piątek, 14 lutego 2014

Walę tynki w Walentynki

Na specjalną prośbę mojej ukochanej cioci Roxy (młodszej ode mnie, ale co tam xD) napisałam dodatek Walentynkowy. Zupełnie nie miałam na niego pomysłu, więc... No kuźwa, to jest jakieś dziwne. Huehuehuehuehue :D
Dobra tam, walić to! A raczej walić tynki. B|

Przed Wami kilka pojebanych historii, między innymi o tym, jak pan Steven Adler spędził kiedyś Walentynki oraz jak przebiegł koncert Death w Seattle 14 lutego (wątpię, że taki był, no ale no... Nawet jak był, to nie TAKI xD).


   Dawno dawno temu... No dobra, bez przesady. Wcale nie tak dawno, bo w roku 1982 w małej, malowniczej miejscowości o nazwie Los Angeles żyło sobie od cholery dziwnych ludzi. Poza tymi dziwnymi, byli też mniej dziwni i zdziwniali do reszty. A gdzieś tam, na tamtej ulicy... Albo w sumie może innej. Kurwa, nie pamiętam. No gdzieś tam stałem ja, ściślej mówiąc to pod sklepem. Tak, pod monopolowym. Wiatr seksownie rozwiewał mi włosy, a przynajmniej tak mi się zdawało. Dookoła mnie tysiące serduszek. Słodko. Zbliżał się Dzień Świętego Walentego. Z tejże okazji udałem się na obchód sklepów spożywczych i skorzystałem z promocji na lizaki i czekolady. Została mi nawet kasa na wódkę. Jako że byłem za młody, żeby samemu ją sobie kupić, zaczaiłem się pod tym monopolowym i czekałem na jakiegoś przyjaznego typa, który byłby skłonny to dla mnie zrobić. Mijały długie sekundy... W końcu zdałem sobie sprawę, że chce mi się sikać, więc wcisnąłem się między budynki, aby... Jakby to ładnie ująć... Nie wiem, pieprzyć to. Poszedłem się odlać. Poczułem niesamowitą ulgę i byłem gotów przestać pod tym sklepem kolejne długie sekundy. Na szczęście nie było to konieczne, bo akurat zauważyłem swojego kumpla z ulicy - Danny'ego. Katana, rurki, białe adidaski, rozpuszczone długie włosie i zalany, ale mimo wszystko całkiem niezły ryj.
   - Czee, stary! - poklepał mnie po ramieniu. - Co ty tu tak sam stoisz? Rozejrzyj się... Miłość, kurna, miłość... Rzygam tą całą atmosferą. Ty też singiel, nie? Walentynki spędzasz samotnie? Nie martw się, w inne dni też cię nikt nie kocha, takie życie. Wódka zawsze rozumie, nie? - mrugnął do mnie, szczerząc zęby.
   - Taa, w tej sprawie tu stoję. Może złożymy się na flaszkę czy dwie i pójdziemy je gdzieś opróżnić, co? - zaproponowałem z uśmiechem.
   Pomysł mu się spodobał. Danny zawsze był chętny do picia. Zaprosił mnie na imprezę z okazji święta zakochanych, która miała odbyć się na drugi dzień. No czyli w Walentynki, nie? Zero miłości, tylko alkohol, narkotyki, dobra muzyka i seks bez zobowiązań. To lubię, więc się zgodziłem bez zastanowienia.

~*~

   Zapukałem do drzwi Danny'ego. Czekałem kilka chwil, po czym mocno walnąłem się z dłoni w czoło. Muzykę dobiegającą ze środka słychać na pół osiedla, a oni akurat usłyszą, jak pukam. Otworzyłem drzwi z impetem, prawie zabijając dziewczynę, stojącą obok nich. Grzecznie przeprosiłem i udałem się na obchód domu, żeby obczaić co i jak. Dużo alkoholu. Dużo półnagich kobiet, pewnie dziwki. Poszedłem do salonu i usiadłem w fotelu, po drodze zabierając flaszkę wódki. Obok mnie sączyła drinka całkiem urocza dziewoja w spodniach i koszulce Motorhead. Czyli nie dziwka. Czarne włosy co jakiś czas opadały jej na twarz. Ale cóż to była za laska! Wstałem i podszedłem do niej, mijając ową czarnowłosą... Myśleliście, że o niej mówiłem? Ha, nie! Kawałek za nią siedziała śliczna ruda dziwka, musiałem ją mieć. Stanąłem przed nią i zastanawiałem się, jak zagadać. Ona również piła, a może raczej łoiła drinka. 
   - Walisz drinki w Walentynki? - zapytałem.
   Próbowałem się oprzeć seksownie o stół, ale niestety ten trochę mi odjechał i przyjebał w ścianę. Cóż... Wszyscy skupili swoją uwagę na mnie i na wielkiej dziurze w ścianie, którą zrobiłem. Ekhem... To znaczy stół zrobił, nie wiem, jak to się mogło stać. Do salonu wpadł wkurwiony Danny.
   - Stary, co to ma kuźwa być?!
   - No ale co jest? - udawałem, że nie wiem, o co chodzi. - Ona wali drinki, a ja walę tynki w Walentynki, gdzie tu problem?
   Wyleciałem z mieszkania i spędziłem dzień zakochanych na dworcu, wpierdalając hamburgery. I było mi zajebiście.



 ~*~

   Nie mogłam się doczekać na ten koncert. Michael nie mógł ze mną iść, w sumie chyba nawet nie chciał, nie lubił zespołu Death tak jak ja... Ja ich uwielbiałam, a w ostatnim czasie weszli na pierwsze miejsce listy najczęściej puszczanych przeze mnie kawałków. Poszłam więc na ich koncert sama. Za nic nie mogłam tego przegapić, zwłaszcza, że grali w moim mieście. Seattle. Najbardziej rozwalała mnie data, 14 lutego, lepszej chyba wybrać nie można na koncert metalowy. 
   Wcisnęłam się w skórzane rurki, ubrałam koszulkę tego zespołu i usiadłam przed lustrem. Nakładałam makijaż wsłuchując się w dźwięki dema Death By Metal. Czerwone włosy zostawiłam rozpuszczone. Narzuciłam ramoneskę i zawiązałam glany, po czym wyszłam z domu i ruszyłam na przystanek autobusowy. Cała się trzęsłam, zawsze tak miałam przed koncertami. Wysiadłam pod klubem, ochrona nawet mnie nie przeszukała, Death nie był w końcu jakimś super znanym zespołem, więc raczej olewali sprawę. Ale ja czułam, że kiedyś będę wielcy, że stworzą coś niesamowitego.
   Weszłam do środka i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to mnóstwo czarnych serduszek i podobnych "walentynkowych" dekoracji, powieszonych u sufitu. Poszłam pod scenę i usiadłam pod ścianą, gotowa zerwać się do pogo w każdej chwili. Wyszli na scenę. Nie ukrywam, że od początku skupiałam się tylko i wyłącznie na Schuldinerze. Miał w sobie to ''coś'', niesamowicie mnie pociągał. Wstałam i stanęłam centralnie przed nim. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się lekko. Miałam kisiel w gaciach, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zaczęli grać. Dzielnie szłam w pogo i zarzucałam włosami pod sceną, co chwilę napotykając na sobie spojrzenie Chucka. To był najlepszy koncert, na jakim byłam. Kam Lee rzucił pałeczki. Czyli koniec? Już?
   Podeszłam do baru i zamówiłam drinka. Uparcie wpatrywałam się w drzwi, przez które przed chwilą wyszedł Rozz. Czyli Schuldiner też musiał tam być. W końcu wyszedł, a ja zaczęłam udawać, że wcale go nie obserwuję i nie siedzę tu tylko dla niego. Zadziałało - podszedł do mnie. Usiadł obok i sobie również zamówił alkohol.
   - Podobał się koncert? - zagadnął.
   - Spierdoliliście jeden kawałek - wymusiłam na sobie lekceważący uśmiech.
   - Niemożliwe! - podniósł się. - Tylko jeden?!
   Obydwoje wybuchnęliśmy szczerym śmiechem. Cały czas go obserwowałam. Gdy patrzył mi w twarz, niby przypadkiem akurat w tamtej chwili oblizywałam wargi. Kiedy nad czymś myślał, spoglądał w dół. A ja wtedy zakładałam nogę na nogę. Po kilku... Lub kilkunastu drinkach, postanowiliśmy wyjść razem na spacer. Zaopatrzyliśmy się w wódkę w pierwszym lepszym sklepie i znaleźliśmy sobie w miarę ustronne miejsce. Po połowie pierwszej flaszki zaczęły się namiętne pocałunki. Po skończeniu drugiej... Cóż...

~*~

   Otworzyłam oczy. Zbyt dużo światła, z powrotem je przymknęłam. Czułam obok siebie drugiego człowieka. Jeszcze raz ostrożnie uniosłam powieki. Schuldinger leżał na trawie, a ja na nim. Powoli wstałam i zaczęłam dreptać w miejscu, żeby rozprostować kończyny. Zapaliłam papierosa, tego potrzebowałam. Rozejrzałam się dookoła.
   - O kurwa! - na więcej nie było mnie stać.
   - Co jest, Molly? 
   Chuck się obudził. Nawet pamiętał jak mam na imię. Czyli nie było tak źle. Zaraz... Było tak źle! Dalej nie wierzyłam własnym oczom!
   - Chyba trochę... Zabalowaliśmy - odpowiedziałam.
   - O czym mówisz?
   - Pamiętam, że koncert był w Seattle, a nie w... Nowym Jorku... Prawda?
   - O kurwa... 
   Schuldinger wstał i też nie mógł wydusić z siebie nic innego... W sumie ładna ta Statua Wolności. Ale jak wrócimy do domu bez kasy?

____________
To ten... Proszę o komentarze? xD

30 komentarzy:

  1. Przeczytałam, skomentuję później! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, to jest świetne!
    Rozumiem, że czerwonowłosa dziewczyna to Molly >.<
    Muszę przyznać, że doprowadziłaś mnie Adlerem do takiego stanu, że śmiałam się jak głupia na elektrotechnice! A musiałam jeszcze jakoś przeżyć drugą godzinę i polski! Dzięki bardzo XD
    No i prawie umarłam, kiedy to przeczytałam:
    - Spierdoliliście jeden kawałek - wymusiłam na sobie lekceważący uśmiech.
    - Niemożliwe! - podniósł się. - Tylko jeden?!
    MATKO JEDYNA!
    Ja chcę więcej ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. boże, faktycznie!
      ALE JESTEM GŁUPIA HAHAHAHA

      Usuń
    2. w końcu udało mi się skończyć rozdział, więc zapraszam :D
      http://sheloveheroin.blogspot.com/

      Usuń
  3. No to od początku.
    Była jakaś dziesiąta (rano), jak to przeczytałam. Jak zobaczyłam tytuł to zaczęłam się tarzać po łóżku (korzystam z ostatnich dni ferii... A ty mi skutecznie nie dajesz spać! xD) ze śmiechu i wiedziałam, że to nie będzie byle co.
    I się nie przeliczyłam! A ten tekst Steven'a : "Ona wali drinki, a ja walę tynki w Walentynki, gdzie tu problem?" Hahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahah!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! On zawsze przebija wszystko... Dalej: " Wyleciałem z mieszkania i spędziłem dzień zakochanych na dworcu, wpierdalając hamburgery. I było mi zajebiście." - jego tok rozumowania potrafi powalić na kolana! *___*
    I potem ta scenka... Koncert... Achhh... I końcówka! Końcóweczka znowu rozproszyła cały ten błogi i walentynkowy nastrój. Nagły powrót do rzeczywistości : " Chuck się obudził. Nawet pamiętał jak mam na imię. Czyli nie było tak źle. Zaraz... Było tak źle! Dalej nie wierzyłam własnym oczom!
    - Chyba trochę... Zabalowaliśmy - odpowiedziałam.
    - O czym mówisz?
    - Pamiętam, że koncert był w Seattle, a nie w... Nowym Jorku... Prawda?
    - O kurwa...
    Schuldinger wstał i też nie mógł wydusić z siebie nic innego... W sumie ładna ta Statua Wolności. Ale jak wrócimy do domu bez kasy?"
    :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD No tak. xD
    Ogólnie to było świetne i ja chcę więcej. Nawet jeżeli przez takie teksty i myśli Steven'a nie będę mogła złapać oddechu, to jako duch będę czytać to opowiadanie! No i oczywiscie nieodłączna część komentarza: Reklama! - http://in-the-world-of-rock.blogspot.com/2014/02/rozdzia-3.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha. STIWEN. Nie mogę. A ja miałam bardzo udane walentynki.
    Fajny pomysł , dobrze, że to napisałaś.
    Ale bardziej mi się chyba podobała ta pierwsza sytuacja.
    Ach...
    Nie zrozumiem walentynek, dla mnie to dzień głupich skojarzeń ( po walentynkach w tym roku).
    <333333

    OdpowiedzUsuń
  5. To. Jest. Zajebiste.
    Heh Steven wali tynki w walę tynki. Taki suchar. Ale jak Moly i Chuck dostali się do NY? Możesz mnie informować?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeeej tyle miłości <3 I zaiste, nie ma nic lepszego niż metalowy koncert na walentynki :D

    OdpowiedzUsuń
  7. na początek, u mnie nowy rozdział!: http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/


    komentarz do poprzedniego rozdziału: Axl sprząta? no nie wierzę. ale po chwili jak widać mu się znudziło. Popcorn i tak najlepszy, wyjeżdża z propozycją imprezy, chłopcy się wahają, a on: "już i tak wszystkich zaprosiłem" XD a o tym łóżku Slasha to byłam pewna, że tam jego wąż leży! chciał, żeby jego gadowi było wygodnie, to pozwolił mu spać w wygodnym łóżeczku, a sam poszedł na podłogę. ale było puściutko :)

    komentarz do dodatku: jeju, jest świenty! w takim starym, ohydnym, thrashowym stylu. najlepsze było to jak próbował poderwać laskę, chciał się oprzeć "seksownie" o stół, a ten rozjebał ścianę i oprócz tego wyrzucili go z imprezy, hahahahah. Walentynki na dworcu i wpierdalanie hamburgerów, to musiało być zajebiste.
    uwielbiam Death! cieszę się że o nich wspomniałaś. a Chuck faktycznie miał w sobie coś niesamowitego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochan moja ciociu najdroższa (dobra, koniec podlizywania się) http://jump-in-the-firee.blogspot.com NOWY ROZDZIAŁ JE! Wpadaj! <333 Siostrzenica Cię kocha!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jacie pierdziele. Dodałam czterdziesty rozdział i tak się do wszystkich wpierdalam. Także zapraszam na http://thestorytakesitsturn.blogspot.com/ :D
    Aaaa no i ten, mogę Cię gdzieś indziej informować niż na blogu? Bo to jednak męczące klikać tysiąc razy i pisać, że się pojawiło, a ja jestem leniwa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ehh... tak bardzo nie lubię wciskać się komuś w komentarze, by robić znienawidzony spam. Nikt go nie lubi, wiemy o tym!
    Jednak kiedy wraca się po tak długiej przerwie, by znów próbować swoich sił w pisaniu, trzeba od czegoś zacząć. Nawet od reklamowania się!
    W takim razie... pragnę zaprosić na mój nowy blog. Prolog opowiadania. Po półtora rocznej przerwie od blogowania. Jestem starej daty. Pamiętam zamierzchłe czasy onetowskich i blogspotowych opowiadań!
    Dosyć lania wody, zapraszam: http://bullshit-and-lies.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej :) Pragnę zaprosić Cię na pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na drugi rozdział opowiadania "Nigdy nie mów żegnaj" http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Komentarz króciutki, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz ._.
    Ten dodatek jest po prostu zajebisty *u* Duff jest w tym tekście tak głupi, że aż nie da się go nie kochać. xD Głupota ma swój urok, ya know! B|
    Także mam nadzieję, że napiszesz jeszcze kiedyś jakieś dodatki, bo są genialne :D ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. U mnie... coś nowego. XD
    http://in-the-world-of-rock.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Skoro informuję, to znaczy, że kiedyś skomentowałaś moje opowiadanie. Nie mam w zwyczaju informować osób, które o to nie proszą, ale u mnie nowy post i zależy mi na dużej ilości komentarzy pod nim.
    http://in-the-world-of-rock.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam na nowy (piąty) rozdział http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj, Ewciu. xD Chyba do tej pory byłas tylko nominowana do VBA, prawda? Więc, gratuluję!
    Zostałaś nominowana do LBA!
    Szczegóły: http://in-the-world-of-rock.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  18. Nominuję cię do nagrody Liebster Blog Award. Szczegóły na zwariowany-swiat-lily-i-gunsow.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  19. Moja osoba nominowała Twoją osobę do tego cudownego czegoś pod tytułem Liebster Blog Award. Niżej link do pytań, na które teoretycznie powinno się odpowiedzieć.
    http://during-the-november-rain.blogspot.com/2014/05/bonusowy-jebacz-liebster-blog-award.html

    PS. ERIN ZAKLINAM CIĘ NA MORRISONA, OBUDŹ SIĘ ZE SNU ZIMOWEGO I PISZ, PISZ!

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapraszam na rozdział 6 :) http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Cześć. Odpowiedzi na pytania i krótkie wyjaśnienia wreszcie u mnie na blogu. :

    OdpowiedzUsuń
  22. Nominowałam Cię do Liebstera, tu są szczegóły ;)
    http://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  23. Nominowałam Cię do VBA!!!
    http://in-the-world-of-rock.blogspot.com/
    Buahahahaha! XDDD (złowieszczy śmiech, jeszcze tylko brakuje 'strasznej muzyczki' XD)

    OdpowiedzUsuń
  24. Hej, zapraszam na rozdział :). http://thestorytakesitsturn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Przeczytałam twoje opowiadanie już jakiś czas temu i jest wykurwiście... Liczę na to, że wrócisz do nas... ;-) To może tak na zachętę nominacja... ;-)
    http://rockrockrockmusic.blogspot.com/2014/07/versatile-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń
  26. Cześć! :)
    Wreszcie mogę zaprosić na 25 rozdział na ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com
    Kiedy nowy u Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  27. HALO HALO
    TU ERIN/IGNIS/WHATEVER.
    NIE MOGĘ SIĘ ZALOGOWAĆ NA SWOJE KONTO NA BLOGGERZE Z POWODÓW BLIŻEJ MI (NIE)ZNANYCH, DLATEGO BLOG ZOSTAŁ PRZENIESIONY TUTAJ ---> http://take-a-look-to-the-sky.blogspot.com/
    ZAPRASZAM :)

    OdpowiedzUsuń