoczył mnie ramieniem.
Byłam w raju… Blue i Michelle patrzyły na mnie z zazdrością… Z resztą im
się nie dziwię. Za tym facetem skoczyłabym w ogień! Nalał mi wódki do szklanki
i zalał colą. Co prawda moim ulubionym drinkiem jest szklanka z wódką, no ale
przecież mu nie odmówię. W ogóle co ja robię? Gdzie jest Izzy? Plant Plantem,
ale… Z resztą whatever, raz się umiera.
-
Jimmy! Jimmy! Chodź tu na chwilę, przedstawię ci pewne miłe panie! – krzyknął do
mojej inspiracji – Page’a.
Ja
chyba śnię, ja chyba śnię… Jimmy Page idzie w moją stronę… Co prawda z śliczną
i niezbyt zadowoloną z tego dziewczyną, ale idzie w moją stronę! Uśmiechnął się
lekko, tak tajemniczo, a moje kończyny w momencie odmówiły posługi. Dobrze, że
siedziałam, bo w innym wypadku bym się przewróciła. Przedstawiliśmy się sobie
kolejno. Page nie zwracał na nas zbytnio uwagi, bo był pochłonięty rozmową z,
jak się dowiedziałam, Natalie. W sumie mu się nie dziwię. Miała duże, jasne
oczy, ciemne, długie włosy i szczupłą
sylwetkę. Do tego uroczy uśmiech i dźwięczny śmiech. Ich rozmowie średnio się
przysłuchiwałam, byłam TROCHĘ zajęta Plantem, ale chyba oczywiste, że skoro
Jimmy zwrócił na nią uwagę, to nudna i głupia być nie może.
Po
kilku godzinach Natalie szepnęła coś na ucho gitarzyście i uśmiechnęła się
uwodzicielsko. Ten na to tylko cicho coś odmruczał, po czym wstali, przeprosili
nas i udali się na górę… W wiadomym celu. Odprowadziłam ich wzrokiem i
zauważyłam, że przy okazji zaczepił ich Stradlin, którego tak długo szukałam i
wcisnął Page’owi w rękę woreczek z magiczną zawartością. Odsunęłam się lekko od
Planta, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Przygryzł lekko wargę i gestem dłoni
przywołał mnie do siebie. Miał na sobie skórzane spodnie i białą, rozpiętą do
połowy koszulę. Leciałam do niego jak na zabicie, nie zwracając uwagi na nic.
Nawet na Roberta, którego nieco zdziwiło i oburzyło moje zachowanie. Plant
Plantem, ale Izzy jest dla mnie najważniejszy. W życiu nie spotkałam takiego
faceta, jak on. Za nim pójdę wszędzie, zrobię wszystko, wszystko poświęcę. Wtuliłam
się w niego, a on objął mnie ramieniem. Wdychałam jego zapach – męskie perfumy
zmieszane z dymem papierosowym i alkoholem. Musnęłam lekko jego usta, po czym
przygryzłam płatek jego ucha. Zamruczał cicho, przyciągając mnie bliżej do
siebie. Wplótł palce w moje włosy, ale ja pokręciłam głową, otwierając drzwi do
najbliższego, pustego pomieszczenia…
And some photos...
Jimmy z Natalie..:3
Natalie
Blue
April
Molly
Michelle
Izzy
Slash, Steven i Tyler..:>
Axl
Popcorn z Duffem. :D
Jezu, ale się cieszę, że wróciłaś i to w jakim stylu. Normalnie rozdział z maksymalną ilością wrażeń i emocji. Najbardziej jednak będę przeżywać ostatnią akcję z April i Axlem, cholera. Mam nadzieję, że się opamiętali w ostatniej chwili. Ciekawa jestem co za szuja wypowiedziała takie słowa w kierunku April, którą ta naprawdę zabolało. Do tego nie mogę jednak zrozumieć dlaczego uwierzyła, że Slash ją zdradza. Przecież to niedorzeczne. Mam nadzieję, że to wszystko się jakoś ułoży, bo naprawdę jestem załamana tym wszystkim...
OdpowiedzUsuńW KOŃCU WRÓCIŁAŚ! Nawet nie wiesz, jak się w tym momencie cieszę. Axl zachował się jak dupek, ale miło, że dotarło do niego, że nim jest. Masło maślane. Tak się cieszę, że wróciłaś, że nie wiem co napisać. Wiem! Przegrzał mi się mózg i nie umiem się odnieść do rozdziału, bo gdybym chciała zacytować mój ulubiony fragment, musiałabym skopiować cały rozdział.
OdpowiedzUsuńNie wiem już nawet czy informowałam cię o każdym rozdziale, ale jeśli coś ominęłam - przepraszam. Czekam na kolejny rozdział ;*****
zapraszam na nowy rozdział ;D
Usuńhttp://sheloveheroin.blogspot.com/
No nareszcie wrocilas, Bicz!!!! Rozdzial, jak już mowilam, zajebisty *.*. Jestem bardzo ciekawa, co stalo się pozniej z April i Axlem. Normalnie takie napiecie w tym fragmencie (az się zrymowalo!jaram się xD), ze masakra. Ciekawa jestem również postaci Natalie. Wystapi ona jeszcze?? Niby Cie dlugo nie było, ale jednak powracasz z takim samym boskim talentem :D I w ogole, czekam na kolejny rozdzial. Mam nadzieje, ze dodasz już niedlugo :).
OdpowiedzUsuńTwoja Bicz ;*
JAk już Ci mówiłam - nie moja wina, że we wszystkim, czego się chwytam, jestem zajebista..xDD
UsuńCo z April i Axlem Ci nie powiem i koniec..:>
Natalie się pojawi, jeszcze nie jeden raz..;D
Postaram się dodać w piątek, dzięki za komentarz..;*
A ja kocham moją Bicz..:3 :D xD
Zajebiste! Nareszcie wrocilas! Kocham Twojego bloga. Strasznie ciekawi mnie co bedzie z April i Axlem... Kiedy kolejny rozdzial? Nie moge sie juz doczekac!( odpowiedz pliss) ;**
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło i dziękuję za komentarz..:);*
UsuńCo będzie z April i Axlem na razie nie powiem..;D Ale rozdział postaram się dodać już w piątek, chociaz nic nie obiecuję..;)
Poprosze troche wiecej Duffa ;** Bo cos go malo :cc
OdpowiedzUsuńW końcu się ogarnęłam i przybywam z komentarzem!
OdpowiedzUsuńWymarudziłam rozdział i dostałam tyle literek zajebistości :D I nie powiem, najbardziej jarał mnie Plant "Mów mi Rob, skarbie". Rozwaliłaś mnie tym kompletnie. Ja chceee już koleeeejny!!!
Nie wiem, czy miałam poinformować, ale zapraszam na pierwszy rozdział opowiadania: http://old-highway.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo to jak? Bedzie jutro rozdzialik? ;*** Bo nie mg sie juz doczekac. (prosze odpowiedz) ;*
OdpowiedzUsuńMoże w sobotę, do konca weekendu postaram się dodać. :)
UsuńNOWY ŻONKA!
OdpowiedzUsuńhttp://been-dazed-and-confused.blogspot.com/2013/07/aint-so-hard-to-recognise.html
nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://sheloveheroin.blogspot.com/
To dodasz dzis? Sorki ze Cie tak mecze,ale kocham Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńWiem, spokojnie. ;) Dzisiaj niestety nie dodam, ale postaram się jutro, przepraszam za opóźnienie.. ;_; I bardzo mi miło, pozdrawiam..;*
Usuń;ccc
UsuńWitaj! Jeśli chcesz poznać tajniki trudnej przyjaźni damsko-męskiej, zapraszam na mój blog. Pierwszy rozdział już jest. Pozdrawiam :) www.mallory.blogujaca.pl
OdpowiedzUsuńPs. uwielbiam Erin Everly :)
Dzisiaj dodasz? ;D Tak to Ja,Twoja meczycielka :DD A jak dodasz to o ktorej?
OdpowiedzUsuńWitaj, mój największy koszmarze! xD <3
UsuńTak, jeszcze nie skończyłam, ale wymęczyłaś swoje, dodam dzisiaj pewnie koło 23, bo muszę go jeszcze skończyć. ;)
Juhuuuuuuuuu ;DD Bede czekac i napewno skomentuje ;* Chociaz nie... Skomentuje nastepnego dnia,bo disiaj bede czytac w fonie,a jakos mi sie komy z fona nie dodaja ;/ Nie mg sie doczekac!!!
UsuńPrzepraszam, że nie dodalam. ;_; Wyszłam wieczorem z domu i trochę... Nie wróciłam na noc..xD Teraz idę na próbę, wrócę po południu, skończę rozdział i wrzucę. :)
UsuńI co? Wstawisz dzis?/Twoj koszmar
OdpowiedzUsuńTak, wstawię..:) Za jakąś godzinkę pewnie..:)
Usuń